Karol Bielecki zwalnia trenera Niemców

Po kapitalnym finiszu biało-czerwoni pokonali na wyjeździe Niemców 29:28 i zapewnili sobie awans na styczniowe mistrzostwa świata w Katarze. Niemcy nie zagrają w imprezie po raz pierwszy od 1997 r.

W Magdeburgu wszystko było przygotowane do sukcesu gospodarzy, którzy tydzień wcześniej w trójmiejskiej Ergo Arenie przegrali z Polakami tylko jedną bramką (24:25).

Ale żeby nie było wątpliwości, że niemiecka federacja zadbała o każdy szczegół, w ostatni wtorek do ekipy dołączył jeszcze psycholog sportowy. To był mecz nie tylko o mundial, ale i o stanowisko selekcjonera Niemców Martina Heubergera.

25:23 - taki wynik napisał na tablicy, pozując do zdjęcia w miejscowej gazecie Uwe Gensheimer, skrzydłowy i kapitan gospodarzy. Marzył o takim rezultacie, licząc pewnie, że limit pecha w tym sezonie ma już za sobą. Ze swoim Rhein Neckar Löwen najpierw walkę o Final Four Ligi Mistrzów jedną bramką przegrał z Barceloną. Kilka tygodni później zaledwie dwa gole zdobyte mniej w sezonie zdecydowały, że "Lwy" nie wywalczyły pierwszego w historii klubu mistrzostwa kraju. Na osłodę miało być ogranie Polaków.

W polskiej ekipie w ostatnich godzinach przed meczem dobre wieści mieszały się ze złymi. Sztab medyczny wiedział, że z barkiem rozgrywającego Bartłomieja Jaszki szybko nie da się nic zrobić, ale postawił na nogi Krzysztofa Lijewskiego, który z powodu urazu pachwiny przed tygodniem nie grał. Niestety, lekarze nie mogli szybko nic zrobić po kontuzji uda Mariusza Jurkiewicza. Nie było wyjścia, selekcjoner Polaków, Niemiec Michael Biegler musiał na środku rozegrania postawić Michała Jureckiego, któremu pomagał Rafał Gliński. - To się nam praktycznie nie zdarza! - opowiadał potem Karol Bielecki.

Polacy zaczęli dobrze, ale od stanu 6:6 w 13. minucie nie zdobyli gola przez kolejne dziewięć minut. Świetnie spisywał się bramkarz Silvio Heinevetter, ale biało-czerwoni mieli też problemy z konstruowaniem ataku pozycyjnego. Biegler musiał poprosić o czas. Po nim po raz pierwszy wpuścił na boisko Bieleckiego, a w bramce Sławomira Szmala zastąpił Piotr Wyszomirski. Te zmiany okazały się kluczowe.

Wyszomirski w drugiej połowie odbijał kolejne piłki, a w ataku znacznie poprawiła się skuteczność. Polacy krok po kroku niwelowali straty, aż w końcu w 43. minucie doprowadzili do remisu 18:18. Zanosiło się na to, że wynik będzie wyższy od tego sprzed tygodnia w Ergo Arenie. Polacy mogli więc przegrać jedną bramką, pod warunkiem że zdobędą więcej goli niż Niemcy w Trójmieście.

93 sekundy przed końcem grający kapitalnie Bielecki wyrównał na 27:27. Trener Niemców poprosił o czas. Za chwilę gospodarzy dobił ten, którego w Magdeburgu kochają. Bartosz Jurecki, kołowy miejscowych "Gladiatorów", zdobył gola i wiadomo było, że to biało-czerwoni jadą na mistrzostwa świata.

- Prawie miałem zawał, poleciały łzy - mówił Andrzej Kraśnicki, prezes ZPRP i jednocześnie szef PKOl. - Decydowały niuanse. Ten sukces jest bardzo ważny dla polskiej piłki ręcznej i kibiców - stwierdził Michael Biegler.

- Moja drużyna zagrała brawurowo. Polacy mieli jednak Bieleckiego. Rzucał bramki z niczego. Jestem zawiedziony - podkreślił Martin Heuberger. Jego dni w roli selekcjonera są policzone. Niemcy nie zagrają na MŚ po raz pierwszy od 1997 r., w tym sezonie pierwszy raz w historii nie wystąpili też w ME. Polacy ze światowych salonów nie schodzą od ośmiu lat.

- Dla Niemców to tragedia. Silna liga, świetna organizacja, wielkie nadzieje, ale zdarzyło im się, że trafili na Polskę - mówił po meczu bohater Bielecki. - I pokazaliśmy, że jesteśmy lepsi. Dla mnie na pewno to wyjątkowe zwycięstwo, bo dziesięć lat temu debiutowałem w tej hali. Najważniejsze jest jednak to, że pokazaliśmy, iż polska piłka ręczna jest nadal w światowym czubie.

Kobiet awans po horrorze

Na dużą próbę nerwów wystawiły kibiców polskie piłkarki ręczne.

Na zakończenie rywalizacji w grupie 3. eliminacji do grudniowych ME na Węgrzech i w Chorwacji Polki musiały wygrać w Brnie z Czeszkami różnicą co najmniej trzech bramek, by zająć drugie, premiowane awansem miejsce w grupie.

Polki, czwarty zespół ostatnich MŚ, na trzy minuty przed końcem prowadziły 24:22. Ostatnie minuty były bardzo nerwowe, obie drużyny popełniły proste błędy. 100 sekund przed końcem Karolina Kudłacz podwyższyła na 25:22 i zapewniła Polkom awans.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA