Symbol przemiany PSG. Idrissa Gueye to "maszyna" i "piłkarz, którego potrzebowali". Kimś takim miał być Krychowiak

Nikt nie podświetlał wieży Eiffla, by przywitać go w Paryżu. Nie zorganizowano nawet oficjalnej prezentacji z udziałem kibiców. Idrissa Gueye przedstawił się sam i stał się symbolem zmiany, jaką przeszło PSG.

Celebrytka pomagała przy przejęciu Wisły Kraków. Zamieszany był też Manchester United [SEKCJA PIŁKARSKA]

Zobacz wideo

Od kilku dni wszyscy w Paryżu mówią o Idrissy Gueye. Z jednym tylko wyjątkiem – on sam opowiada w tym czasie o istocie współpracy, sukcesie całej drużyny, piłkarzach bardziej efektownych od niego. I w dowód uznania parzy dla nich herbatę. Taką już ma tradycję, że po meczach serwuje strzelcom goli herbatę przygotowaną według senegalskiej tradycji. Wydało się po meczu z Realem Madryt, gdy zrobiono mu w szatni zdjęcie z przygotowanymi filiżankami dla Angela Di Marii i Thomasa Meuniera. Jest to symboliczne, bo na boisku też jest tym, który parzy herbatę, by ktoś inny mógł ją wypić. On biega jak szalony, odbiera piłkę i pozwala gwiazdom błyszczeć. Mimo to, paryska publiczność od lat oglądająca na Parc de Princes artystów znalazła w Gueye coś do podziwiania. Mogła liczyć na podpowiedzi od drużyny: Thiago Silva zwracał uwagę, że Senegalczyk „uwalnia” Marco Verattiego, Thomas Tuchel mówił, że zapewnia równowagę i stabilizację, a dyrektor Leonardo, że właśnie takiego zawodnika im brakowało.

Idrissa Gueye obrzydził futbol Toniemu Kroosowi

Dlatego tak długo o niego walczyli. Już od zimy był ich priorytetem, ale wtedy Everton uparł się, że go nie sprzeda. Żeby nie protestował i nawet nie pomyślał o buntowaniu się, klub przypomniał mu, że po sezonie czeka go Puchar Narodów Afryki i pół roku spędzone w rezerwach mogłoby poważnie zaszkodzić jego pozycji w reprezentacji. Zatem PSG poczekało do lata, wróciło z nową ofertą, znów długo negocjowało, aż wreszcie za 30 milionów euro dopięło swego. Później jeszcze musiało poczekać na samego Gueye, któremu należał się urlop po wyczerpującym sezonie i długim turnieju, w którym przegrał dopiero w finale z Algierią.

Na szczęście, na boisku wszystko potoczyło się znacznie szybciej i wystarczyło kilka meczów, żeby zaczęły się porównania do Clauda Makelele, na którego przykładzie część kibiców nauczyła doceniać grę defensywnych pomocników, do Blaise’a Matuidiego, za którym tęsknią kibice PSG czy N’Golo Kante, z którym Gueye ścigał się w różnych statystycznych parametrach, gdy rywalizowali w Premier League. W ostatnim sezonie Senegalczyk był najlepszym defensywnym pomocnikiem w lidze – wygrał najwięcej pojedynków 89 ze 142 pojedynków i 75 razy przejmował piłkę (więcej tylko Ndidi i Capoue, ale zagrali więcej meczów).

