MŚ w pływaniu. Wojciech Wojdak: nie chodzę na skróty

- Gratulacje dostałem nawet od doradców kredytowych. Byłem taki szczęśliwy i jednocześnie zawstydzony, że po medalu nie spałem pół nocy - mówi w rozmowie ze Sport.pl 21-letni Wojciech Wojdak. Wicemistrz świata na 800 metrów w niedzielę w Budapeszcie popłynie w finale na 1500 metrów. Czy najlepszy obecnie polski pływak znajdzie siłę, by powalczyć o kolejne podium?

Łukasz Jachimiak: W środę zostałeś wicemistrzem świata, w czwartek znalazłeś się na okładce „Przeglądu Sportowego”, w sobotę awansowałeś do finału 1500 m, a w niedzielę kibice znów mówią, że jesteś największą nadzieją polskiego pływania i liczą, że zdobędziesz kolejny medal. Kręci Ci się trochę w głowie?
Wojciech Wojdak: Co do okładki, to mój menedżer wraz z moi rodzicami na pewno wszystkim się zajmą. Będę miał kolejną cenną pamiątkę. To bardzo miłe, że poświęcono mi tak dużo uwagi i doceniono moją ciężką pracę. Gratulacji dostałem bardzo dużo. Nie spodziewałem się, że tak wiele osób kibicowało mi tutaj w Budapeszcie i przed telewizorami. Odebrałem podziękowania od rodziny, znajomych, przyjaciół, sąsiadów, a nawet od doradców kredytowych. Szczerze mówiąc, nie zdążyłem jeszcze nawet przeczytać tych wszystkich miłych słów. W dniu kiedy zdobyłem medal byłem szczęśliwy i jednocześnie zawstydzony, nie spałem pół nocy.

Medal zadedykowałeś trenerowi, przyznając się, że jesteś trudny we współpracy. To znaczy, że nie chcesz się podporządkować?
- Zadedykowałem medal trenerowi Marcinowi Kacerowi, ponieważ jestem mu naprawdę
wdzięczny. Podczas przygotowań do mistrzostw świata zawsze mogłem na niego liczyć. Chwilami jestem trudny, bo zdarza mi się narzekać, zwłaszcza gdy jestem zmęczony treningami. Z perspektywy czasu jeszcze bardziej doceniam cierpliwość mojego trenera.

Dwa lata temu rozmawialiśmy przy okazji Twojego debiutu w mistrzostwach świata. Wtedy opowiadałeś, że dziennie przepływasz 15-17 kilometrów. Słyszałem, że z biegiem lat pływacy skracają sobie dystanse pokonywane na treningach, ale u Ciebie to chyba jeszcze nie ten czas?
- Od czasu mistrzostw w Kazaniu niewiele się zmieniło. Mamy z trenerem sprecyzowane cele i nigdy nie chodzimy na skróty. Cały czas mam ciężkie treningi w wodzie, które odbywają się dwa razy dziennie. Trzeci trening odbywa się na lądzie. Chcę przygotować się do długich dystansów najlepiej jak potrafię, dlatego codziennie przepływam 15-18 km. Dodatkowo biegam z maską i chodzę na siłownię.

Co Ci daje bieganie w masce?
- Bieganie w masce pomaga wzmocnić wydolność płuc. Ten trening nie należy do
przyjemnych, ale daje dobre rezultaty.

Trenowanie MMA też coś Ci daje, czy to już tylko przyjemność i może pomysł na siebie po skończeniu kariery pływackiej?
- MMA trenuję zupełnie amatorsko. Nie wiążę z tą dyscypliną żadnych planów na przyszłość. W ten sposób staram się głównie wzmocnić mięśnie i ćwiczyć koncentrację.

Żaden sparingpartner jeszcze Cię nie uszkodził?
- Najczęściej sparuję z moim trenerem. Niestety obawiam się, że wkrótce będziemy musieli przemyśleć dalsze treningi, aby uniknąć ewentualnych kontuzji.

Obaj macie mocne charaktery i nakręcacie się nawzajem do ciężkiej pracy?
- Tak to działa. Trenuję po sześć godzin dziennie od poniedziałku do soboty. To moja praca i staram się sumiennie wykonywać wszystkie polecenia trenera. Jak jechaliśmy do Dunaj Areny przed finałem 800 metrów, to trener pochwalił mnie, a muszę dodać, że nie przychodzi mu to łatwo. Powiedział, że bez względu na wynik jest ze mnie zadowolony, bo sumiennie wykonywałem wszystkie jego założenia.

