Wiadomo - jak Serbia, to wojna. Zresztą, nie tylko jak Serbia, bo wojna to dla naszych piłkarzy ręcznych synonim słowa mecz. Ale ta Serbia, w której teraz nie grają najlepsi przez lata Marko Vujin i Momir Ilić, na pewno byłaby dla nas łatwiejszym przeciwnikiem, gdybyśmy z trzech ludzi, którzy kierowali naszą grą na kilku ostatnich wielkich turniejach nie stracili wszystkich trzech. Gdyby z grona Mariusz Jurkiewicz, Grzegorz Tkaczyk, Bartłomiej Jaszka, zagrać mógł choć jeden, pewnie horroru by nie było. Niestety, Rafał Gliński czy Bartosz Konitz nie są zawodnikami tego formatu, co każdy z reżyserów gry wymienionych przed nimi. Dobrze, że Michał Jurecki jest niesamowicie wszechstronny, ale siłą rzeczy im więcej go na środku, tym mniej na lewym rozegraniu, a tam bardzo by się przydał, bo jest dużo lepszy i od Karola Bieleckiego, i od Piotra Chrapkowskiego.
Gdy już po minucie i ośmiu sekundach na ławce kar wylądował Mijajlo Marsenicia za ostry faul na Krzysztofie Lijewskim wydawało się, że zostanie zrealizowany scenariusz pisany przez wszystkich ekspertów. To miał być mecz obrony. Jak bardzo nie był? W pierwszej połowie wszyscy bramkarze obu drużyn odbili w sumie tylko 10 piłek (jedną Sławomir Szmal, trzy Piotr Wyszomirski i sześć Darko Stanić). Serbskimi problemami w defensywie przejmować się nie będziemy. Ale swoje musimy szybko rozwiązać. Zespół Bieglera z defensywy przecież słynie, trener uważa ją za dużo ważniejszą od ataku. A tu najpierw nie potrafiliśmy zatrzymać Petara Nenadicia, który z ośmiu pierwszych bramek dla gości rzucił aż sześć, a później łatwo pozwalaliśmy rywalom zdobywać rzuty karne i z nich kolejne gole. W drugiej połowie już trochę w defensywie biliśmy, ale to jeszcze na pewno nie był poziom naszych możliwości.
Jurecki potrafi włączyć swój bieg terenowy i w drodze po gola staranować rywala, Lijewski umie dograć na koło do Syprzaka pod nogami rywali, Szmal w decydujących momentach wciąż wie, jak bronić nawet karne, ale generalnie gospodarzom ME 2016 do formy jeszcze daleko. Dobrze, że mimo wielu prostych błędów wygrywamy. O to w tym turnieju chodzi. Forma ma rosnąć z każdym meczem, a punkty muszą się zgadzać od początku, bo te z pierwszej fazy zabieramy do następnej, w której walka będzie szła o strefę medalową.
Hymn Polski wybrzmiał w krakowskiej hali wspaniale, może nawet jeszcze lepiej niż na meczach siatkarzy. Później bywało, że trybuny przysypiały, ale gdy Serbowie przejęli inicjatywę, ósmy zawodnik naszego zespołu włączył się do końca. To trzeba usłyszeć, żeby zrozumieć - ryk 15 tysięcy ludzi fetujących paradę Szmala czy gola Jureckiego uskrzydla. Z takim wsparciem trybun biało-czerwonym naprawdę łatwiej będzie iść po sukces.
Zaczęły się mistrzostwa Europy! Wielkie emocje od samego początku! [ZDJĘCIA]