MŚ w Katarze. Norweski dziennikarz: Trudno z Polakami nie sympatyzować. Katar kupił sobie finał mundialu

Katar kupił sobie finał mundialu. A teraz piłka ręczna musi się oczyścić. Nie było w tym sensacji, że Katar grał w finale. Miał jeden z najlepszych duetów bramkarzy na świecie. Miał wartościowych graczy na każdej pozycji i jednego z najlepszych trenerów, który mógł przygotować reprezentację tak, jakby była to drużyna klubowa. To powinno być niemożliwe. A jednak stało się - dzięki pieniądzom. Mnóstwu pieniędzy.

*Stig Nygard jest dziennikarzem norweskiej telewizji TV2, korespondentem sportowym i autorem bloga o piłce ręcznej

Stało się tak, bo w porównaniu z futbolem piłka ręczna jest sportem miniaturowym. Najlepsi gracze są dobrze opłacani. Ale w ciągu roku nawet gwiazdy nie zarobią tyle, ile Messi lub Ronaldo w ciągu miesiąca. Dlatego łatwo zrozumieć, że 37-letni Danijel Sarić kilka miesięcy temu dał się namówić na zmianę obywatelstwa. Migotała przed nim nagroda o niebywałej sile kuszenia - miliony euro za trzy tygodnie pracy na turnieju.

W futbolu przepisy zabraniają gry w innych reprezentacjach, jeśli piłkarz wystąpił już w jednej w meczu o punkty. W piłce ręcznej zawodnik może zmienić drużynę narodową tyle razy, ile chce, jeśli nie grał w meczach o stawkę przez trzy lata. Ten przepis był już wykorzystywany. Austria złupiła Bałkany i kraje bałtyckie z piłkarek ręcznych w latach 90., Hiszpania zatrudniła Tałanta Dujszebajewa i Arpada Sterbika. Trudno też uznać Carlosa Pereza za Węgra czystej krwi.

Teraz przepis został rozciągnięty poza skalę. Katar kupił całą drużynę. Owszem, trener Valero Rivera nie mógł mieć piłkarzy z najwyższej półki, ale mógł zebrać skład świetnych piłkarzy o uzupełniających się cechach, co jest marzeniem każdego selekcjonera.

Polacy po półfinale otoczyli serbskich sędziów i szyderczo oklaskiwali ich za wciągnięcie Kataru do finału. Prawdopodobnie zostaną za to ukarani. Ale trudno z Polakami nie sympatyzować. W tym meczu nie było zbyt wielu kluczowych decyzji przeciwko nim, ale musieli walczyć o każdy gol znacznie zacieklej niż Katarczycy. Byli karani wykluczeniami za ofensywne faule po obu stronach boiska. Co najmniej dwukrotnie sędziowie musieli widzieć, że Katarczycy odbili się w polu bramkowym, gdy zaliczono im gole. Chyba że nie chcieli widzieć.

Oszukani nie tylko Polacy

Podobne wydarzenia miały miejsce w meczach Kataru przeciwko Austrii i Niemcom. Trener Austriaków Patrekur Johannesson powiedział po spotkaniu z gospodarzami: - Myślę, że Katar będzie mistrzem świata. Sędziowie? Bez komentarza.

Niewiele słów, ale nawet one bardzo dużo mówią.

Nie było przypadku w tym, że w strefie pucharowej sędziami w meczach Kataru byli Chorwaci, Macedończycy i Serbowie. Nic do tych krajów nie mam. Moje doświadczenie mówi jednak, że grając z drużyną bałkańską, trzeba mieć 10 bramek przewagi przed pucharowym rewanżem, aby awansować.

Jest na świecie niewielu sędziów, wokół których krąży więcej kontrowersji niż nad Macedończykiem Draganem Nacevskim. Złą sławę zdobył ze swoim kuzynem Marjanem w latach 90. Ale teraz jest szefem sędziów EHF (Europejska Federacja Piłki Ręcznej) i stałym przedstawicielem władz przy stoliku sędziowskim na wielkich turniejach. Gwizdek przejął od niego syn Gjorgji. Myślałem o nich z niepokojem, widząc, jak Nacevski senior czuwał nad zegarem meczowym w starciu Kataru z Niemcami, a junior sędziował na parkiecie [Dragan Nacevski jako przedstawiciel IHF na meczu Katar - Polska zdyskwalifikował polskiego lekarza Rafała Markowskiego po zakończeniu spotkania]. Okazało się, że obawy były uzasadnione, nawet jeśli sędziowie nie podjęli żadnej kluczowej, wątpliwej decyzji przeciwko Niemcom. A jednak można było fizycznie poczuć niewiarę w sukces szerzącą się wśród niemieckich graczy. Otrzymywali dwuminutowe wykluczenia za małe przewinienia, sędziowie odbierali im piłkę za "kroki", choć gracz zrobił z piłką zaledwie dwa. Jeden z nich został ukarany za faul ofensywny, choć nie drgnął, a Katarczyk wskoczył mu na plecy. Musieliby być o siedem lub osiem goli lepsi, aby być w stanie wygrać mecz. Ale nie byli o tyle lepsi.

