Francja wypluwa Polaków. "Krychowiak był dobry, ale nie na PSG"

Niedawno było ich tam sześciu. Wydawało się, że dla Polaków w Ligue 1 nadchodzą dobre czasy. Po tym sezonie zostanie prawdopodobnie jeden. Dlaczego francuska piłka wypluwa naszych zawodników? Tradycja, konserwatyzm, a może słaby poziom Polaków?
Zobacz wideo

Jaki był najlepszy zagraniczny transfer w historii francuskiej piłki? Zapewne część starszych dziennikarzy znad Sekwany odpowie, że polski. Na pewno wciąż twierdzić tak będą w Burgundii w departamencie Yonne. Z Andrzeja Szarmacha małe Auxerre pożytek miało na lata. Srebrny medalista mistrzostw świata (za trzecie miejsce kiedyś przyznawano na MŚ srebrny medal) nadal jest najskuteczniejszym strzelcem ekipy ze Stade L’Abbe Deschamps. Guy Roux nadal chętnie opowiada o podchodach jakie po niego robił jeżdżąc do Argentyny. Nasza reprezentacja grała na mundialu, a on podawał się za dostawcę piwa. Wszystko po to, by wejść do hotelu i pogadać z naszym napastnikiem. Pamięta też wycieczki do Polski z workiem pieniędzy – argumentem na załatwienie transferu.

W latach 70-tych czy 80-tych kilka ważnych dla francuzów polskich  nazwisk z Pawłem Janasem czy Joachimem Marxem na czele też mieliśmy. To właśnie po nich tamtejsze klubu chętniej patrzyły na to co dzieje się na boiskach nad Wisłą i sięgały po naszych. Chętniej, to nie znaczy, że często. Trudno jednak powiedzieć, że oprócz kilku późniejszych wyjątków z Jackiem Bąkiem, czy Ireneuszem Jeleniem na czele, były to transfery, o których długo pamiętano. Dziś z workiem pieniędzy nikt już do Polski nie przyjeżdża. Raczej wątpliwe, by uganiał się też za naszym piłkarzem po świecie, choć wydawało się, że w 2016 roku francuskie oczarowanie Polakami wróciło.

Ekstraklasa i Ligue 1? „Przepaść”

W sezonie 2016/17 w Ligue 1 pojawiło się – jak na współczesne warunki – zatrzęsienie Polaków. Piąte rozgrywki ligowe na świecie chciało podbić 6 naszych piłkarzy. Raczej takich z pierwszych stron gazet, w większości reprezentantów Polski. Kamil Glik przychodzący do AS Monaco, Igor Lewczuk opuszczający mistrza Polski dla Girondins Bordeaux , Maciej Rybus zakładający koszulkę Olympique Lyon, Mariusz Stępiński w FC Nantes, Grzegorz Krychowiak za 27 mln w Paris Saint-Germain, a do tego grający już w Stade Rennes od 2014 roku Kamil Grosicki – to oddziaływało na wyobraźnię i dawało wrażenie  polskiego odrodzenia nad Sekwaną. Wrażenie sezonowe. Oprócz Glika, który zdobył mistrzostwo i zagrał w 36 meczach ligowych i Lewczuka, który wystąpił w 25 meczach, z czego 22 w pełnym wymiarze czasowym. U innych było średnio.

U Rybusa skończyło się na jednej asyście w 19 meczach, ale tylko ośmiu w pełnym wymiarze. U Stępińskiego na 21 spotkaniach, czterech golach i czterech asystach. Krychowiak w ekipie z Parku Książąt zagrał tylko w pięciu meczach w pełnym wymiarze (w sumie jedenastu). O golach czy asystach nie było tu mowy. Grosicki sezonu 2016/17 do końca nie doczekał, po 16 spotkaniach (5 w pierwszej jedenastce) zimą przeniósł się do Hull City. On i tak we Francji trochę sobie pograł (niemal 3 lata). Jego koledzy we Francji na dłużej miejsca nie zagrzali. Krychowiaka wypożyczono do West Bromwich, Rybus po roku gry w Lyonie był już zawodnikiem Lokomotiwu, a Stępiński znalazł się w Chievo (najpierw na wypożyczeniu).

