MŚ w piłce ręcznej. Katar przerwał polski sen o złocie mundialu

Polacy w półfinale mistrzostw świata w Katarze przegrali z gospodarzami 29:31 i mieli ogromne pretensje do sędziów. - Nie zawsze wygrywa sport - powiedział Bartosz Jurecki.

Przed meczem Polacy zapowiadali, że skupią się przede wszystkim na swojej grze, a nie na pracy sędziów. Po porażce duża grupa polskich piłkarzy stanęła przed arbitrami meczu i klaskała, śmiejąc się im w twarz. W ten sposób pokazywała z bezsilną frustracją, że właśnie im rywale zawdzięczają zwycięstwo. Czy rzeczywiście tak było?

Dwie minuty przed końcem wczorajszego półfinału przy stanie 29:27 dla Kataru Sławomir Szmal obronił rzut Kamalaldina Mallasha, ale sędziowie podyktowali kontrowersyjny rzut karny. Gola zdobył czarnogórski gwiazdor gospodarzy Žarko Marković. To była jedna z wielu sytuacji w tym meczu, o której Polacy mogli powiedzieć, że ich oszukano. W piłce ręcznej przewaga własnego boiska jest ogromnym atutem bez względu na pracę sędziów, wiadomo było, że by pokonać Katar choć jedną bramką, trzeba być lepszym o kilka goli.

Można było mieć nadzieję, że tak będzie. Polacy zaczęli tak, jak w meczach ze Szwecją i z Chorwacją - bardzo twardo w obronie. A ponieważ atak był skuteczny, zespół minimalnie prowadził. W ofensywie szybował w powietrzu Kamil Syprzak, potem kapitalną partię rozpoczął Michał Jurecki - w pierwszych dwunastu minutach zdobył cztery z ośmiu goli biało-czerwonych. Po jego kolejnym trafieniu w 12. minucie Polacy wygrywali 8:6.

- Pierwsze 20 minut wyglądało bardzo obiecująco - przyznał później rozgrywający Michał Szyba. Katarczycy też mieli jednak swojego Michała Jureckiego. Kubańczyk Rafael Capote potężnymi rzutami nie pozwalał Polakom powiększyć przewagi.

Jak na taką twardą polską defensywę zareagują arbitrzy z Serbii?

Dwuminutową karę Piotr Grabarczyk otrzymał już w 8. minucie, a w pierwszym kwadransie sędziowie karali tak naszych graczy jeszcze dwa razy. Polacy potrafili jednak zdobywać gole w osłabieniu i prowadzili.

Do 21. minuty. Wówczas zaczęło dziać się źle. Kilka kapitalnych interwencji w katarskiej bramce miał Bośniak Danijel Šarić, który zastąpił słabo spisującego się Czarnogórca Gorana Stojanovicia. Przede wszystkim jednak polski zespół tracił piłkę w ofensywie, a i defensywa nie spisywała się już tak dobrze.

- Jeśli w ataku będziemy mieć mniej niż dziesięć strat, to wygramy - mówił "Wyborczej" tuż przed rozpoczęciem środowego ćwierćfinału z Chorwacją Mariusz Jurasik, były reprezentant Polski. To właśnie takie straty były zmorą spotkań biało-czerwonych w pierwszej części mundialu w Katarze. Przeciwko Chorwatom biało-czerwoni mieli ich mniej, wprawdzie nie mniej niż dziesięć, bo 12, ale oprócz kapitalnej obrony także to było kluczem do zwycięstwa. Teraz już nie było tak dobrze.

- W niektórych sytuacjach mogliśmy zachować więcej zimnej krwi, ale łatwo się teraz mówi. Na boisku to inaczej wygląda - stwierdził Michał Jurecki.

Wiele nie pomagali też bramkarze - Sławomira Szmala zastąpił Piotr Wyszomirski. W efekcie ze stanu 11:10 dla Polski szybko zrobiło się 11:13, a w 28. minucie - nawet 12:15. Trybuny szalały.

Już po sześciu minutach drugiej połowy trener Polaków Michael Biegler poprosił o czas. Nie pomógł bowiem nawet rzut karny niemylącego się do tej pory Hadi Hamdoona obroniony przez Szmala. Na jedną polską bramkę po przerwie gospodarze odpowiedzieli trzema i w 36. minucie prowadzili już 19:14. Nieco ponad kwadrans przed końcem na boisko wszedł Bielecki i za chwilę potężną bombą pokonał Šaricia. To mógł być sposób na Katar - rzuty z drugiej linii. Niestety, w kolejnej próbie przypomniał o sobie bramkarz Barcelony. To głównie dzięki Šariciowi gospodarze prowadzili. Wybrano go na MVP meczu.

Polacy walczyli. Niespełna dziewięć minut przed końcem obrona biało-czerwonych znów przechwyciła piłkę, a kontrę wykorzystał Szyba, zmniejszając stratę do dwóch goli (21:23). Ale gdy w 54. minucie w ogromnym zamieszaniu Kamalaldin Mallash zdobył gola na 26:22, trudno się było spodziewać, że choć biało-czerwoni są specjalistami od horrorów, to jeszcze nawiążą walkę. Była jednak jeszcze iskierka nadziei, bo przy stanie 30:28 dla gospodarzy 50 sekund przed końcem sędziowie odgwizdali gospodarzom faul w ataku, ale Mariusz Jurkiewicz źle podał piłkę.

Potem, już w tej części hali, gdzie piłkarze spotykają się z dziennikarzami, emocje opadły. Trochę. - Nie chcę się wypowiadać o pracy sędziów. Każdy, kto zna się na piłce ręcznej, wie, co tu się działo - skomentował Michał Jurecki. - Kto zdobędzie złoto? Katar - stwierdził Szyba.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.