O kulisach transferu reprezentanta Słowacji, byłego gracza Celty Vigo do Napoli rozmawiamy z Pawłem Zimończykiem, współwłaścicielem agencji Fair Sport.
Paweł Zimończyk: To był też duży transfer z punktu widzenia Celty Vigo. Tyle nie zapłaciła jej chyba nawet Valencia za Maxi Gomeza. Jeżeli spełnią się wszystkie warunki wypłacenia bonusów, Lobotka może być najwyższym transferem Celty. Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Na pewno wszystkie trzy strony są zadowolone. Nawet więcej stron, bo pieniądze z tego transferu spłyną też do poprzedniego klubu Lobotki - Nordsjaelland, a kwotą za wyszkolenie piłkarza nie pogardzi też jego pierwszy zespół, AS Trenczyn.
- Tę stabilizację to najlepiej podsumowała moja żona. Gdy do domu wróciłem o północy, a o 6 rano pojechałem do jednego z klubów załatwiać kolejną ważną rzecz. Okno transferowe przecież jeszcze trwa. Co do stabilizacji, to na pewno niebawem większą przestrzeń dla siebie dostaną ludzie, którzy od dłuższego czasu z nami współpracują: Rafał Kędzior, Sasha Huet Baranow, czy też Kamil Skiba i Robert Jeż. Nasi piłkarze grają już w tylu odległych miejscach, że potrzebujemy ludzi, by gwarantować naszym klientom - a wielu przypadkach też naszym dobrym kolegom - obsługę na najwyższym poziomie. Myślę, że np. Stanko Lobotka zostanie z nami do końca kariery, a dla innych będzie to sygnał, że warto nam zaufać, bo weszliśmy na wyższy poziom. Wydaje mi się, że i w Celcie, i w Napoli zostawiliśmy dobre wrażenie. Ten transfer przeprowadzaliśmy własnymi siłami, tylko w oparciu o pracę naszych ludzi.
- Trudno, by Stanko nie zapytał kolegi z kadry i legendy Napoli o kilka spraw. Hamsik mówił o klubie w samych superlatywach. Wspomniał też o pewnych cieniach popularności w Neapolu. Tu, w przeciwieństwie do Hiszpanii, nikt nie będzie pytał, czy może przerwać ci posiłek, by zrobić sobie zdjęcie. Tu kibic podchodzi i od razu nagrywa cały film. To pewnie jest czasami uciążliwe, ale z drugiej strony: gra na stadionie San Paolo, fantastyczna atmosfera i perspektywa meczów z Barceloną w Lidze Mistrzów przemawiają za Neapolem. Stanko jest zawodnikiem, którego takie ważne spotkania bardzo nakręcają.
- Był kierunek włoski, był angielski. W Hiszpanii jego nazwisko mówiło sporo klubom, ale to Napoli było najkonkretniejsze. W tym zespole, przy takim stylu gry, z tym trenerem, to dla Lobotki najlepsze miejsce na kolejny krok w karierze. Największe zainteresowanie Słowakiem było jednak po jego pierwszym znakomitym sezonie w Celcie u trenera Juana Carlosa Unzue, gdzie styl gry a la Barcelona bardzo Lobotce odpowiadał. Od zapytań do transferu jest jednak bardzo daleka droga i trzeba było czekać 18 miesięcy na transakcję. Co do Anglii: Stanko jest takim typem pomocnika, który niekoniecznie jest w Premier League poszukiwany. Tam stawiają na silnych, powyżej 1,85 metra. Po meczu na Wembley, w którym Stanko strzelił bramkę Anglii, zaczęto jednak bardziej zwracać na niego uwagę. Świetny drybling, spryt, szybkie wyjście z piłką, okazywały się takimi atutami, że niski wzrost przestał przeszkadzać.
- Dla Zielińskiego konkurentem nie będzie. Pozycja Polaka jest niepodważalna. Stano przy systemie gry 4-3-3 będzie w Napoli defensywnym pomocnikiem. I raczej będzie dogrywał piłki Zielińskiemu i z nim współpracował, niż rywalizował. Wiem, że Lobotka na pierwszym treningu złapał dobry kontakt z Arkiem Milikiem. Mam nadzieję, że Arek pomoże wprowadzić go do szatni. Teraz powinno być chyba łatwiej. Trudniejszym momentem było dla Lobotki wejście do Celty, przeskok z Nordsjaelland do La Liga.
- To było disco polo (śmiech). Nie sądzę jednak, żeby od razu w pierwszych dniach w Napoli wychodził przed szereg i sypał żartami, rozbawiał kolegów i puszczał muzykę. Jestem też o niego spokojny. Prawda jest taka, że dobry gracz w szatni obroni się sam. Zresztą Stanko ma taki charakter, że szczególnie południowcy szybko go polubią.
- W słowackiej gazecie był nawet tytuł “Linda była szybsza niż Włosi”. Siedząc w niedzielę w hotelu w Neapolu, już po testach medycznych, czekając na ostatnie wersje umów między Celtą a Napoli, Stanko dostał SMS-a, że żonie odeszły wody. W poniedziałek rano wysyłał już wszystkim zdjęcia małej Lindy. Ludzie z Napoli, gdy dowiedzieli się, że właśnie został tatą, stwierdzili, że trzeba zrobić wszystko, by ten jeden dzień kojarzył mu się z dwoma miłymi rzeczami. W poniedziałek transferu nie udało się jednak podpisać. Wszystko przeciągnęło się o kilkadziesiąt godzin, ale i tak tych wydarzeń z połowy stycznia 2020 roku Stanko nie zapomni do końca życia. Córki jeszcze nie miał okazji wziąć na ręce, ale prawdopodobnie po meczu z Fiorentiną dostanie dzień wolnego. Poleci wtedy na Słowację i będzie mógł ją pierwszy raz przytulić.
- Formalnie może zagrać już w sobotnim meczu z Fiorentiną. Nie wiem tylko czy trener Gennaro Gattuso się na to zdecyduje. W ostatnim tygodniu więcej było podróżowania i badań medycznych niż treningu. Lobotka miał co prawda zajęcia z trenerem przygotowania fizycznego, ale Gennaro Gattuso może dać mu parę dni na aklimatyzację. Dobrze, że w Vigo od razu po świętach Bożego Narodzenia drużyna normalnie trenowała, bo noworoczna kolejka zaczynała się już 3 stycznia. W meczu z Osasuną Stanko nie wystąpił, ale w treningu był cały czas. Bardziej myślę o tym, jak mentalnie zniósł te ostatnie bardzo stresujące dni. Trzeba do tego podejść spokojnie. Wszystko przed nim. Za tydzień Napoli gra z Juventusem, a potem powoli zaczną się przygotowania do meczów Ligi Mistrzów z Barceloną. Kolejne piękne dni, miejmy nadzieje, przed nim.