ME piłkarzy ręcznych 2016. Polska - Macedonia 24:23. Wnioski: niedostatków mnóstwo, ale serce jest na swoim miejscu

Mamy niepokojące, wcale nie trwające krótko momenty, gdy nie działa nic. Ale też mamy wojowników, którzy biją się zawsze i wyjść potrafią z każdej opresji. Dlatego po zwycięstwie 24:23 nad Macedonią polscy piłkarze ręczni są już pewni gry w drugiej fazie mistrzostw Europy.

1. Obrona mocna, choć nierówna

W szóstej minucie pod bramką Macedonii zderzyli się Stoiłow i Syprzak. To w sumie prawie ćwierć tony żywej wagi (110 kg Macedończyka i 116 kg Polaka). Bolało, jak to w piłce ręcznej. Obrona działa w obu zespołach od początku. Szkoda, że później nasza coraz gorzej. Ale i tak większym problemem był atak. A właściwie niemal całkowity paraliż ataku. Od ósmej minuty do 15. z 2:1 dla Polski zrobiło się 2:6. Kiedy defensywa pomagała, Szmal bronił. Do 10 minuty miał trzy udane interwencje, później do końca pierwszej połowy już tylko jedną i w sumie mizerną, 24-procentową skuteczność (4/17). Całe szczęście, że po przerwie wróciliśmy do tego, co pokazywaliśmy na początku meczu. A nawet "biliśmy" Macedończyków jeszcze dwa razy mocniej.

2. Skrzydła znów ucięte

Już przy stanie 2:5 mieliśmy zmarnowane rzuty Krajewskiego, Daszka i Wiśniewskiego ze skrzydeł. Macedończycy wyglądali tak, jakby celowo otwierali nam te sektory, wiedząc, że w nich szczególnie mocni nie jesteśmy. W pierwszej połowie ze skrzydeł nie rzuciliśmy gola. Pierwszego (na 16:15) i jedynego gola ze skrzydła zdobył dla nas w 37. minucie rzucił Łucak.

3. Atak wciąż chaotyczny

Do delikatnie mówiąc średniej jakości naszych skrzydeł przez lata zdążyliśmy przywyknąć. Prawdziwy problem zaczął się wtedy, kiedy okazało się, że nie działa żadna opcja (Bielecki trafił dopiero za trzecim razem, znów nie potrafiliśmy rozegrać przewag itd.). No, prawie żadna. Pięć z 11 bramek w pierwszej połowie rzucił Kamil Syprzak. Jego 208 cm wzrostu to było za dużo dla rywali, wśród których nie ma ani jednego dwumetrowca. Wiedząc o tym Michał Jurecki trzy razy rzucił piłkę do obrotowego Barcelony na drugie piętro, a ten spokojnie chwytał i jeszcze spokojniej kończył. Szkoda, że tylko raz taką asystą popisał się Krzysztof Lijewski, jeszcze większa szkoda, że przez 27 minut, jakie spędził na boisku przed przerwą, nie oddał ani jednego rzutu. Nasz prawy rozgrywający mocno zawodził. Najlepszym podsumowaniem gry jego i całego naszego ataku była ostatnia minuta. Przy wyniku 11:13 mieliśmy 40 sekund na rozegranie akcji, ale na 16 sekund przed końcem Lijewski zanotował stratę. Za chwilę Macedonia popełniła błąd w ofensywie, a Lijewski spiesząc się zrobił faul ofensywny. Dobrze, że goście mieli już tylko pięć sekund i nie zdążyli rzucić 14. bramki. Dobrze też, że dłużej nie potrwała końcówka meczu, bo strach pomyśleć, jakim wynikiem by się skończył, gdybyśmy musieli przeprowadzić jeszcze kilka znów dopadł nas całkowity brak pomysłu na ich przeprowadzanie.

[MEMY] po meczu z Macedonią

Ale serca wielkie jak zwykle

Najpierw mozolnie zmniejszaliśmy straty, wychodząc z 2:6 na 11:13. W 36. minucie pierwszego gola rzucił Lijewski, po chwili kontrę na terenowym biegu skończył Jurecki i mieliśmy pierwszy remis od 2:2. 15:15 było tylko przez moment, bo po kolejnej świetnej interwencji Szmala (wyszedł z szatni jak nowy!) rzuciliśmy pierwszego gola ze skrzydła. Autorem trafienia na 16:15 był Łucak. Na trybunach ogień zapłonął jak na parkiecie. Od tego momentu oglądaliśmy już typową dla polskich szczypiornistów wojnę. Choć może nawet jeszcze bardziej nerwową niż zwykle, bo przecież na dwie i pół minuty przed końcem podopieczni Michaela Bieglera prowadzili 24:20, a na 30 sekund przed końcem było już tylko 24:23 i piłkę mieli rywale! Brawa za wybronienie ostatniej akcji i za pewny już awans do drugiej fazy mistrzostw.

Obserwuj @LukaszJachimiak

"Dzidziuś", "Kola", "Gadżet"... Poznajcie ksywy polskich piłkarzy ręcznych [RYSUNKI]

Polacy z Francją...
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.