Szefowi federeacji potrzebny był sukces drużyny z poza Europy

Nie oskarżam sędziów o przyjęcie łapówki. Wiem za to, że aby żyć z piłki ręcznej, trzeba mieć dobre dojścia. A bez aprobaty szefa IHF Hassana Moustafy nie pojeździsz po świecie sędziować na turniejach. Według niego dobrze się dzieje, bo sukces w piłce ręcznej odnosi kraj spoza Europy, nawet jeśli większość srebrnej drużyny to Europejczycy.

Dlatego sędziowie na mecze Kataru zostali wyznaczeni ręcznie. Dlatego bilety kibiców z Danii i Niemiec nagle przestały być ważne, dzięki czemu znalazło się więcej miejsca w hali dla lokalnych fanów.

Środowisko musi działać. Moustafa nie może używać piłki ręcznej jak swojej własności. Tak właśnie było z tym turniejem. Na długo przed pierwszym meczem dałem mu nazwę "Dr Hassan Moustafa Invitational" [invitational - ang. na zaproszenie].

Jak wiadomo, Niemcy nie zakwalifikowały się na MŚ - był to problem dla prezydenta Moustafy, bo są największym marketingowym rynkiem dla piłki ręcznej. Więc aby im zrobić miejsce, wyrzucono biedną Australię. Latem IHF zmienił statut tak, że mógł wyrzucić z turnieju, kogo chciał, jeśli uznał, że nie spełnia kryterium jakości.

Ale Niemcy nie były w kolejce pierwsze na jej miejsce. Pierwsza była Islandia. Szczęśliwie z turnieju zrezygnowały z przyczyn politycznych Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie. I nagle dla protestującej Islandii znalazło się miejsce.

Tę samą metodę zastosowano w turnieju. Gdyby szef piłki ręcznej nie pociągnął za ten i ów sznurek, Kataru w finale by nie było. Może nie byłoby też zbyt wielu kibiców w białych dżalabijach, ale byłoby bardziej fair.

Wiem. Gospodarze są zwykle faworytami sędziów. Wyciągnięto to Niemcom, gdy narzekali po przegranym ćwierćfinale z Katarem. Nie byliby mistrzami świata w 2007, gdyby nie pomoc sędziów [wygrali wtedy z Polską].

Będzie bojkot MŚ?

Ale sędziowanie to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Od metod Kataru odstręcza dużo więcej, nawet jeśli są one w zgodzie z przepisami. Te metody stały się symbolem zła w piłce ręcznej. Kilka największych europejskich federacji chce z nimi walczyć, ale gdy Europa nie jest w tej sprawie zjednoczona, walka nie jest łatwa. Rywal Moustafy w wyborach na szefa IHF zostanie ośmieszony. Najważniejszym sojusznikiem Moustafy jest szejk Ahmad Fahad al-Ahmad z Kuwejtu, prezydent azjatyckiej federacji, członek azjatyckiej rady MKOl, jedna z najmocniejszych figur w sporcie. On zapewnia IHF pieniądze, które następnie Moustafa rozdziela małym federacjom. Podczas wyborów przedstawiciele Gabonu i Portoryko wiedzą doskonale, kto zapewnił im pobyt na kongresie. A ich głos liczy się tak jak głos Niemiec, Norwegii czy Polski. Ale teraz sytuacja w piłce ręcznej dojrzała do zmiany, inaczej będzie za późno, aby ratować wizerunek dyscypliny.

Kluby Bundesligi już zaczęły walczyć. Złożyły pozew przeciw prezydentowi Moustafie, który odmawia im prawa do zakazu gry ich zawodnikom w reprezentacjach, dopóki IHF nie będzie płacił ubezpieczeń i rekompensował klubowych wypłat w czasie występów na mistrzostwach świata lub igrzyskach.

Jeśli niemieckie kluby wygrają przed sądem, będzie to koniec mistrzostw świata według obecnych zasad. Największe gwiazdy będą grać tylko na Euro, a Moustafa będzie cieszyć się swym luksusem, oglądając szczęśliwych amatorów na mundialu.

""Szyba, której nie da się zbić! "Ręczna husaria" [MEMY PO MEDALU]

Zobacz wideo
Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA