Z przyjściem leworęcznego rozgrywającego działacze i kibice wiązali spore nadzieje. Reprezentant Holandii zbierał dobre recenzje w solidnym bundesligowym Füchse
Berlin. W okresie przygotowawczym Bult nie pokazał swoich atutów. Mocno z niego niezadowolony był Bogdan Wenta i w poniedziałek zarząd Vive rozwiązał z zawodnikiem umowę. - Mark to bardzo sympatyczny facet, ale niestety, nie sprawdził się. To był bardzo trudny dla nas temat i ryzykowna decyzja. A na pewno najtrudniejsza. Może okazać się nietrafiona, możemy jej potem żałować. Czas pokaże... - mówił prezes Vive Bertus Servaas.
Paweł Matys, Ziemowit Nowak: Dlaczego Mark Bult nie będzie grał w Kielcach?
Mark Bult: Musicie zadać to pytanie Bogdanowi Wencie. Sam nie wiem czemu. Trener powiedział mi tylko, że ma w klubie za dużo zawodników, w tym na mojej pozycji, i to byłaby duża strata, gdyby tak dobry piłkarz jak ja siedział na ławce rezerwowych lub na trybunach. Mateusz Zaremba jest Polakiem, więc musi zostać, a ja mam odejść. Więc nie chodziło o to, że jestem słaby, ale że nie jestem z waszego kraju. Tak myślę. Wenta nie powiedział tego dosłownie, ale tak to zrozumiałem.
Zdecydowała więc lepsza znajomość języka i komunikacja między zawodnikami, a nie umiejętności sportowe?
- To oczywiste, że Zaremba ma lepszą możliwość komunikacji w polskim zespole ode mnie, ale jeśli chodzi o grę w piłkę ręczną, to ja jestem lepszy. Bogdan wspomniał, że nie mówię dobrze po polsku, ale to chyba normalne. Jestem tu przecież dopiero pięć tygodni. Z czasem mój język by się poprawił.
Czy jest Pan rozczarowany, że nie zagrał żadnego poważnego spotkania, tylko mecze towarzyskie?
- Oczywiście, jestem bardzo, bardzo rozczarowany. Zawiodłem się na Bogdanie, że nie dał mi szansy. Byłem kontuzjowany przez dwa tygodnie przed spotkaniami z FC Barceloną Borges. Grałem po 15 minut w sparingach, nie dawał mi szansy pokazania umiejętności. Dla mnie to niezrozumiałe, wręcz nawet szalone. Jestem wkurzony, że muszę odejść w takiej sytuacji, ale nic już nie mogę zrobić.
Co na to Bertus Servaas?
- Wcale mu się to nie podoba. Jest niezadowolony, że muszę odejść. Uważa, że powinienem dostać szansę i dłużej zostać w Kielcach. Jeszcze wczoraj [w poniedziałek - przyp. red.] z nim o tym rozmawiałem, był zdenerwowany całą sytuacją. Dodał, że powiedział Wencie, by uważał na to, co robi, że jestem dobrym zawodnikiem.
Co Pan sądzi o takim sporze między właścicielem klubu a trenerem o zawodnika?
- Uważam, że Bertus Servaas może takie słowa powiedzieć trenerowi, ale niewiele więcej. Pozycja Wenty jako trenera w klubie i w ogóle w polskiej piłce ręcznej jest bardzo, bardzo mocna. Ale jest to jakiś skandal, głupota.
Jak to możliwe, że zawodnik zbierający świetne recenzje w Bundeslidze nie może przebić się w polskim klubie?
- Sam tego nie rozumiem. Bundesliga jest zdecydowanie mocniejszą ligą od waszej. Polska ma tak naprawdę tylko dwa mocne kluby:
Kielce i
Płock, a w
Niemczech pierwszych 10 klubów jest równie dobrych, z każdym z nich trzeba grać na 100 proc. W Polsce można zagrać na 80 proc. i wygrać z każdym.
Wenta mówił "Gazecie", że miał Pan problemy ze zrozumieniem nowego systemu obrony 3-2-1.
- To nieprawda! Nie miałem szansy grać w tym systemie. Głównie występowałem w ataku, nie ćwiczyliśmy tej obrony. Nie wiem, dlaczego tak powiedział.
Nie wydaje się Panu dziwne, że Wenta rezygnuje z kolejnego Holendra? Najpierw Konitz, teraz Pan. Co ciekawe, macie tego samego menedżera.
- Myślę, że to przypadek. Bartosz miał wypadek samochodowy, to się zdarza, taki los. Nie widzę tu żadnej analogii.
Gdzie Pan teraz zagra?
- Wracam do Bundesligi. Interesują się mną trzy, cztery kluby. Podpiszę kontrakt na dwa lata, a nie na pięć tygodni (śmiech).
Chciałby Pan jeszcze wrócić do Kielc?
- Oczywiście, że tak. Kibice są fantastyczni, wspomagają zespół jak szaleni, organizacja pracy w klubie, atmosfera są bardzo dobre. Jest tylko jeden warunek - wrócę, jak nie będzie tutaj Bogdana Wenty.