Piłka ręczna. Białoruś - Polska 32:23. Damian Wleklak: kończąc karierę obiecałem sobie, że nigdy nie będę krytykował kolegów. Ale dostaliśmy gonga

- Dostaliśmy gonga - mówi były kapitan reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych, srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata Damian Wleklak po porażce Polski z Białorusią w Mińsku 23:32. Po trzech kolejkach eliminacji ME 2018 pozostajemy bez punktu i zamykamy tabelę grupy II. W turnieju w Chorwacji zagramy tylko pod warunkiem, że wygramy trzy mecze jakie nam zostały i jeszcze korzystnie ułożą się dla nas wyniki innych spotkań w grupie

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: Potrafisz znaleźć cokolwiek na usprawiedliwienie swoich kolegów po ich fatalnym występie w Mińsku?

Damian Wleklak: Nie, po takim meczu trudno o usprawiedliwienie. Pojechaliśmy na mecz ostatniej szansy, musieliśmy wygrać, żeby dalej nasze szanse awansu do mistrzostw Europy zależały tylko od nas, a zupełnie nie było widać, że gramy o taką stawkę. Wszyscy widzieli, że nic nam nie wychodziło. Trudno znaleźć jakikolwiek pozytyw tego spotkania. I trudno patrzeć w przyszłość, bo czeka nas bardzo ciężki czas. Dostaliśmy gonga. Nie tylko w tych eliminacjach, mówię o całej dyscyplinie. Dla mnie jako trenera wniosek może być tylko jeden - w klubach trzeba jak najmocniej pracować z młodzieżą, żeby z czasem przybywało nam reprezentantów, żeby wybór był większy.

Wszyscy wiedzą, że w Mińsku Polakom nic nie wychodziło i takie rzeczy się zdarzają. Ale jak wytłumaczyć, że oni nie walczyli? Przecież była 40. minuta, a my przegrywając siedmioma czy ośmioma bramkami człapaliśmy po boisku. Poddaliśmy się, nie tworzyliśmy drużyny jaką przez lata kochali kibice za to, że zawsze gra do końca.

- Właśnie to jest najgorsze. Niby zespół pojechał bić się o wszystko i miał przywieźć nadzieję, że jeszcze te eliminacje wygra, że z nich wyjdzie, a zupełnie o to nie powalczył. I nie tylko o to, bo pamiętajmy, że w eliminacjach ME 2018 gra nie idzie tylko o awans do nich. Wypadając z mistrzostw Europy nie będziemy mieli rozstawienia w eliminacjach mistrzostw świata w 2019 roku. Nie od dziś wiadomo, że jeśli się w piłce ręcznej wypada z jednej imprezy, to wypada się też z kilku następnych, bo rozstawienie spada. Zadziwiając jest to, że tylko przez minutę czy dwie wyglądało na to, że dobrze wchodzimy w mecz, że naprawdę wiemy, o co gramy. Poszła kontra Krajewskiego, prowadziliśmy 1:0, oni dostali dwuminutową karę, powinniśmy od razu sobie ustawić sytuację, biegać, kontrować ich. Ale to Białorusini wyprowadzili więcej kontrataków, byli lepsi pod każdym względem. Przyjmowaliśmy wszystko, co podyktowali, a to my powinniśmy narzucić styl grania, postawić się mocno w obronie. Ciężko mi o tym wszystkim mówić, bo kończąc swoją karierę obiecałem sobie, że nie będę krytykował kolegów, zawodników, z którymi grałem. To dlatego, że sam bywałem krytykowany tak, że się z tym nie zgadzałem. Ale ja zawsze uważałem, że powołanie do kadry to tak ogromna wartość, że o takich rzeczach jak walka i zaangażowanie w ogóle nie trzeba mówić.

Tym razem naprawdę nie da się nie mówić, skoro traciliśmy bramki nawet grając w podwójnej przewadze i tak naprawdę już w ostatnich minutach pierwszej połowy pozwieszaliśmy głowy.

- Oczywiście, tym razem fala krytyki, która na zawodników spadnie, będzie zasłużona. Musimy powiedzieć, że nie mieliśmy szans, a wcale nie graliśmy z nie wiadomo jakim przeciwnikiem.

Dokładnie - Białoruś to tylko europejski średniak.

- Tak, średniak, który grał już w wielu imprezach, ale przecież po naszej stronie grali w tym meczu zawodnicy z dużym doświadczeniem.

Na ten mecz do składu wróciło takich czterech zawodników, jakich Białoruś nie ma. Przecież i Krzysztofa Lijewskiego, i Karola Bieleckiego, i Michała Jureckiego, i Kamila Syprzaka trenera Jurij Szewcow na pewno wziąłby do swojej drużyny, gdyby mógł.

- Jasne. Zawodnicy, którzy grają na co dzień w Vive czy w Barcelonie to ludzie ograni na najwyższym poziomie Ligi Mistrzów. Za nami naprawdę bardzo smutny dzień. Szczególnie smutny dla reprezentantów i obecnych, i tych byłych.

Nie oszczędzamy zawodników, a co powiesz o naszym trenerze? Tałant Dujszebajew to fachowiec, który osiągnął już wielkie sukcesy, ale 17 przegranych meczów z 28 w jakich prowadził Polskę, to chyba straszny bilans, nawet biorąc pod uwagę wielkie zmiany kadrowe, jakie przechodzimy?

- To człowiek, który pracuje w tym samym fachu co ja, a doświadczenie i sukcesy ma o wiele większe, dlatego nie chcę się wypowiadać na jego temat. Na pewno jakimś planem przekonał do siebie Związek Piłki Ręcznej w Polsce, dlatego wygrał konkurs na trenera kadry. Nie wiem jakie miał zachwiania, jakie problemy napotkał, że teraz tak to wygląda. Lepiej wszyscy skupmy się na przeanalizowaniu obecnej sytuacji i wytyczeniu jakiegoś kierunku, który da nam wrócić do czołówki za ileś lat. Bądźmy jak Norwegia, która kilka lat temu wypadła z wielkich imprez, ale teraz wróciła w wielkim stylu i w styczniu zdobyła srebro mistrzostw świata.

Norwegowie wrócili lepsi niż kiedykolwiek, ale jednak cenę za przebudowę kadry zapłacili wysoką, bo choć mocną drużynę mieli już w 2016 roku, kiedy to zajęli czwarte miejsce w ME, to do igrzysk w Rio nie zdołali awansować.

- Bo wcześniej nie było ich w mistrzostwach świata. Nasza droga do igrzysk właśnie też się bardzo skomplikowała. Pamiętajmy, że to z MŚ 2019 będzie najwięcej miejsc na igrzyska w Tokio i do turniejów eliminacyjnych o nie. A my najpewniej będziemy musieli grać preeliminacje do MŚ 2019.

I ewentualny dwumecz zagramy nie jak o awans do MŚ 2017 z Holendrami, tylko z Chorwatami, Hiszpanami albo inną potęgą.

- I to jest właśnie nieszczęście związane ze spadkami w koszykach. Będzie nam bardzo ciężko.

Spodziewasz się, że Dujszebajew zostanie na stanowisku? Już był krytykowany, zwłaszcza przez starszych trenerów i stare gwiazdy, teraz pewnie będzie miał jeszcze więcej przeciwników, a jest impulsywny, chyba może nie wytrzymać?

- Jeśli chodzi o młodych trenerów, to mogę spokojnie powiedzieć, że jesteśmy otwarci na współpracę, wszyscy wiemy, że jak najlepsza gra reprezentacji to nasz wspólny interes. Nie spotkałem się ze złym podejściem do Dujszebajewa jakiegokolwiek trenera z młodej generacji.

A myślisz, że istnieje taki trener, którego przyjście w miejsce Dujszebajewa sprawiłoby, że pomyślelibyśmy "no, to teraz na pewno będzie lepiej"?

- Nie wiem. Trudno mi się wypowiadać w tej kwestii. Wiem, że na pewno wszyscy musimy razem pracować nad tym, żeby w kadrze zwiększyła się konkurencja wśród młodych zawodników. Naprawdę młodych, a nie 25-latków, o których u nas się mówi, że są młodzi. Młody to jest Sander Sagosen, który ma 21 lat i rzuca Francji 13 bramek [w środowym meczu eliminacji ME 2018, wygranym przez Norwegię 35:30].

Jak można wpłynąć na to, żeby nasza młodzież szybko się ogrywała w klubach i szybciej dojrzewała do reprezentacji? Zmuszając kluby, by miały w kadrach iluś takich zawodników i żeby ci gracze dostawali swoje minuty?

- Nie ma takiej potrzeby, tych zawodników już się pojawia coraz więcej. Superliga jest zawodowa, dofinansowała kluby, a te zaczęły szukać młodszych, perspektywicznych graczy, bo wiedzą, że liga jest zamknięta, że można bezpiecznie popracować, wprowadzać młodych. Mam nadzieję, że liga dalej będzie uważnie się przyglądać funkcjonowaniu klubów, że będzie pilnowała, żeby brały zawodników, na których jest ich stać. Dzięki temu będzie się pojawiało więcej graczy tańszych, młodszych, będzie więcej ludzi do ogrania i w przyszłości do wykorzystania w reprezentacji.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.