MŚ piłkarzy ręcznych 2017. Polska - Japonia 26:25. Horror zamiast kompromitacji

Po 10 meczach bez zwycięstwa reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych wreszcie wygrała. W czwartej kolejce grupy A mistrzostw świata we Francji podopieczni Tałanta Dujszebajewa w dramatycznych okolicznościach pokonali Japonię 26:25. Dobrze, że nasz zespół uniknął kompromitującej wpadki oraz że swoje szanse dostali ci, którzy dotąd grali najmniej. W czwartek mecz z Francją, relacja na żywo w Sport.pl o godz. 17.45

Obserwuj @LukaszJachimiak

Koniec czarnej serii

Na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro półfinałowa porażka z Danią po dogrywce i przegrany mecz z Niemcami o brąz. Następnie przegrane spotkania z Serbią i Rumunią w eliminacjach ME 2018. Wreszcie niedawno, na towarzyskim turnieju w Irun w ramach przygotowań do trwających mistrzostw, w konfrontacjach z Hiszpanią, Katarem i Argentyną tylko punkt zdobyty kosztem tej ostatniej. A we Francji porażki z Norwegią, Brazylią oraz Rosją - w sumie 10 meczów bez zwycięstwa. Dwa remisy i osiem porażek. Nie trzeba szukać, sprawdzać - serii tak złych wyników trener Dujszebajew nie miał nigdy wcześniej. Ale też nie był w tak trudnej sytuacji. W pięć miesięcy od Rio do Francji stracił prawie wszystkich zawodników. Na szczęście część tylko na jakiś czas, przez kontuzje. Do naszej kadry jeszcze wrócą Michał Jurecki, Kamil Syprzak, Piotr Wyszomirski i Mariusz Jurkiewicz. Jasne, że nie podniosą jakości gry o tyle, byśmy znów walczyli o medale największych imprez. Ale też z nimi w składzie na pewno nie będziemy już czekać na zwycięstwo tak długo, jak czekaliśmy do spotkania z półamatorską reprezentacją Japonii.

Wyniki na drugim planie

Łatwo mówić, że wyniki reprezentacji nie mają wielkiego znaczenia, kiedy akurat są po prostu słabe. Ale naprawdę nie ma powodu, by nie wierzyć trenerowi, gdy przekonuje, że do 2019 roku rezultaty nie mają dla niego takiego znaczenia, jak sama gra, jak proces budowy drużyny. Po trzech pierwszych meczach mistrzostw Krzysztof Łyżwa miał w sumie rozegranych 11, Arkadiusz Moryto 16, Adam Morawski - 31 minut. Ostatni z nich przeciw Japonii bronił od początku do końca i zasłużenie odebrał nagrodę dla najlepszego gracza meczu (12/34 - 35 proc. skuteczności obron, w tym parada na wagę zwycięstwa na 20 sekund przed końcem). Łyżwa spędził na parkiecie 14 minut i rzucił cztery gole (dwie próby miał nieskuteczne), a we wcześniejszych meczach nawet raz nie zaatakował bramki rywali. Moryto dostał 13 minut i przejął rolę egzekutora rzutów karnych, choć z całej naszej młodej drużyny jest najmłodszy, ma 19 lat. Czy stawiając wynik ponad możliwość zdobycia doświadczenia Dujszebajew tak mocno postawiłby na tych ludzi?

Horror, dosłownie

"Na luzie jedną"? Morawski, który uratował honor naszej kadry po spotkaniu żartował przed kamerą TVP, przywołując żartobliwe powiedzenie opisujące styl, w jakim przez lata wygrywali jego poprzednicy z reprezentacji. Niestety, trzeba to sobie powiedzieć jasno - po spotkaniu z Japonią nikomu nie powinno być do śmiechu. Od 25. do 42. minuty nasz zespół nie potrafił wyjść na prowadzenie. W pierwszej połowie w fatalnym stylu roztrwonił skromną zaliczkę (7:5) i przegrał tę część gry 9:11. Po przerwie niby byliśmy już lepsi, ale sytuacji nie potrafiliśmy uspokoić nawet gdy w 51. minucie uzyskaliśmy trzy bramki przewagi (23:20). Kiedy na minutę i 20 sekund przed końcem piłkę w ataku zgubił Mateusz Jachlewski (z prowadzeniem akcji ofensywnych mieliśmy tak duży kłopot, że często w roli reżysera gry występował właśnie Jachlewski, nominalny skrzydłowy), było 26:25 i rywale mieli mnóstwo czasu, by urwać nam punkt. Dla nich to byłby ogromny sukces. Bo w jakim składzie by Polska nie grała, Japonię powinna pokonywać spokojnie. Kompromitującej wpadki oszczędził nam Morawski, odbijając rzut Hiroyasu Tamakawy na 20 sekund przed końcem. Później Dujszebajew poprosił jeszcze o czas, następnie jego zawodnicy nie dali odebrać sobie piłki i wreszcie można było odetchnąć. Ulga tak, ale na pewno nie zadowolenie. Na takie trzeba będzie popracować w czwartkowym starciu z Francją. Oczywiście o zwycięstwie czy remisie nie ma co marzyć. Ale zagrać trzeba w stylu co najmniej tak dobrym, jak przez 50 minut pierwszego występu w tym turnieju - z Norwegią.

Maracana zdewastowana. Stadion-legenda zmienia się w ruinę

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.