Jaroszyński: Na Euro zaskoczyła nas jakość rywali. U nas był chaos, błędy i złe decyzje

Po mistrzostwach Europy do lat 21 Paweł Jaroszyński trafił do Werony, miasta Romeo i Julii. Swoją karierę będzie kontynuował właśnie w Serie A. - Obym nie skończył jak Romeo! Ale Italia to najlepsze miejsce dla obrońcy. Przede mną dużo pracy - mówi nowy piłkarz Chievo w rozmowie ze Sport.pl.

Sebastian Staszewski: Czytał pan dramat Williama Szekspira „Romeo i Julia”?

Paweł Jaroszyński: Tak, dawno temu, w szkole. A właściwie to przejrzałem streszczenie. Fabułę jednak pamiętam. Obym nie skończył jak Romeo…

Romeo Monteki mówił o Weronie: „Stąd być wygnanym, jest to być wygnanym ze świata”. Zakochał się pan już w mieście zakochanych?

Słynnego balkonu domu Julii jeszcze nie widziałem, wszystko przede mną. Byłem za to w centrum miasta i jest naprawdę urocze. Wiem, że do odkrycia zostało jeszcze wiele pięknych miejsc. Na razie nie mogę ich poznawać, bo mieszkam w Calmasino, miasteczku leżącym 25 km od Werony. Tam znajduje się nasze centrum treningowe, czyli Veronello. Razem z żoną codziennie chodzimy za to do restauracji, szukamy włoskich smaków. Werońska pizza smakuje inaczej, niż robiona w Polsce. Ale przecież nie przyjechałem tu zwiedzać.

Dla obrońców Serie A to liga wymagająca – tym samym dla nich idealna?

Nie wiem czy jest w Europie liga równie trudna dla defensorów. Już kilka pierwszych treningów dało mi do zrozumienia, gdzie jestem. Muszę szybko przestawić moje granie – z polskiego na włoskie. Różnica jest olbrzymia.

W czym?

We wszystkim. Nacisk na poruszanie się w linii czy przesuwanie formacji jest ogromny. Codziennie ćwiczymy pressing, ustawienie, automatyzm. Obrońca w fazie ataku jest na przykład piłkarzem wspomagającym, a nie jak w polskim systemie – inicjującym. Trener Rolando Maran zwraca na to dużą uwagę. Dodatkowo zajęcia są bardzo intensywne. Może nie trenuje się ciężej, niż w Polsce, ale szybciej. Wiadomo też, że umiejętności piłkarsko-taktyczne kolegów są na wyższym poziomie. Ale mimo to mają oni fajne podejście. Jeśli trzeba zapierdzielać, to zapierdzielają, ale w szatni czy przed treningiem mają wielki luz, żartują, śmieją się. Od razu czuć południowy klimat.

Któryś z trenerów Cracovii prowadził treningi o zbliżonej intensywności do tej, którą zastał pan w Chievo?

Podobnie było kiedyś u Wojciecha Stawowego.

Wielu polskich zawodników podkreślało, że Serie A zaskoczyła ich tym, jak dużą uwagę przywiązuje się tam do taktyki. Pana również?

Systemy są inne. Ale nie chodzi o samo ustawienie, tylko zachowania. W Cracovii graliśmy przeważnie 4-2-3-1, ewentualnie 4-4-2. W Weronie preferują 4-3-3. I może nie muszę uczyć się gry w defensywie od początku, ale ciągle przyswajam sobie nowe reakcje. Po prostu w Polsce zostałem nauczony pewnych schematów, które w Serie A w ogóle nie są używane.

Na pozycji lewego obrońcy rywalizuje pan z doświadczonym Massimo Gobbim, który kiedyś grał we Fiorentinie i Parmie, a także młodszym od niego o 10 lat, 26-letnim Fabio Daprelą. Daleko panu do podstawowego składu?

W tej chwili pierwszym wyborem jest Massimo, ale robię wszystko, aby pokazać trenerowi, że stać mnie na dobrą grę przez 90 minut. Jeśli chodzi o Gobbiego to od razu widać, że to gracz dużej klasy – jego zagrania, podania, błyskotliwość, spryt, przyjęcie to kosmos. Ale jestem w stanie podjąć rękawicę. Myślę, że Maran będzie miał niedługo pozytywny ból głowy.