Złotousty Bill Shankly przedstawił kiedyś odpowiednią strukturę drużyny piłkarskiej na przykładzie fortepianu. Ośmiu piłkarzy musi go nosić, a tylko trzech na nim grać. W PSG było wręcz odwrotnie i było to przede wszystkim widoczne w najważniejszych meczach z silnymi przeciwnikami w Lidze Mistrzów. Ale tego lata mistrzowie Francji do gry na fortepianie okazyjnie kupili tylko Mauro Icardiego, za to kilku do noszenia fortepianu sprowadzili kilku piłkarzy: za darmo Andera Herrerę, za 32 miliony Abdou Diallo i za 18 milionów Pablo Sarabię. Najważniejsze okazało się jednak kupno Gueye, który odkąd wskoczył do pierwszego składu, gwarantuje PSG zachowanie czystego konta. Zagrał kilka solidnych meczów w lidze i jeden wybitny w Champions League, gdy – jak napisała dzień później „Marca” – obrzydził futbol Toniemu Kroosowi. Sześć razy odbierał piłkę, dwa razy ją przechwycił, 90 razy miał ją przy nodze, podawał z dokładnością 94 proc. – również w ostatniej części boiska, dzięki czemu zanotował trzy kluczowe podania i zaliczył asystę przy drugim golu Angela Di Marii. – Maszyna, co? – z dumą uśmiechał się na pomeczowej konferencji Thomas Tuchel. – Nigdy nie przestaje biegać, wygrywa wiele piłek, a przeciwko takim drużynom, jak Real, zawsze musisz mieć takiego piłkarza – dodał.

W strefie mieszanej rozpływali się nad nim kolejni zawodnicy: „Przy Gueye czuję się swobodniej. W zeszłym roku byłem w środku trochę osamotniony. Dopiero przed sobą miałem bardziej ofensywnych piłkarzy, więc sam musiałem dbać o równowagę zespołu. Teraz nie każda akcja musi przechodzić przeze mnie, gramy inaczej, przez co jesteśmy też mniej przewidywalni. Taki piłkarz był nam potrzebny. Szybko się zintegrował i na pewno dużo nam da w tym sezonie” – mówił Marco Veratti. „Mam wrażenie, że wygrywa wszystkie drugie piłki” – to słowa Marquinhosa. „Stale wywierał presję w środku pola, gdzie Real jest silny. Zagrał mecz XXL – to Juana Bernata. „Nie mam słów. Robi świetną robotę i jest przy tym tak skromny! Potrzebowaliśmy go” – to kapitana Thiago Silvy. A co powiedział Gueye? – „Nie chodzi o indywidualności, ale o zespół. Indywidualnie gra się łatwiej, gdy wszyscy pracują razem”.

Pomysł ściągnięcia do PSG defensywnego pomocnika z krwi i kości, żeby w zespole napastników widzących głównie czubek własnego nosa, zapewnił równowagę, nie był niczym nowym. Kimś takim miał być Grzegorz Krychowiak, kupiony za tę samą cenę w 2016 roku. Nie został jednak dobrze przyjęty przez kolegów w szatni i nie potrafił tak dostosować się do zespołu, jak robi to Senegalczyk. On nie wszedł między artystów i nie zechciał grać tak, jak oni. Jest tym samym piłkarzem, którym był w Evertonie. To dość znamienne jak często piłkarze PSG wśród walorów Gueye wymieniają „skromność” i „łatwość adaptacji”. Poza tym, jednogłośnie mówią: potrzebowaliśmy go. Jego grę analizował też w „Radio France” Eric Rabesandratana, były defensywny pomocnik i kapitan PSG. – Wniósł cechy, których Tuchel oczekiwał. Ale nie sprowadzajmy go do roli piłkarza, który tylko obiera piłki i nie potrafi robić nic innego. To go obraża. Jest niesamowicie inteligentny na boisku, technika w żaden sposób go nie ogranicza, a do tego jest pracowity. I to wystarczyło, by trafił do PSG i spełniał bardzo konkretne zadania.

