Bartosz Kizierowski: Czułem, że mnie niesie

- Nie muszę już nic udowadniać samemu sobie - mówi Bartosz Kizierowski. W niedzielę zdobył mistrzostwo Europy w pływaniu na 50 m stylem dowolnym

Karolina Kowalska: Kiedy dotknął Pan ściany, wiedział Pan już, że będzie złoto?

Bartosz Kizierowski: Nie, wiedziałem, że wyprzedziłem kolegę z prawej i kolegę z lewej. Kiedy spojrzałem na tablicę, nie mogłem uwierzyć. Tym bardziej że w eliminacjach i finałach wcale nie było tak dobrze.

Po tylu latach czwartych miejsc nareszcie złoto! A przed mistrzostwami nie chciał Pan mówić o formie.

- Nie chciałem zapeszać. Wiedziałem, że czuję się dobrze, że dobrze mi się pływa, ale dystans tak krótki jak 50 m jest nieprzewidywalny, łatwo go zepsuć. Przed startem nigdy nie wiem, jaki będzie czas.

Pobił Pan własny rekord sprzed czterech lat o sześć setnych. To dużo jak na sprint kraulem. Zmienił Pan coś w treningu?

- Nie, ale po raz pierwszy od 2000 roku płynąłem na kompletnym bezdechu. Mój pierwszy trener powiedział, że to najlepszy wyścig w moim życiu. Zgodzę się, ale tylko w połowie. Start i pierwsze 35 metrów były rewelacyjne, ale nie podobało mi się zakończenie - za krótkie dopłynięcie. Na początku czułem, że mnie niesie, potem walczyłem ze sobą o ostatnie 15 metrów. A gdy zobaczyłem wynik, była już tylko radość, spontaniczny skok do góry, nad którym nie panowałem. Włączył mi się emocjonalny autopilot.

Podobno do tych mistrzostw przygotowywał się Pan zupełnie sam. Przed kwalifikującymi na zawody w Budapeszcie mistrzostwami Polski w Ostrowcu Świętokrzyskim do basenu wskoczył Pan niewiele ponad miesiąc wcześniej, a dwa tygodnie przed samymi mistrzostwami Europy nie czuwał nad Panem żaden trener.

- Tak, ale nie można zapominać, że nawet jeśli do basenu wchodzę sam z rozpiską, nad całością treningu zawsze czuwa Mike Bottom. Nawet jeśli podejmuję samodzielne decyzje dotyczące treningu, zawsze je z nim konsultuję. On jest mózgiem całej operacji.

Mówi się, że popłynął Pan tak dobrze, bo nie musi już nikomu niczego udowadniać.

- Przede wszystkim nie muszę już nic udowadniać samemu sobie. Jeszcze cztery - pięć lat temu pływanie i wyniki były sednem mojego życia. Teraz mam już plany na przyszłość i o pływaniu myślę oddzielnie. Cieszę się, że nadal mogę pływać i bić rekordy życiowe, ale wiem, że są też inne rzeczy w życiu. Dojrzałem.

- Ma Pan 29 lat. Legendarny Aleksander Popow w Pana wieku pobił obowiązujący do dzisiaj rekord świata na 50 metrów kraulem - 21,64. To tylko 0,24 sekundy lepiej niż Pana niedzielny rezultat.

- Być może sprinterzy osiągają maksimum właśnie w tym wieku? A na poważnie, nie jestem w stanie powiedzieć, czy uda mi się zmierzyć z tym sześcioletnim dziś rekordem. Będę się starał.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.