Po kontuzji Bieleckiego. Mariusz Jurasik o koszmarnych kontuzjach i brudnych trikach w piłce ręcznej

Gdybym myślał o kontuzjach, to grałbym na połowie boiska, w obawie przed urazem nie podchodząc nawet do obrony przeciwnika. A to nie miałoby sensu. Ale teraz cały czas myślę o tym co się stało z Karolem. Może tak być, że długo to będzie w nas siedziało - opowiada Sport.pl Mariusz Jurasik, który przez wiele lat grał z Karolem Bieleckim w klubach i reprezentacji Polski.

W piątek Karol Bielecki przyznał, że ostatecznie stracił lewe oko po urazie, jakiego doznał tydzień wcześniej w meczu Polska - Chorwacja. Według lekarzy oznacza to koniec kariery sportowej jednego z najlepszych polskich piłkarzy ręcznych.

Mariusz Jurasik z Karolem Bieleckim w jednej drużynie grają od lat. Najpierw w Kielcach, ostatnio przez kilka lat w niemieckim Rhein-Neckar Löwen, a cały czas w reprezentacji Polski. Razem zdobyli wicemistrzostwo i brązowy medal mistrzostw świata, piąte miejsce na olimpiadzie w Pekinie i czwarte na mistrzostwach Europy, razem zagrali w półfinale Ligi Mistrzów.

Piotr Rozpara: Czy przez kilkanaście lat gry w piłkę ręczną słyszałeś o tak dramatycznych wydarzeniach na parkiecie?

Mariusz Jurasik, rozgrywający reprezentacji Polski i Vive Targi Kielce: - Nigdy, dopiero po tym strasznym urazie Karola przeczytałem gdzieś, że w poprzednich latach były podobne przypadki. Jeden z Islandczyków [Jason Olafsson] nadział się okiem na łokieć rywala i po wielu operacjach musiał zrezygnować z uprawiania sportu. W drugim przypadku znany leworęczny chorwacki rozgrywający Petar Metlicić też miał bardzo poważny uraz oka [w 2004 roku w półfinale mistrzostw Europy], ale po wielu miesiącach rehabilitacji wrócił do wielkiej formy.

Trudno jednak porównywać te przypadki, bo nic o nich nie wiemy.

- Ciężko porównać je do sytuacji Karola, bo kontuzja kontuzji nie jest równa, jeśli chodzi o kolano czy palce, a co dopiero mówić o oku. Ale we wszystkich przypadkach, których byłem świadkiem, mniej lub bardziej poważne urazy kończyły się operacją czy rehabilitacją i wcześniej czy później zawodnik wracał do uprawienia sportu. Dlatego wypadek Karola tak bardzo mną wstrząsnął. Nie tylko dlatego, że razem gramy w kadrze, ale przede wszystkim, że jest moim bardzo dobrym kolegą.

W swojej karierze byłeś świadkiem innych dramatycznych wydarzeń na boisku?

- Najbardziej pamiętam sytuację z udziałem właśnie Karola sprzed dwóch czy trzech lat, gdy razem graliśmy w Rhein-Neckar Löwen. Na treningu " Kola" rzucił na bramkę i po puszczeniu piłki przypadkowo trafił ręką w czoło Andreja Klimovetsa i wgniótł czy połamał mu jedną z kości czaszki. Pamiętam, że jak podszedłem zobaczyć co się stało Andrejowi, to zamiast czoła ujrzałem dół w głowie. Klimovets przeszedł operacje, włożono mu do głowy jakieś blachy, ale szczęście w nieszczęściu było takie, że - nie wiem jak to określić fachowo - zmiażdżony był tylko pierwszy płat czaszki, a ten pod spodem był cały. Dzięki temu nie doszło do uszkodzenia mózgu. Po paru miesiącach wrócił do gry i do dziś spisuje się świetnie.

Niesamowita historia, ale mimo że piłka ręczna to tak bardzo kontaktowy sport, o takich dramatycznych wydarzeniach nie słyszymy często.

- Rugby, piłka ręczna i hokej to pierwsza trójka najbardziej kontraktowych dyscyplin drużynowych. Tylko że praktycznie całe ciało hokeisty jest bardzo dobrze chronione, a w piłce ręcznej i rugby możemy jedynie chronić swoją szczękę.

Tym bardziej niesamowite, że takich dramatycznych zdarzeń nie ma wiele.