Kiedy zdecydował pan, że nadszedł czas, aby opuścić Cracovię?

Myślałem o tym już w trakcie rundy wiosennej. Determinacja, aby odejść, rosła z każdym tygodniem. Wyjazd był mi potrzebny do zrobienia kroku w przód. W ogóle nie patrzyłem na kasę. Interesowała mnie możliwość rozwoju.

Kiedy rozmawialiśmy przed mistrzostwami Europy do lat 21 mówił pan, że interesują się panem kluby z Belgii.

Było kilku chętnych, ale zabrakło konkretów. Pojawiło się też jedno zainteresowanie z 2. Bundesligi i jedno z mocnego polskiego klubu. Ale z nikim nie rozmawiałem. Propozycję na papierze wysłało tylko Chievo.

W trakcie turnieju wiedział pan o zainteresowaniu Włochów?

Wiedziałem już przed. Sygnał, że mnie obserwują, dostałem wiosną. A oferta przyszła w trakcie Euro. Włosi od początku byli bardzo zdeterminowani.

Nie obawiał się pan, że fatalne w waszym wykonaniu mistrzostwa wpłyną na transfer?

Jeden czy dwa mecze nie mogą przekreślić całego piłkarskiego dorobku. Są przecież gorsze dni, a na swoją renomę pracuje się sezon albo nawet dwa lata. Poza tym nie uważam, że nasza reprezentacja zagrała dramatycznie…

Ale dramatyczne były wyniki.

To inna sprawa. Z drugiej strony nie przegrywaliśmy po 0:4. Strzelaliśmy bramki, prowadziliśmy, chociaż mieliśmy problemy z kontrolowaniem gry. Nie zagraliśmy słabiej, niż w okresie przygotowań do turnieju. Po prostu rywale zaprezentowali jakość, jakiej wcześniej nie widzieliśmy. A gra się tak, jak rywal pozwala. Mieliśmy pomysł na grę. Ale nie udawało się go realizować.

Momentami wyglądało to jednak tak, jakbyście widzieli się po raz pierwszy.

Podejmowaliśmy złe decyzje, dokonywaliśmy głupich wyborów, do tego doszły błędy indywidualne. I brak piłkarskiego szczęścia. Szkoda, że po stracie piłki w naszych szeregach pojawiał się chaos. Może brakowało nam szybkości, może luzu? Wyszło jak wyszło. A nie tak miało być. Piłka to gra błędów a my popełniliśmy ich więcej, niż wszyscy nasi rywale.

Jest pan zadowolony ze swojej postawy na mistrzostwach?

Nie mam zamiaru się biczować, ale szczytu możliwości nie pokazałem. Dałem z siebie tyle, ile mogłem. Ale widocznie to, ile mogłem, to było za mało. Dramatu jednak nie było. Nawet statystyki to wskazują. Czułem natomiast, że brakowało mi minut spędzonych na boisku. Ale żadnych wymówek nie szukam.

Paradoksalnie fatalne dla nas Euro 2017 podziałało na Włochów jak płachta na byka: pan wylądował w Weronie, Dawid Kownacki w Sampdorii Genua, a Paweł Dawidowicz, Radosław Murawski i Przemysław Szymiński w drugoligowym Palermo.

Wydaje mi się, że Włosi dostrzegają w kimś potencjał, coś, czego piłkarz jeszcze nie pokazał, kupują go tanio, szkolą i sprzedają za miliony. Wierzę, że tak będzie w naszym przypadku. Przyszliśmy tu, aby się rozwinąć.

We Włoszech powstała duża polska kolonia. W Serie A grają już Bartosz Bereszyński, Bartosz Salamon, Bartłomiej Drągowski, Karol Linetty, Piotr Zieliński, Arkadiusz Milik, Łukasz Skorupski i Wojciech Szczęsny!

I o to chodzi. Polacy mają w Europie coraz lepszą markę. Z Arkiem i Piotrkiem miałem już okazję się spotkać. Chievo grało mecz towarzyski z Napoli. W sparingu było 1:1. Oby to był dobry prognostyk przed sezonem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.