W piątek 1 kwietnia reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych rozpocznie zgrupowanie przed kwalifikacjami olimpijskimi, w których od 8 do 10 kwietnia zagra w Gdańsku kolejno z Macedonią, Chile i Tunezją (wszystkie mecze o godz. 20.30, relacje na żywo w Sport.pl). To pierwsze zgrupowanie i pierwszy turniej kadry pod wodzą Tałanta Dujszebajewa. O nowym starcie naszych szczypiornistów opowiada Robert Lis, były kapitan reprezentacji, a teraz asystent selekcjonera.
Robert Lis: - Na razie reprezentacja jest dla mnie wielką niewiadomą. Z Tałantem jeszcze nie rozmawiałem konkretnie o moich obowiązkach. Nie wiem, co będę robił, choć pewnie na początku będę raczej wszystko obserwował, czasu na eksperymenty teraz nie ma. W tydzień, jaki mamy do olimpijskich eliminacji, Tałant chyba sam będzie musiał wszystko szybko poukładać, nie można sobie teraz pozwolić na jakieś wygłupy. A im dłużej będziemy współpracować, tym więcej będę robił. Tak sobie to wyobrażam. Pracę z kadrą zaczynam z dużą radością. To jest obowiązek, nowe wyzwanie. I przede wszystkim olbrzymia nobilitacja. Być w sztabie trenerskim narodowej reprezentacji to marzenie każdego szkoleniowca. Fajnie, że jestem, że dostałem możliwość olbrzymiej nauki. Będę na żywo podpatrywał najlepszych zawodników na świecie, na największych imprezach, będę też podglądał warsztat trenera Dujszebajewa, którego nikomu nie trzeba zachwalać. To ogromny kapitał, który będę mógł zebrać. Wielka rzecz, tak naprawdę mógłbym nawet piłki pompować, byle tylko być w tej ekipie i jakoś przyczyniać się do zwycięstw Polski (śmiech).
- Z kilkoma zawodnikami z Kielc i Płocka poznałem się przy okazji moich wyjazdów telewizyjnych, kiedy komentowałem ich mecze. Z częścią znam się z ligi, prowadząc KPR Legionowo większość chłopaków spotykałem. Stresu jeśli chodzi o relację trener - zawodnicy nie mam. Bardziej mam jakąś niepewność czy ogólnie podołam, ale muszę i koniec tematu. Stres to przesada. Taką mam pracę, a że teraz wszedłem o szczebel wyżej i będę pracował z lepszymi zawodnikami? Przecież o to mi chodzi, tak sobie swoją karierę wyobrażałem, jestem bardzo zadowolony. Teraz trzeba zakasać rękawy i iść w bój.
- To pana wniosek, że dobrze rozegrałem sytuację. Ja jakiś plan miałem i dla mnie jest dobrze.
- Gdzieś w mediach ukazało się, że on ma trzech kandydatów na swojego asystenta - mnie, Patryka Rombla i Pawła Nocha. Tałant do mnie zadzwonił i powiedział, że wybierze mnie albo Patryka, że chce się ze mną spotkać, porozmawiać. Pojechałem do Kielc na jakiś mecz, po nim się spotkaliśmy, rozmowa trwała półtorej godziny. Była luźna, wesoła, żaden test. Zaraz po podpisaniu umowy ze Związkiem Piłki Ręcznej Tałant do mnie zadzwonił i powiedział, że to mnie wybrał na asystenta. A Patryka Rombla w końcu też włączył do sztabu.
- To była rozmowa o piłce ręcznej, ale prywatna, nie chciałbym o niej w szczegółach opowiadać. Nie było to żadne wypytywanie, tylko naprawdę luźna rozmowa o piłce ręcznej, o filozofii trenerskiej.
- Tylko z kilku zdań zamienianych przy okazji meczów Legionowa z Kielcami.
- Była o tym mowa, ale nie na zasadzie konkretnych wniosków, tylko luźnych spostrzeżeń. Ustaliliśmy, że z konkretami zaczekamy do pierwszego zgrupowania. Usiądziemy we trzech, z Patrykiem i pogadamy. Tałant uznał, że nie ma sensu robić tego, kiedy wszyscy byliśmy zajęci i kiedy trudno byłoby zorganizować jakieś spotkanie. Będziemy mieli tydzień, czasu na spokojne poukładanie sytuacji wystarczy. Zwłaszcza, że to przecież nie jest praca tylko na gdańskie eliminacje do Rio, a na co najmniej osiem miesięcy. Jeżeli uda się zakwalifikować do igrzysk, to przygotowania olimpijskie będą trwały prawie dwa miesiące i wtedy będzie czas, by pracować tak, żeby drużyna funkcjonowała jak sobie Tałant Dujszebajew wymyśli.
- Też nie wyobrażam sobie, żeby nas w Rio zabrakło, ale mimo wszystko trzeba mieć w sobie trochę pokory, żeby na koniec nie wyjść na idiotę. Jednak zgadzam się, że drogę mamy naprawdę nietrudną.
- To jest piłka ręczna, w niej trzeba się liczyć z kontuzjami. Chyba żadna reprezentacja nie zagra w Gdańsku w pełni sił, a my od lat na każdy wielki turniej jedziemy bez kogoś kontuzjowanego. Z tym trzeba żyć i robić wszystko, żeby załatać dziurę. Mariusz przez długi czas nie grał, jego forma wybitna jeszcze nie była. Jeśli faktycznie ma kadrze pomóc, to niech się wyleczy i przygotuje na igrzyska. W kwalifikacjach bez problemu powinno nam się udać zapełnić lukę.
- Trzeba ruszyć z pokorą, bez szaleństw, ale jak zaczniemy od jakiegoś sukcesu, to on zbuduje morale, pokaże, że jest pomysł. Dwie pierwsze imprezy wydają się stosunkowo łatwe, bo poza eliminacjami do igrzysk mam na myśli też dwumecz z Holandią w eliminacjach mistrzostw świata. Po takich zwycięstwach przygotowania do Rio byłyby spokojne, a w turnieju olimpijskim wszystko byłoby możliwe. Czy z medalem włącznie? Na to pytanie wolałbym odpowiedzieć w lipcu. Albo chociaż w połowie kwietnia, jak już będziemy pewni, że do Rio jedziemy.