- To kwestia treningu i doświadczenia. Jeśli od małego chłopaka to się ćwiczy, to potem łatwiej jest obronić się przed coraz mocniejszymi uderzeniami rywali, łatwiej jest je przyjąć, wiadomo jak upaść na plecy, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Uczymy się tego całe życie, podobnie jak piłki ręcznej. Wbrew pozorom nie przychodzimy na trening tylko po to, żeby porzucać sobie piłką czy przypomnieć pewne zwody czy zagrania.

Trochę tak jak w przypadku nart, szkolenia zaczyna się od nauki upadku.

- Dokładnie, dobra amortyzacja uderzeń, które przyjmujemy, to połowa sukcesu. Pamiętam jak w wieku 20 lat przyszedłem do Kielc jako rozgrywający i trener Giennadij Kamielin przesunął mnie na prawe skrzydło. Na treningach musiałem zmierzyć się z dwoma najlepszymi wówczas bramkarzami w Polsce, czyli Rafałem Bernackim i Maćkiem Stęczniewskim. Nie dość, że przez pół roku nie potrafiłem rzucić im bramki ze skrzydła, to jeszcze nie umiałem upadać na boisko po rzucie. Do dziś pamiętam jak strasznie poobijane miałem łokcie, kolana, bark, biodro.

Na jakich pozycjach piłkarze ręczni są narażeni na najgorsze urazy?

- Ciężko powiedzieć. Teoretycznie najgorzej ma kołowy, bo on przez cały mecz szarpie się z rywalami w gąszczu rąk, nóg, łokci, kolan. Z drugiej strony nie ma takiej siły jak rozgrywający, np. rozpędzony Karol Bielecki, który atakuje bramkę z niesamowitym impetem. Najbezpieczniej powinien mieć bramkarz, bo zagrożona jest głównie głowa i to od uderzenia piłką, ale to też teoria. Sławek Szmal miał już chyba ze cztery operacje kolana, a ładnych parę lat temu Arturowi Góralowi z Wisły Płock skrzydłowy spadł na nogę, powodując otwarte złamanie piszczela. Nikt nie sądził, że po czymś takim Artur wróci do sportu, a wrócił.

Grałeś już na całym świecie, są piłkarze ręczni powszechnie uważani za brutali?

- Jest kilku znanych z bardzo twardej, nawet brutalnej gry, ale nie można też powiedzieć, że grają po to, żeby komuś zrobić krzywdę. U wielu zawodników ta brutalność wynika z walki, szczególnie dotyczy to obrońców. Trudno powiedzieć czy w danym przypadku o takiej postawie zdecydował trener, czy zawodnik ma to we krwi, czy brutalną grą nadrabia braki innych umiejętności.

A najbardziej " brudne" zagrania w piłce ręcznej?

- Atak na głowę przeciwnika, na jego ręce, bark. Dynamicznie atakującemu piłkarzowi ręcznemu nietrudno jest wyrwać bark i " załatwić" mu karierę.

Myślisz o tym wychodząc na boisko?

- Gdybym o tym myślał, to - mówiąc naszym żargonem - grałbym na 20 metrze [na połowie boiska] w obawie przed urazem nie podchodząc nawet do obrony przeciwnika. A to nie miałoby sensu. Myślę jednak, że na tym wysokim poziomie szacunek jednego zawodnika do drugiego jest duży. Większość brutalnych fauli zadawanych jest z przodu, widzisz co robi rywal i możesz zareagować. Najgorzej, gdy ktoś atakuje z tyłu, bo nie wiesz co się może stać. To tak jakbyś szedł ulicą i nagle grzmotnął cię ktoś przez plecy kijem bejsbolowym. Nie masz szans.

Czy teraz wychodząc na boisko będziesz wracał do tej koszmarnej sytuacji z Karolem Bieleckim?

- Nie wiem, mamy teraz urlopy, przygotowania zaczną się za miesiąc. Teraz cały czas myślę o Karolu, o tym co się stało. Może tak być, że długo to będzie w nas siedziało.

W piątek Karol powiedział mi, że lekarze odradzają mu próbę powrotu do czynnego sportu, a z drugiej strony już oglądał specjalne gogle, w których mógłby grać. Myślisz, że spróbuje?

- Jeśli Karol bardzo będzie chciał powrócić do gry, to na pewno spróbuje. A wtedy zrobi wszystko, znajdzie wszystkie możliwe środki, żeby tak się stało. I wtedy wróci na boisko. Ale żeby tak było, teraz Karol musi mieć kilka miesięcy odpoczynku, przyzwyczajenia się do nowego życia.

Jak do tego doszło?! rekonstrukcja fatalnych wydarzeń ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.