Człowiek, który zatrzymał Chorwację, wierzy, że Polaków stać na złoto

29-letni Marcin Wichary na igrzyskach w Pekinie był bohaterem zwycięskiego meczu z Chorwacją (27:24). Teraz ogląda mistrzostwa świata przed telewizorem, ale nie zazdrości, tylko skacze z żoną pod sufit po każdej bramce Polaków.

Rywale Polaków czyli Beckham piłki ręcznej, snajper bez palca i średni bramkarz

Przemysław Iwańczyk: Jan Tomaszewski zatrzymał Anglię, pan zatrzymał Chorwację...

Marcin Wichary: Igrzyska w Pekinie to stare czasy, nikt tego nie pamięta (śmiech). Trafił mi się dobry mecz ( przeczytaj relację )., cała obrona zagrała wtedy dobrze, a ja tylko pomogłem.

Ostatnio to ja się już tylko denerwuję, jak grają chłopaki. A z Norwegami to zestresowałem się na maksa. Na szczęście w piłce ręcznej gra się do samego końca...

Teraz powoli schodzi ze mnie ciśnienie, bo widzę, że drużyna się odbudowuje po nie najlepszych meczach w grupie.

Na maksa zestresowały się też miliony Polaków, kiedy 14 sekund przed końcem był remis.

- Siedziałem w napięciu i przy każdym golu w końcówce cieszyliśmy się z żoną jak nie wiem co. Jak to robiliśmy? No, skakaliśmy do góry. A jak Artur Siódmiak strzelił ostatnią bramkę, wpadliśmy w radosny szał. Chyba tak było we wszystkich domach, co?

I może pan powie, że zaraz po rzucie Siódmiaka wiedział pan, że piłka na pewno wpadnie do bramki?

- Pewnie. Jak tylko piłka wyleciała z ręki Artura, wiedziałem, że się uda. Wtedy w ogóle się nie denerwowałem. Gorzej było 14 sekund przed końcem. Nie było gwarancji, że odzyskamy piłkę. Ktokolwiek odzyskałby piłkę, miał od razu rzucić tak samo jak Artur.

Dla pana, tak jak dla Bogdana Wenty, 14 sekund to dużo?

- Przez 14 sekund można sporo zdziałać (śmiech). Np. przebiec boisko w dwie strony. Sam lot piłki to ledwie dwie sekundy.

Trener Wenta to facet, który nas zmienił. W grze, ale przede wszystkim w relacjach między zawodnikami oraz na linii drużyna - trener. Jak pokazuje jakieś ćwiczenie, każdy wierzy, że to na pewno się sprawdzi w meczu.

Niech pan powie polskim bramkarzom, jak zatrzymać Chorwację.

- Przecież Sławek Szmal doskonale to wie. W wygranym meczu w Pekinie nie wystąpił przeciwko nam Ivano Balić, a to zmienia trochę obraz naszego rywala. Przypomnę jednak, że z Chorwatami wygraliśmy również sparing na ich boisku. Sławek bronił wtedy fantastycznie.

Kluczem jest jednak nie sam bramkarz, ale jego współpraca z obroną. Wszystko to trzeba dopasować indywidualnie pod chorwackich piłkarzy. Balić to najlepszy środkowy świata, na niego trzeba mieć baczenie, bo w pojedynkę umie zepsuć krew.

Żałuje pan, że nie jest teraz w kadrze?

- Tak, ale to przecież nie moja decyzja. Złapałem kontuzję, która również przyczyniła się do tego, że nie ma mnie na mistrzostwach. Ale ja nie taki, żeby się dąsać. Kibicuję chłopakom.

I tak jak trener Wenta chciałby pan spojrzeć w oczy tym, którzy przekreślili Polaków po fazie grupowej?

- Już nie zwracam uwagi na takie docinki. Wiemy z chłopakami, jak zmienia się aura wokół nas, kiedy wygrywamy i kiedy zbieramy lanie. Ja bym ujął to inaczej niż trener: niech ci, którzy spisali nas na straty, zaczną nam teraz kibicować.

Piłkarze ręczni to goście z jajami - to najczęstszy cytat kibiców na forach internetowych.

- Coś w tym jest. To bardzo kontaktowy sport, a zarazem niezwykle zespołowy. U nas każdy musi ufać każdemu. Czy to boisko, czy ławka rezerwowych, trzeba być jedną całością. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - nie jest to wcale wytarta dewiza. Naprawdę poszlibyśmy za sobą w ogień. Zresztą jak mogłoby być inaczej, skoro spędzamy ze sobą cały rok, widzimy się częściej niż z żonami. Tak się ze sobą związaliśmy, że jesteśmy jak rodzina. Poza boiskiem też pójdziemy za sobą w ogień.

Mieliście już okazję?

- (cisza) ...Ale jaką okazję? Nawet błaha sprawa powoduje, że trzymamy się razem. Każdy na każdego może liczyć.

Ułomkami nie jesteście. Tylko dwóch zawodników ma mniej niż 190 cm wzrostu. To sport tylko dla drwali?

- Niekoniecznie. Nie ma reguły, że jak ktoś silny i wysoki, to dobrze będzie grał w piłkę ręczną. Małych nie skreślamy. Środkowy reprezentacji Szwecji miał 160 cm, malutki facet, a był rewelacyjny, umiał wszystko. Nie masz warunków, szukaj u siebie innych atutów - w sprycie, szybkości, technice.

Polacy mogą zostać mistrzami świata?

- Pierwszy raz zdarzyło się, że ktoś awansował do drugiej rundy bez punktu i znalazł się w półfinale. Trzeba było wierzyć i wierzyliśmy. We wtorek był remis z Norwegami 14 sekund przed końcem. Trzeba było wierzyć i wierzyliśmy. Dlaczego mamy nie wierzyć w złoto?

Mistrzostwa piłkarzy ręcznych - - wyniki, tabele i najświeższe wiadomości ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.