Piłka ręczna. Jurasik: Nie ma zmiłuj

- W drużynie jestem najstarszy, ale za starego się nie uważam. Wierzę, że ciągle jestem jej przydatny - mówi 36-letni Mariusz Jurasik, który ma pomóc kadrze piłkarzy ręcznych zakwalifikować się do turnieju olimpijskiego w Londynie. O awans na igrzyska podopieczni Bogdana Wenty od piątku do niedzieli zagrają w Alicante z Algierią, Serbią i Hiszpanią. Biało-czerwoni muszą zająć pierwsze albo drugie miejsce. - Nie ma zmiłuj, musimy wygrywać - mówi Jurasik. Mecz z Algierią od 17:30. Relacja na żywo na Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Meczem z Algierią zaczynacie walkę o igrzyska olimpijskie w Londynie. Rywal egzotyczny, ale niebezpieczny. Przed rokiem, na mistrzostwach świata, ten zespół przegrał z Serbią tylko jedną bramką. Pewnie oglądaliście to spotkanie?

Mariusz Jurasik: Tak, mieliśmy trzy sesje wideo poświęcone Algierczykom. Wnioski są takie, że to rzeczywiście niebezpieczny rywal, bo gra agresywną, wysoko wysuniętą obronę. Na to trzeba się dobrze przygotować. Musimy być ruchliwi w ataku, dużo biegać bez piłki, zmieniać pozycje. Jak będziemy stali, to ciężko będzie nam oddawać rzuty, bo wypchną nas na 12-13 metr. Wiadomo, że takim graniem się nie wygra.

Wasza drużyna z wysoką obroną nie radzi sobie od dawna. Kiedyś taką defensywą biła was Francja, teraz już każdy próbuje tak grać przeciw Polsce.

- Nie oszukujmy się, rzeczywiście jest tak, że naszą największą broną jest druga linia, więc rywale starają się ją powstrzymać. Mamy sześciu czy nawet siedmiu światowej klasy rozgrywających, o czym wszyscy wiedzą. Na pewno nie gra nam się wygodnie, jak przeciwnik wychodzi wysoko, ale koło i skrzydła też mamy niezłe, więc na Algierię, a może i na dwa kolejne mecze, będziemy musieli trochę zmienić naszą taktykę i przyzwyczajenia. Nie ma zmiłuj, musimy wygrywać.

O koło chyba rzeczywiście możemy być spokojni, bo do mocnego od lat Bartka Jureckiego dołączył niezwykle utalentowany Kamil Syprzak. Ale skrzydła są mizerne, skoro ty wracasz do kadry po roku i po sparingu z Niemcami od razu wyrastasz na męża opatrznościowego.

- Ja tego tak nie widzę, nie uważam, że ze skrzydłowych jestem najlepszy. Na prawej stronie mamy się z Patrykiem Kuchczyńskim uzupełniać, na lewe Bogdan wziął aż trzech zawodników, wybór ma bardzo duży. Musimy stanąć na wysokości zadania, musimy wykorzystywać piłki, które będą do nas zagrane przez drugą linię. Zgadzam się, że teoretycznie pierwszą linię od drugiej mamy słabszą. Ale mam nadzieję, że w tym turnieju pokażemy, że też jesteśmy wartościowi.

W maju skończysz 36 lat, od stycznia ubiegłego roku nie byłeś powoływany do reprezentacji. Wydawało się, że to już koniec Jurasika w kadrze.

- Rzeczywiście 36 lat to sporo, ale oglądając mistrzostwa Europy widziałem skrzydłowych mających po 39 czy nawet 40 lat. I oni wyróżniali się w swoich drużynach. Dlatego za starego się nie uważam, chociaż w drużynie jestem najstarszy. Ale chęci do gry w reprezentacji ciągle mam duże, wierzę, że ciągle jestem jej przydatny i cieszę się, że do zespołu wróciłem w sposób udany, bo z Niemcami rzeczywiście grało mi się fajnie.

Powiedz uczciwie - wierzyłeś, że trener Wenta jeszcze na ciebie postawi?

- Mówiłem cały czas, że moim marzeniem jest wyjazd na jeszcze jedne igrzyska olimpijskie i robiłem wszystko, żeby taką szansę dostać. Wiadomo, że ostatni rok był dla mnie gorszy, forma była słabsza. Ale dobrze przepracowałem najpierw okres letni, a później - kiedy reprezentacja walczyła na mistrzostwach w Serbii - także zimowy, nie miałem większych kontuzji i jestem dobrze przygotowany.

Zależy ci na jeszcze jednych igrzyskach, bo ciągle męczy cię stracona szansa na medal w Pekinie?