Sześciu Polaków w Ligue 1 boisko szybko zredukowało do trzech, bo z tyloma zaczynaliśmy sezon 2018/19, ale z tyloma go nie skończymy. Rafał Kurzawa, który w wakacje ubiegłego roku jako jeden z bardziej docenianych graczy Ekstraklasy przeszedł z Górnika Zabrze do Amiens, wytrwał tam pół roku. Dwa razy zagrał w podstawowym składzie. W sumie w jedenastu meczach spędził na boisku raptem 230 minut.  

Gdy na początku sierpnia pytaliśmy o ten ruch pomagającego w kilku transferach na linii Polska-Francja Marka Jóźwiaka, były reprezentant Polski miał pewne obawy. Szczególnie odnośnie pozycji, na której będzie grał Polak.

- Na skrzydle we Francji życzę mu powodzenia. Tam naprawdę trzeba się mocno nabiegać. Lepiej powinno być w środku pola  - mówił wtedy były gracz Guingamp. Wykrakał. Rzeczywiście na lewej stronie Kurzawa nie zachwycał. Teraz jest już graczem FC Midtjylland. Przegrał tylko umiejętnościami?

- Nie podobało mi się, że idąc do Amiens wysłano sygnał, że to przystanek na drodze do innego klubu. Oni tam takie rzeczy monitorują. Przecież on tam jechał się uczyć. Między Ekstraklasą a Ligue 1 przepaść jest ogromna – mówi nam Jacek Bąk, przez 6 lat zawodnik Olympique Lyon, a przez kolejne 4 lata RC Lens.

- Tam bardzo ważny jest charakter. Nie można chodzić własnymi ścieżkami, trzeba się szybko zintegrować. Być w grupie z chłopakami starać gadać, złapać język. Ja w swoich początkowych kilku miesiącach w Lyonie też miałem ciężko, ale zapierdzielałem i wiedziałem, że muszę być najlepszy – mówi nam były reprezentant Polski. 

„Krychowiak na Ligue 1, ale nie PSG”

O fiasko biało-czerwonych nad Sekwaną zapytaliśmy Antonina Deslandesa, dziennikarza „France Football”. Jak przyznaje problemy większości z wymienionej szóstki były odmienne.

- Krychowiak miał jakość i umiejętności na Ligue 1, ale nie na PSG. Lewczuk miał częste problemy  ze zdrowiem i częste urazy, więc trudno mu było utrzymać swój poziom. Grosicki, Stępiński i Rybus to przecież też byli nieźli piłkarze. Tego pierwszego nawet niedawno chciało Montpellier. Co do Rybusa każdy się zastanawiał, co w Lyonie poszło nie tak. Może on bardziej nadawałby się do gry z pięcioma graczami w defensywie, a nie czwórką z tyłu. Glik w tym sezonie do drużyny dołączył po mundialu i w drugiej części okresu przygotowawczego. Myślę, że on ma już dość ciągłego oddawania przez Monakijczyków najlepszych piłkarzy i tego, że na końcu zawsze znajduje się wokół młodzieży – stawia swoje tezy Deslandes.

Zresztą, teorię że to może być trudniejszy sezon dla Glika – w rozmowie ze Sport.pl stawiał też Jóźwiak.

- Wymagania mu stawiane będą zdecydowanie większe. Będzie musiał trzymać formę, a przecież z każdym rokiem napastnicy znają go coraz lepiej. Sezon będzie dla niego wyzwaniem – komentował były reprezentant Polski. Wyzwaniem ten rok okazał się zresztą dla całego Monaco.

Deslandes w kontekście Ligue 1 zwraca też uwagę na konserwatyzm, który łączy się z zatrudnianiem czy sposobem funkcjonowania ligi.

