Pływanie w poprzek

Pływak musi czasami dostawać zawrotu głowy, gdy tak nawraca i nawraca, ledwo zdąży się rozpędzić, a tu już ściana. Nasi pływacy odnieśli na krótkim basenie w Stambule sukcesy

Radosław Kawęcki został mistrzem świata, a Aleksandra Urbańczyk brązową medalistką w stylu grzbietowym - czepki z głów - w rywalizacji z najlepszymi Amerykanami, Australijczykami, Japończykami, Niemcami.

W tej osobliwej odmianie pływania - z częstymi nawrotami - jest kilka niuansów, które spowodowały, że właśnie oni zdobyli medale. Trzeba mieć wprost małpią zręczność w robieniu nawrotów i chyba rybią umiejętność pływania pod wodą (w stylu grzbietowym pod wodą pływa się szybciej niż po powierzchni).

Co oczywiste, nawrotów na krótkim basenie jest więcej, ponad dwa razy więcej, a w niektórych konkurencjach nawet trzy razy więcej niż w basenie olimpijskim. Ale nie tylko o to chodzi. Na normalnym basenie pływak po zrobieniu nawrotu ma jeszcze do ściany kawał drogi, podczas której może się nawdychać tlenu i dojść do siebie. Na krótkim basenie po wynurzeniu się z wody po nawrocie zaraz zderza się ze ścianą i znów daje nurka pod powierzchnię.

Kawęcki, gdyby nie ograniczenie przepisami, mógłby spędzić pod wodą tyle czasu, ile płetwal błękitny, między innymi na tym polega jego przewaga nad konkurentami i dlatego zdobył złoto na najdłuższym dystansie stylu grzbietowego, pokonując nawet olimpijskiego multimedalistę Ryana Lochte'a. Ten jest z kolei najszybszy nie pod wodą, ale na wodzie.

Niestety, przybywa przesłanek, że czas traktowanej na serio rywalizacji pływaków w basenie trochę dłuższym niż wanna może się skończyć, o ile się czegoś inteligentnego nie wymyśli, bo coraz bardziej zaczyna ona przypominać futbol halowy na parkiecie dębowym, regaty na wioślarskim ergometrze w fitness clubie, skoki narciarskie latem na igelicie albo na małych skoczniach zwanych dla siania zamętu normalnymi.

Bierze się to z całkiem prostej przyczyny. Na przykład w Polsce za Gomułki w ogóle nie budowano basenów pod dachem, za Gierka budowano głównie 17,5-metrowe, za Jaruzelskiego 25-metrowe, a za wolnej Polski 50-metrowe. Na razie się zatrzymało, bo doszliśmy do gabarytów olimpijskich. Podobnie jest na świecie.

Teraz, aby móc przeprowadzić zawody na 25-metrowym basenie, trzeba skracać 50-metrowe zgodnie z ogólnoludzką mądrością, że łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić. Tak my zrobiliśmy rok temu w Szczecinie podczas mistrzostw Europy, tak zrobili organizujący mistrzostwa świata przed dwoma laty Dubajczycy, którzy po prostu nie są w stanie zrobić czegokolwiek na małą skalę.

Ale mam pewien pomysł, aby zabawa trwała dłużej bez sztuczności, i aż się dziwię, że nikt na to nie wpadł wcześniej. Rzucam pomysł, chlup do wody, i Międzynarodowy Związek Pływania chwyta. Ponieważ każdy basen olimpijski ma 25 metrów szerokości, trzeba ścigać się w poprzek.

Więcej o:
Copyright © Agora SA