Został nowym N’Golo Kante, choć chciał być Beckhamem

Jego pierwszym i największym idolem był David Beckham. Ustawiał więc w nieskończoność piłkę poza polem karnym i próbował zakręcić ją w stylu Anglika. Wolał rozgrywać niż odbierać piłkę, wykonywać dalekie przerzuty i dośrodkowywać kolegom spod linii bocznej. Wyróżniał się wśród innych dzieciaków, dlatego szybko zauważyli go skauci Diambars of Senegal, jednej z najbardziej profesjonalnych akademii w kraju. CNN opisuje: „Chłopcy są tam wybierani jedynie na podstawie umiejętności piłkarskich, więc status materialny ich rodziny nie ma znaczenia. Akademia zatrudnia 40 trenerów w różnych regionach Senegalu, by wychwytywali najzdolniejszych chłopców: czasem żebraków z ulicy, czasem już grających w klubach. Później przechodzą pięć etapów testów. W danym roczniku jest tylko szesnaście miejsc, o które rocznie walczy od 3 do 5 tysięcy dzieci. Zdobycie miejsca w Diambars jest więc prawie tak mało prawdopodobne, jak wygrana Leicester w Premier League. Ale dostanie się tam jest drogą do zupełnie innej przyszłości, bo granie w piłkę to jedno. Równie ważna jest nauka. Zdarza się, że trafiają tam dzieci, które nie potrafią pisać i czytać, a parę lat później kończą studia. Ośmiu absolwentów akademii otrzymywało później stypendia na wyższych uczelniach w USA. Największa karierę piłkarską zrobili Idrissa Gueye i Pape Souare, grający w Crystal Palace”.

Gueye spędził w szkółce pięć lat i wyjechał do Lille. Dopiero tam przestał udawać Beckhama, po tym jak usłyszał od trenera, że jest za mały i za chudy, by poradzić sobie w Ligue 1. – Zmotywowało mnie to do ciężkiej pracy w siłowni. Postanowiłem nabyć cechy, których nie miałem. Do tamtego momentu skupiałem się przede wszystkim na rozwoju technicznym, chciałem jak najlepiej grać z piłką przy nodze, ale zrozumiałem, że potrzebuję zyskać wielką siłę fizyczną. Zmieniłem się jako piłkarz i muszę stwierdzić, że wyszło mi to na dobre, bo trudno byłoby mi osiągnąć to samo w „poprzedniej roli” – wspominał w wywiadzie dla BBC.

Minęło kolejne pięć lat, a on z mistrzostwem Francji w CV i 25 latami na karku, trafił do Anglii. Miał łatkę solidnego pomocnika ligi francuskiej. Nic więcej. „Dopiero w Premier League zaczął się rozwijać, wykorzystując swoją fizyczność w lidze, w której intensywność jest absolutnie kluczowa. Jednocześnie był bardziej zaawansowany technicznie niż jego odpowiednicy w innych klubach. Szybko stał się najlepszym defensywnym pomocnikiem w lidze zaraz po N’Golo Kante” – pisał „The Guardian” po jego transferze z Aston Villi do Evertonu. Na porównania do Kante był właściwie skazany, bo do Evertonu sprowadził go ten sam trener, który wcześniej namówił Claudio Ranieriego na transfer Francuza do Leicester. A nie było to łatwe, bo Włoch twierdził, że ten jest… za mały. Steve Walsh sam określił Gueye jako „nowego Kante” w wywiadzie dla „The Times”, gdy w 2017 roku został zapytany, kiedy znajdzie piłkarza równie dobrego jak N’Golo. - Już go znalazłem, zagra w Evertonie – odpowiedział. Skupiano się więc na każdym aspekcie jego gry. Wyliczono, że pierwsze sto odbiorów w lidze zaliczył o dwa mecze szybciej niż Kante, a z czasem okazało się, że ich statystyki odbiorów, przejęć i podań są niemal identyczne. – Mają podobny styl gry, który sprawia, że w nowych klubach na początku zawsze wystawiani są na próbę i muszą udowodnić swoją przydatność – stwierdza „Le Parisien”.

Angielscy dziennikarze podkreślają to samo, co piłkarze PSG: że skromy, miły, łatwy do polubienia. Tak samo szybko jak paryską szatnię, zjednywał sobie te w Birmingham i Liverpoolu. W Anglii potrafią przecież docenić świetną herbatę i dobrych piłkarzy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.