- Po pierwsze kluby są przyzwyczajone do współpracy ze znanymi sobie określonymi agentami. Na naszym rynku nie ma wielu menadżerów z zagranicy. W niektórych klubach jest też jakby tradycja zatrudniania piłkarzy z danych krajów. Bordeaux lubuje się w tych z Brazylii i Argentyny, Montpellier z Afryki itd. Według mojego rozeznania, rzeczywiście żaden klub nie skupia się na wschodzie czy na Polskę. Francuzi mają tam uboższe kontakty i nie penetrują tak tamtego rynku. Poza tym - wyłączając najmocniejsze kluby - te przeciętne nie wydają, a może i nie mają pieniędzy by prowadzić w Polsce długotrwałej obserwacji zawodników, a potem ich pozyskiwać – tłumaczy publicysta francuskiego tygodnika. 

Jego słowa dotyczące tradycji czy też dużej łatwości w pozyskiwaniu piłkarzy z francuskojęzycznych części Afryki przedstawiają dane dotyczące obcokrajowców w Ligue 1. W pierwszej dziesiątce zestawienia jest aż 6 krajów z tego kontynentu (Senegal, Wybrzeże Kości Słoniowej, Kamerun, Maroko, Algieria, Mali). W pierwszej 20 nie ma żadnego państwa ze wschodu. Zresztą Polska z 6 reprezentantami w Ligue 1 w 2016 roku zajęłaby w rankingu liczby obcokrajowców miejsce poza pierwszą 15.

Polak do obrony, a nie strzelania goli

Francuzi niespecjalnie też korzystają z naszych młodych piłkarzy. Takich transferów jak ten niedawny napastnika Kacpra Sadłochy (ze Stali Mielec do RC Lens) jest bardzo mało. Zresztą Lens to obecnie klub Ligue 2.

Patrząc na ostatnie liczby i Polaków, którzy w Ligue 1 radzili sobie lepiej można zauważyć, że są to piłkarze raczej defensywni niż pozyskiwani z myślą o strzelaniu bramek.

- Za moich lat było chyba podobnie – mówi nam środkowy obrońca, Jacek Bąk. Grali tam przecież Świerczewski, Jóźwiak, Kłos, Wieszczycki, Czerwiec, ale był też strzelający gole Jacek Ziober czy Roman Kosecki. Wydaje mi się, że jak jesteś dobry to cię wezmą i tyle – uzasadnia 97-krotny reprezentant Polski, z którym zresztą w sprawie Sadłochy się kontaktowano. Francuzi jak widać szukają kontaktów i opinii gdzie mogą.  

Czy z tezą, że nad Sekwanę bliżej polskim graczom z defensywy niż ataku zgadza się Deslandes? - Myślę, że Ligue 1 ma po prostu problemy z wyszukiwaniem dobrych snajperów. Poza PSG, Lyonem, Monaco i Marsylią tylko Emiliano Sala miał w tym sezonie więcej niż 10 goli. O nim można powiedzieć, że to było odkrycie naszej ligi. Ciekawy jest też Lebo Mothiba (Strasbourg), choć ona ma na koncie 7 trafień. Poza tym nie ma tu właściwie dobrych napastników, takimi jakimi są np. Krzysztof Piątek czy Robert Lewandowski – analizuje dziennikarz.

- Oni potrzebują solidnych graczy, jak zmieniają się trenerzy, a ty ciągle grasz, to jesteś dobry – to jest wyznacznik – uśmiecha się Bąk, który zaznacza, że Ligue 1 jest nieco bardziej wymagająca od Serie A, ale w jego opinii to podobny poziom rozgrywek. Tylko, że we włoskiej najwyższej klasie rozgrywkowej Polaków jest 14. Jesteśmy tam piątą najliczniejszą grupą cudzoziemców.

Jeśli w najbliższym okienku transferowym nad Sekwanę nie zawita żaden Polak, w Ligue 1 będziemy mieć prawdopodobnie tylko jednego naszego reprezentanta. Igorowi Lewczukowi kontrakt z Girondins, kończy się w czerwcu. Według naszych informacji mocno prawdopodobny jest powrót tego zawodnika do Polski, a jeśli zostanie za granicą, to zapewne na croissanty dłużej patrzeć nie będzie. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.