Koniec wieńczy dzieło, choć bez pomocy z Niecieczy...

Krótka piłka. Felieton Wiesława Pawłata

Niedawno pisałem, że nie miałbym nic przeciwko temu, aby nasze "eksportowe" zespoły zakończyły swoje zmagania na miejscach nie gorszych niż przed rokiem. Miałem tu na myśli piłkarki ręczne MKS Selgros, ich kolegów po fachu z puławskich Azotów, koszykarki Pszczółki AZS UMCS, koszykarzy Startu, a także piłkarzy Górnika Łęczna. Muszę przyznać, że w znakomitej większości moje życzenia się spełniły. Zawiedli tylko lubelscy koszykarze, którzy zajęli ostatnie miejsce w ekstraklasie, ale pozostali w elicie, bo tak stanowi regulamin rozgrywek. Nie da się ukryć, że końcówka tego sezonu była niezwykle emocjonująca zarówno dla tych drużyn, które się biły o medale, jak MKS Selgros czy Azoty, ale też dla Górnika walczącego do ostatniej chwili o ligowy byt. Koniec wieńczy dzieło - jak pisał rzymski poeta Owidiusz, i idąc tym tropem należy się cieszyć, że pomimo dużych perturbacji udało nam się zachować stan posiadania, czyli piłkarki ręczne zdobyły już 19. w historii klubu mistrzostwo Polski, puławskie Azoty obroniły brązowy medal, a łęcznianie zdołali uratować się przed spadkiem. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że te wyczyny przyszły nam dużo ciężej niż przed rokiem. Szczególnie jeśli chodzi o szczypiornistów Azotów. Przed rokiem brąz wywalczyli w cuglach, a teraz do zdobycia miejsca na podium potrzebne im było rozegranie aż pięciu spotkań. Co ciekawe, naszpikowanym reprezentantami różnych państw puławianom zacięty opór stawił MMTS Kwidzyn, który kadrowiczów w ogóle nie ma. Zastanawiam się, z czego to wynika - czy może z niedostatecznej koncentracji przekonanych o swojej wyższości graczy, czy też z wypalenia się myśli trenerskiej. Do wysnucia takich wniosków skłonił mnie decydujący o medalu mecz, w którym osłabione brakiem dwóch czołowych graczy Azoty wręcz rozgromiły kwidzynian. Natomiast jeśli chodzi o piłkarzy Górnika, to powtórzyła się historia z ubiegłego sezonu, kiedy to do ostatniej kolejki łęcznianie drżeli o zachowanie ligowego bytu. Nie wiadomo, jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie sportowa postawa Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, która praktycznie uratowała górników przed degradacją. Zremisowała z bezpośrednim rywalem łęcznian, zabrskim Górnikiem, bo gdyby przegrała, spadłaby Łęczna. Prześmiewcy twierdzą, że wieś musi ze sobą trzymać, choć przecież Łęczna w przeciwieństwie do Niecieczy wioską nie jest, niemniej jednak do metropolii też zaliczyć ją trudno. To pokazuje, że pomimo szczęśliwego końca w euforię wpadać nie można - mam tu na myśli wszystkie te zespoły, o których była mowa - i trzeba z tych doświadczeń wyciągnąć właściwe wnioski.

DYSKUTUJ Z NAMI O LUBELSKIM SPORCIE NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.