Finał Wisła - Vive na remis

Cztery mecze wielkiego finału świętej wojny nie przyniosły rozstrzygnięcia. W sobotę Wisła rozbiła podopiecznych Bogdana Wenty 32:24 (16:13). A w niedzielę, zamiast zapewnić sobie złoto... - Wyszliśmy na niesamowitej kur... Chcieliśmy pokazać, że jednak mamy jaja - stwierdził kołowy Vive Daniel Żółtak, kilka chwil po tym, jak Vive zdemolowało nafciarzy 29:23 (12:11).

Vive zdemolowało w czwartym meczu nafciarzy 29:23, bo piłka ręczna to gra dla prawdziwych twardzieli. Ktoś w Kielcach, gdy przed tygodniem Wisła wygrała pierwszy mecz wielkiego finału play-off, mówił, że nafciarze mają w składzie samych facetów "z jajami". - Nie to co u nas. Może dwóch, może trzech byś takich znalazł - dodał.

W sobotę w Płocku ten ktoś musiałby dojść do takiego samego wniosku. Bo samym Tomaszem Rosińskim, który nie bał się wejść w strefę obronną mistrzów Polski, meczu wygrać się nie dało. Tak samo jak na tym poziomie, gdy ważą się losy złota, nie da się zwyciężyć magią trenera Bogdana Wenty. Sukcesy z reprezentacją to jedno, z drużyną klubową, to już zupełnie inna bajka. A najbardziej nawet wymyślny plan i misterna taktyka nie pomogą, jeśli nie ma kto go zrealizować.

A duński szkoleniowiec płocczan Flemming Oliver Jensen triumfował. Jego zawodnicy grali twardo i bezkompromisowo w obronie. Skutecznie wybijali rywalom z głowy marzenia o zwycięstwie. Na dodatek mieli świetnego w bramce Mortena Seiera, który chwilami bronił, co chciał i jak chciał. Mimo to na początku drugiej połowy sobotniego spotkania Vive zdobyło trzy gole z rzędu i doprowadziło do remisu 16:16. Według Wenty był to przełomowy moment meczu. - Kiedy był remis po 16, sędziowie nie uznali naszej bramki - tłumaczył zdenerwowany po meczu. - Później podyktowali karę dwóch minut i Płock nam odjechał.

Czy to jednak sędziowie zawalili sprawę? W 37. min na ławkę kar powędrował Podsiadło, a gdy wrócił, było już 19:16 dla Wisły. Wenta zapomniał, że gdy na początku drugiej połowy dwójkę dostał Bartosz Wuszter, to jego zespół właśnie wtedy odrobił straty. Wychodzi zatem na to, że gdyby nie ta kara, Vive nie miałoby szans dogonić gospodarzy. Bo że nie miało szans wygrać, dobitnie pokazały kolejne minuty. - Udało nam się realizować nasz plan mniej więcej do 40. minuty - tłumaczy kielecki rozgrywający Tomasz Rosiński. - Później coś się zepsuło. Wisła zdobywała łatwe bramki.

Fantastyczne gole rzucał Michał Zołoteńko. Efektownie wykańczał kontry Witalij Nat. W efekcie długo przed zakończeniem spotkania Seier tańczył w polu karnym podobnie jak trener nafciarzy przy bocznej linii. Dlaczego Vive przegrało? Najlepiej świadczą o tym słowa kołowego Michała Stankiewicza. - Bo oni byli zdeterminowani - wypalił.

W niedzielę cały Płock czekał na przysłowiową kropkę nad i. Ale o dziwo Wenta, który dzień wcześniej wściekał się na sędziów, tym razem był w dobrym nastroju. Wysiadł z klubowego autokaru z uśmiechem na twarzy, a potem żartował z drugim trenerem Tomaszem Strząbałą. Świetny nastrój nie opuszczał też Bertusa Servaasa, charyzmatycznego prezesa Vive, który w rytm muzyki przeskakiwał z nogi na nogę. Jakby byli przekonani, że nic złego już się nie może stać.

I nie stało. Bo kielczanie pokazali charakter. Zagrali tak twardo i skutecznie w ataku pozycyjnym jak jeszcze w żadnym meczu tego finału. Wreszcie też mogli liczyć na Kazimierza Kotlińskiego, który dosłownie zamurował bramkę. Kielczanie aż kipieli energią, chęcią zdobycia jaskini lwa. - Wyszliśmy na niesamowitej kur... Chcieliśmy pokazać, że jednak mamy jaja, bo chodziły pogłoski, że nie mamy. Mieliśmy w sobotę po meczu męską rozmowę, padły ostre słowa i przyniosło to skutek - powiedział Daniel Żółtak, kołowy Vive. Wraz z Piotrem Grabarczykiem był liderem defensywy, od której płocczanie odbijali się jak od ściany. A w ataku szaleli Rosiński i Paweł Podsiadło. No i koniec końców team Wenty, który w pewnym momencie prowadził nawet 10 bramkami, bezdyskusyjnie zwyciężył.

- Teraz już nie możemy tego spieprzyć. Jedziemy do Kielc po złoto - zaznaczył szczęśliwy rozgrywający Kamil Krieger. Ale takie same plany ma Wisła. - My tam kur... pojedziemy wygrać - dodał kołowy Bartosz Wuszter.

Decydujące piąte starcie w środę o godz. 18.30

Wisła Płock - Vive Kielce 32:24 (16:13) i 23:29 (11:12)

Wisła: Seier, Wichary - Kwiatkowski 2 i 0 CZ (z gradacji kar), Jędrzejewski 1 i -, Paluch 9 (2) i 6 (5), Wiśniewski - i 2, Kuptel 1 i 1, Wuszter 2 i 4, Nielsen 0 i 1, Zołoteńko 6 i 1, Twardo 4 i 3, Rumniak 3 i 3, Nat 4 i 1, Pronin - i 1;

Vive: Kubuszewski, Kotliński - Grabarczyk 0 i 1, Krieger 1 i 1, Podsiadło 2 i 5, Kuchczyński 4 i 2, Jachlewski 3 i 1, Piwko 1 i 0, Sadowski 1 i 2, Gliński 4 (3) i 5 (4), Żółtak 0 i 1, Rosiński 7 i 8 (2), Konitz 1 i 3, Stankiewicz.

Kary: Wisła - 16 min i 10 min; Vive - 6 min i 14 min.

Serwis o Piłce Ręcznej - zobacz na Sport.pl ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.