15-18 kilometrów dziennie, to 300-360 długości basenu o wymiarze olimpijskim, a Ty do tego dystansu musisz dodać jeszcze bardzo duży, który pokonujesz samochodem w drodze na treningi, prawda?
- Mieszkam w Maszkienicach pod Brzeskiem, a najbliższy basen olimpijski jest w Dębicy. Mam do niego 60 kilometrów, a na zajęcia jeździmy z trenerem dwa razy dziennie – rano i po południu. Każdego dnia daje to 240 km spędzonych w samochodzie. Wolne mamy zazwyczaj dopiero po godzinie 20, ale nigdy nie narzekamy. Obu nam zależy na łączeniu treningów z życiem rodzinnym. Każdy sportowiec potrzebuje wsparcia najbliższych, aby móc odnosić sukcesy.

Dwa lata temu na MŚ pojechałeś z rekordem życiowym na 800 metrów
gorszym o 12 sekund od czasu, który teraz dał Ci srebrny medal. Jest jakiś inny
długodystansowiec, który w dwa lata poprawiłby się aż tak wyraźnie? Masz w ogóle jakąś granicę, której przekroczenie uważasz za nierealne, czy wierzysz, że kiedyś pobijesz nawet rekord świata?
- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze sam do końca nie znam swoich granic i możliwości. Wierzę jednak, że ciężka praca przyniesie oczekiwane efekty i w dalszym ciągu będę poprawiał swoje wyniki. Wiem, ze jeszcze wiele przede mną.

Rok temu zaliczyłeś olimpijski debiut, ale w Rio wielkich wyników nie osiągnąłeś. Jak teraz oceniasz swoje występy na igrzyskach?
- Z perspektywy czasu wiem, że igrzyska w Rio były bardzo ważnym etapem w moim życiu. Były w pewnym sensie spełnieniem sportowych marzeń. Dzięki tym zawodom poznałem pływaków z całego świata i nabrałem niezbędnego doświadczenia. Dzisiaj jest mi łatwiej radzić sobie z tremą, która jest nieodłącznym elementem zawodów międzynarodowych. Reprezentowanie Polski to dla mnie prawdziwy honor i jestem dumny gdy zakładam koszulkę z biało czerwoną flagą.

W Tokio po raz pierwszy w programie olimpijskim znajdzie się rywalizacja mężczyzn na 800 metrów. Do 2020 roku ten dystans stanie się Twoją specjalizacją?
Postaram się przygotować do igrzysk w Tokio najlepiej jak potrafię. Mam nadzieję, że
zaprezentuję się lepiej niż w Rio, ale na razie nie myślę aż tak daleko do przodu. Nie potrafię przewidzieć na jakim dystansie będę najmocniejszy. Wiem jednak, że zarówno mój trener jak i menedżer zrobią wszystko, by zapewnić mi jak najlepsze warunki do trenowania.

Jest szansa, że zostaniesz dołączony do ministerialnego programu „Team 100”, który każdemu z zakwalifikowanych 100 polskich sportowców w wieku od 18 do 23 lat daje stypendium w wysokości 40 tys. złotych rocznie?
- Mój menedżer zgłosił mnie do tego programu i teraz trzeba tylko trzymać kciuki, żebym został przyjęty.

Od dawna masz menedżera?
- Od roku. W pewnej chwili musiałem odciążyć rodziców, zwłaszcza gdy samemu zaczęło brakować mi czasu na dodatkowe obowiązki. Moim menedżerem jest moja dziewczyna, Kasia. Dzięki jej bezinteresownej pomocy udało mi się w tym sezonie pozyskać pierwszych sponsorów i dodatkowe fundusze m.in. na zawody międzynarodowe w Szwecji oraz obóz pływacki we Włoszech przed mistrzostwami świata. Jest dokładnie jak w powiedzeniu: za każdym sukcesem mężczyzny stoi mądra kobieta.

Trener powiedział Ci w końcu, jaki czas zaplanował dla Ciebie na 1500 m?
- Informację z wynikiem zanotował już dawno temu, ale – niestety - nie zdradził mi swoich kalkulacji. Swoja drogą to naprawdę niesamowite, że co do sekundy przewidział mój wynik na 800 m. Nie wiem jak mu się to udało!

Masz siłę na finał? Udało Ci się odpocząć mimo tego zamieszania, o którym mówiliśmy na początku rozmowy?
Tak, starałem się jak najwięcej czasu przeznaczać na regenerację. Bardzo lubię czytać książki, na ostatnim obozie przeczytałem m.in. o historii Słowian w Europie, o życiu Napoleona i niedawno wydaną książkę Mameda Chalidowa i Szczepana Twardocha, ale w Budapeszcie spędzam czas tylko odpoczywając przed startami. Jestem tutaj już od tygodnia i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się choć na kilka godzin wyrwać z hotelu i zwiedzić miasto wspólnie z rodzicami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.