Do kradzieży zegarka o wartości 70 tysięcy euro doszło 16 września, niecałe dwa tygodnie po tym, jak Kasper Dolberg za nieco ponad 20 mln euro przeniósł się z Ajaksu Amsterdam do OGC Nice. Reprezentant Danii zniknięciem cennego zegarka był tak przejęty, że następnego dnia nie pojawił się w klubie, a dodatkowo odmówił występu w meczu, tłumacząc się problemami żołądkowymi. Sprawa wzbudzała dużo domysłów, a w klubie rozpoczęto wewnętrzne dochodzenie.
Co z przyszłością Manchesteru United i Solskjaera?
Po kilkunastu dniach do kradzieży zegarka przyznał się Lamine Diaby-Fadiga, klubowy kolega Dolberga. Teraz francuski klub rozwiązał z nim kontrakt z winy zawodnika. - Chciałbym przede wszystkim przeprosić kibiców Nicei. Wielu z nich wspierało mnie i okazywało życzliwość, odkąd zadebiutowałem w pierwszej drużynie. Ich reakcje wyrażają rozczarowanie, jakie odczuwają wobec mnie. Jestem winien im wyjaśnienie, że z dumą nosiłem koszulkę ulubionego klubu z dzieciństwa - napisał Lamine Diaby-Fadiga w specjalnym oświadczeniu.
Swoje zachowanie wyjaśnił w następujący sposób: - Byłem kontuzjowany przez kilka miesięcy, a mój powrót do gry opóźnił się jeszcze po czerwonej kartce, którą otrzymałem w drużynie do lat 19. Wpłynęło to na mnie psychicznie, a moja trudna sytuacja wyraźnie kontrastowała z sukcesem i aurą Kaspera Dolberga. Zamiast próbować walczyć z nim o pozycję zareagowałem bardzo głupio. Zrobiłem to bez wyraźnego powodu, może byłem trochę zazdrosny. Nie chciałem nic zyskać, moje działania wynikały z rozczarowania, frustracji i poczucia dyskredytacji. Przeprosiłem Kaspera, trenera i władze klubu. Wziąłem również odpowiedzialność finansową za to, co zrobiłem. Życzę Dolbergowi wielu sukcesów. Sam opuszczam klub, w którym zawsze chciałem grać. To dla mnie największa kara - zakończył 18-latek.