- Wtedy byłem załamany, po przegranym ćwierćfinale nie mogłem uwierzyć, że to koniec, ale w tej chwili już tego nie rozpamiętuję. Teraz Pekin uważam za niezły dla nas turniej, bo przecież zajęliśmy, wysokie, piąte miejsce. Apetyty były na medal, bo byliśmy w wysokiej formie, a wszystko przekreślił jeden, nieudany mecz. Ale to przeszłość. Myślę, że wszystko by wróciło, gdybyśmy znów znaleźli się w olimpijskim ćwierćfinale. Jednak do tego jeszcze daleka droga.

W Pekinie chyba po raz ostatni postawiliście się Francuzom, remisując z nimi, pokonaliście też Chorwatów, co nie udawało wam się na kolejnych, wielkich imprezach. Wtedy byliście w życiowej formie czy dziś według ciebie gracie na podobnym poziomie?

- Ciężko powiedzieć. Wydaje mi się, że turniej w Alicante da odpowiedź. Na razie, na treningach, wszystko wygląda dobrze, forma jest. Teraz musimy to przełożyć na boisko.

Pierwszy raz od dawna jesteście w optymalnym składzie. Dobrze, bo rywale też zebrali wszystkich najmocniejszych ludzi.

- Grający na co dzień w Hiszpanii Mariusz Jurkiewicz powiedział nam, że u gospodarzy zabraknie jednego z braci Entrerriosów - tego, który gra na lewej połówce [Alberto], bo ma problem z kolanem. Poza tym chyba rzeczywiście nikogo nie brakuje. Najważniejsze, że my po raz pierwszy nie wiem już nawet po ilu latach jesteśmy w pełnej obsadzie. Przyjechali wszyscy, których Bogdan chciał mieć i to musimy wykorzystać.

Na zdrowie chyba też nie narzekacie? Marcin Lijewski uporał się już ze swoimi żebrami?

- Marcin ma jeszcze te żebra poobijane, ale w treningu uczestniczy, gra i w ataku, i w obronie. Wygląda to dobrze, mam nadzieję, że zaciśnie zęby i już przeciwko Algierczykom wyjdzie na boisko. Problem jest jeszcze z Mariuszem Jurkiewiczem. Ona ma uszkodzony któryś mięsień barkowy. Szczęście w nieszczęściu, że to jest lewa ręka, a nie prawa, rzutowa. Nie wiem czy zagra z Algierią, ale na sobotę i niedzielę powinien już być gotowy.

Skoro mamy problemy na prawym rozegraniu, możemy się pewnie spodziewać, że w razie potrzeby zagrasz nie tylko na skrzydle, ale i na tej pozycji?

- Nie mam pojęcia, ale do tej pory w ogóle na prawe rozegranie nie jestem brany pod uwagę. Na treningach nie uczestniczę w omawianiu taktyki dla tej pozycji, zajmuję się wyłącznie skrzydłem. Ale gdyby się zdarzyło to, co w Serbii i znów kontuzje by nam zabrały prawych rozgrywających - tfu, tfu! - to będę gotowy.

W styczniu w meczu z Serbią twoi koledzy rzucili tylko 18 bramek. Co wtedy stało się z naszym atakiem?

- Nic się nie kleiło, każdy grał indywidualnie, Serbowie dobrze wybijali nas z rytmu i bardzo dobrze spisywał się ich bramkarz. Oczywiście mu pomogliśmy. Za mocno postawiliśmy na druga linię, za szybko, bo nawet po 15 sekundach grania akcji, oddawaliśmy rzuty. Z takim zespołem, szczególnie u nich w domu, tak się grać nie da. Powinniśmy grać bardziej płynnie, a przede wszystkim zespołowo.

Trener Wenta katuje was tamtym meczem?

- Nie, na razie Serbów oglądaliśmy raz, jeszcze w Cetniewie. Teraz szykowaliśmy się na Algierię.

Myślisz, że z Serbią zagracie o drugie miejsce w turnieju, bo pierwsze zajmie Hiszpania?

- To niesprawiedliwa ocena. Bodajże ostatni mecz z Hiszpanami graliśmy dwa lata temu na mistrzostwach Europy w Austrii i wygraliśmy bardzo lekko [32:26]. Nie mamy się czego bać. Tylko że oczywiście ważniejszy będzie mecz z Serbią, bo jeśli go wygramy, z Hiszpanami możemy zagrać o pietruszkę.

Po meczu z Algierią będziecie oglądać walkę Hiszpanów z Serbami?

- Jeszcze nie wiem. Może być tak, że zostaniemy w hali i zobaczymy pierwszą połowę, a po niej wrócimy do hotelu, żeby się regenerować.

Wenta: Wiemy, jaka jest stawka. Walczymy o dobro nas wszystkich (NSport)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.