Eliminacje piłkarzy ręcznych do Rio 2016. Robert Lis: drogę mamy nietrudną

- Będziemy mieli tydzień, czasu na spokojne poukładanie sytuacji wystarczy - mówi Robert Lis przed rozpoczynającym się w piątek zgrupowaniem reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych. - Jeżeli uda się zakwalifikować do igrzysk, to przygotowania olimpijskie będą trwały prawie dwa miesiące i wtedy będzie czas, by drużyna funkcjonowała tak jak sobie Tałant Dujszebajew wymyśli - tłumaczy asystent nowego trenera kadry

W piątek 1 kwietnia reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych rozpocznie zgrupowanie przed kwalifikacjami olimpijskimi, w których od 8 do 10 kwietnia zagra w Gdańsku kolejno z Macedonią, Chile i Tunezją (wszystkie mecze o godz. 20.30, relacje na żywo w Sport.pl). To pierwsze zgrupowanie i pierwszy turniej kadry pod wodzą Tałanta Dujszebajewa. O nowym starcie naszych szczypiornistów opowiada Robert Lis, były kapitan reprezentacji, a teraz asystent selekcjonera.

Łukasz Jachimiak: Od piątku będzie pan pomagał Tałantowi Dujszebajewowi przygotować kadrę do walki o udział w turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro. Na zgrupowanie do Gdańska jedzie pan podenerwowany nowym wyzwaniem, czy spokojny, że wszystko dobrze się potoczy?

Robert Lis: - Na razie reprezentacja jest dla mnie wielką niewiadomą. Z Tałantem jeszcze nie rozmawiałem konkretnie o moich obowiązkach. Nie wiem, co będę robił, choć pewnie na początku będę raczej wszystko obserwował, czasu na eksperymenty teraz nie ma. W tydzień, jaki mamy do olimpijskich eliminacji, Tałant chyba sam będzie musiał wszystko szybko poukładać, nie można sobie teraz pozwolić na jakieś wygłupy. A im dłużej będziemy współpracować, tym więcej będę robił. Tak sobie to wyobrażam. Pracę z kadrą zaczynam z dużą radością. To jest obowiązek, nowe wyzwanie. I przede wszystkim olbrzymia nobilitacja. Być w sztabie trenerskim narodowej reprezentacji to marzenie każdego szkoleniowca. Fajnie, że jestem, że dostałem możliwość olbrzymiej nauki. Będę na żywo podpatrywał najlepszych zawodników na świecie, na największych imprezach, będę też podglądał warsztat trenera Dujszebajewa, którego nikomu nie trzeba zachwalać. To ogromny kapitał, który będę mógł zebrać. Wielka rzecz, tak naprawdę mógłbym nawet piłki pompować, byle tylko być w tej ekipie i jakoś przyczyniać się do zwycięstw Polski (śmiech).

Kilkanaście lat temu grał pan w Warszawiance z dzisiejszym kapitanem kadry, czyli Sławomirem Szmalem. A na ile zna się pan z pozostałymi zawodnikami?

- Z kilkoma zawodnikami z Kielc i Płocka poznałem się przy okazji moich wyjazdów telewizyjnych, kiedy komentowałem ich mecze. Z częścią znam się z ligi, prowadząc KPR Legionowo większość chłopaków spotykałem. Stresu jeśli chodzi o relację trener - zawodnicy nie mam. Bardziej mam jakąś niepewność czy ogólnie podołam, ale muszę i koniec tematu. Stres to przesada. Taką mam pracę, a że teraz wszedłem o szczebel wyżej i będę pracował z lepszymi zawodnikami? Przecież o to mi chodzi, tak sobie swoją karierę wyobrażałem, jestem bardzo zadowolony. Teraz trzeba zakasać rękawy i iść w bój.

Dwa miesiące temu Michael Biegler złożył dymisję, a pan zastanawiał się nad wystartowaniem w konkursie na jego następcę. W końcu postanowił pan jednak nie walczyć o stanowisko, w naszej rozmowie stwierdził pan, że to bez sensu, skoro z góry znany jest zwycięzca. Dobrze pan to rozegrał, od razu dogadaliście się z Dujszebajewem?

- To pana wniosek, że dobrze rozegrałem sytuację. Ja jakiś plan miałem i dla mnie jest dobrze.

Kiedy porozumieliście się z Dujszebajewem?

- Gdzieś w mediach ukazało się, że on ma trzech kandydatów na swojego asystenta - mnie, Patryka Rombla i Pawła Nocha. Tałant do mnie zadzwonił i powiedział, że wybierze mnie albo Patryka, że chce się ze mną spotkać, porozmawiać. Pojechałem do Kielc na jakiś mecz, po nim się spotkaliśmy, rozmowa trwała półtorej godziny. Była luźna, wesoła, żaden test. Zaraz po podpisaniu umowy ze Związkiem Piłki Ręcznej Tałant do mnie zadzwonił i powiedział, że to mnie wybrał na asystenta. A Patryka Rombla w końcu też włączył do sztabu.

Dujszebajew pytał pana o karierę we Francji, o pracę w Legionowie?

- To była rozmowa o piłce ręcznej, ale prywatna, nie chciałbym o niej w szczegółach opowiadać. Nie było to żadne wypytywanie, tylko naprawdę luźna rozmowa o piłce ręcznej, o filozofii trenerskiej.

Znaliście się wcześniej?

- Tylko z kilku zdań zamienianych przy okazji meczów Legionowa z Kielcami.

O reprezentacji w ogóle nie rozmawialiście? Nie wymieniliście uwag, co i jak trzeba najpilniej poprawić?

- Była o tym mowa, ale nie na zasadzie konkretnych wniosków, tylko luźnych spostrzeżeń. Ustaliliśmy, że z konkretami zaczekamy do pierwszego zgrupowania. Usiądziemy we trzech, z Patrykiem i pogadamy. Tałant uznał, że nie ma sensu robić tego, kiedy wszyscy byliśmy zajęci i kiedy trudno byłoby zorganizować jakieś spotkanie. Będziemy mieli tydzień, czasu na spokojne poukładanie sytuacji wystarczy. Zwłaszcza, że to przecież nie jest praca tylko na gdańskie eliminacje do Rio, a na co najmniej osiem miesięcy. Jeżeli uda się zakwalifikować do igrzysk, to przygotowania olimpijskie będą trwały prawie dwa miesiące i wtedy będzie czas, by pracować tak, żeby drużyna funkcjonowała jak sobie Tałant Dujszebajew wymyśli.

Dujszebajew mówi szczerze, że nie wyobraża sobie braku awansu do igrzysk i chyba warto trzymać się tej wersji, bo przed własną publicznością Polska musi być w najlepszej "dwójce" turnieju, w którym zmierzy się z Macedonią, Chile i Tunezją?

- Też nie wyobrażam sobie, żeby nas w Rio zabrakło, ale mimo wszystko trzeba mieć w sobie trochę pokory, żeby na koniec nie wyjść na idiotę. Jednak zgadzam się, że drogę mamy naprawdę nietrudną.

Nawet mimo starych kłopotów, prawda? Mam na myśli kolejną kontuzję Mariusza Jurkiewicza oznaczającą, że znów będziemy bez klasowego reżysera gry.

- To jest piłka ręczna, w niej trzeba się liczyć z kontuzjami. Chyba żadna reprezentacja nie zagra w Gdańsku w pełni sił, a my od lat na każdy wielki turniej jedziemy bez kogoś kontuzjowanego. Z tym trzeba żyć i robić wszystko, żeby załatać dziurę. Mariusz przez długi czas nie grał, jego forma wybitna jeszcze nie była. Jeśli faktycznie ma kadrze pomóc, to niech się wyleczy i przygotuje na igrzyska. W kwalifikacjach bez problemu powinno nam się udać zapełnić lukę.

Czyli jesteśmy w Rio. Po przegranych mistrzostwach Europy stwierdził pan, że nasza kadra ma ogromny, niewykorzystany potencjał. Tak duży, by w Brazylii powalczyć o olimpijski medal?

- Trzeba ruszyć z pokorą, bez szaleństw, ale jak zaczniemy od jakiegoś sukcesu, to on zbuduje morale, pokaże, że jest pomysł. Dwie pierwsze imprezy wydają się stosunkowo łatwe, bo poza eliminacjami do igrzysk mam na myśli też dwumecz z Holandią w eliminacjach mistrzostw świata. Po takich zwycięstwach przygotowania do Rio byłyby spokojne, a w turnieju olimpijskim wszystko byłoby możliwe. Czy z medalem włącznie? Na to pytanie wolałbym odpowiedzieć w lipcu. Albo chociaż w połowie kwietnia, jak już będziemy pewni, że do Rio jedziemy.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo
Czy Polacy awansują na IO w Rio?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.