Juventus bał się nawet meczów z Malmoe. Allegri przegrał z obsesją Juventusu

- Zwyciężanie nie jest ważne. To jedyna rzecz, która się liczy - słowa Giampiero Bonipertiego stały się mottem Juventusu. - Wygranie Ligi Mistrzów musi być naszym celem w tym sezonie. LM, mistrzostwo i Puchar Włoch - powiedział na początku sezonu prezes klubu Andrea Agnelli. I porównajmy to ze słowami Allegriego z marca: - Oczekiwania są zbyt wysokie. LM stała się obsesją, a gra w niej powinna być przyjemnością, przynosić radość.

Te cytaty najlepiej pokazują rozdźwięk między JuventusemMassimiliano Allegrim, który doprowadził do rozstania. Od początku w tym związku nie było wielkiej miłości, to było małżeństwo z rozsądku. Na początku przygotowań do sezonu 2014/15 Antonio Conte nagle odszedł. Trudno powiedzieć, by zwolniony pół roku wcześniej z Milanu Allegri (ten moment uznał za najważniejszy w swojej karierze) był wymarzonym kandydatem Juventusu. Był dostępny, co wtedy wystarczało. Władzom, ale nie kibicom, którzy zorganizowali protest pod siedzibą klubu. Nie chcieli trenera wyrzuconego z podupadającego Milanu, zwłaszcza że uwielbiali Conte. Allegri nigdy nie był typem trenera, który porywałby za sobą tłumy kibiców jak jego poprzednik.

Zobacz wideo

Juventus bał się meczów z Malmoe

Pamiętajmy też, że to był jednak zupełnie inny Juventus. Zdobywający mistrzostwa Włoch, ale zawodzący w europejskich pucharach. - Gdy przychodziłem, baliśmy się meczów z Malmoe - mówił Allegri. W 2013 roku gładko przegrał z Bayernem w ćwierćfinale LM, a rok później nie wyszedł z grupy, ulegając Galatasaray. Nie zagrał w wyjątkowym, turyńskim finale Ligi Europy, bo przegrał z Benfiką w półfinale. - Juventus wysyła mnie do luksusowej restauracji, w której obiad kosztuje 100 euro i daje mi 10 euro do kieszeni - tłumaczył Conte tamte niepowodzenia. 10 miesięcy wystarczyło Allegriemu, by zagrać w finale Ligi Mistrzów (1:3 z Barceloną). Oczywiście zdobył też mistrzostwo Włoch, stając się pierwszym trenerem, który odniósł taki sukces w debiutanckich sezonach w dwóch klubach (wcześniej w Milanie). 

- Za mojej kadencji zawsze wychodziliśmy z grupy, dwukrotnie awansowaliśmy do finału i przegrywaliśmy z ewentualnymi zwycięzcami. To nie takie proste. Bayernowi wygranie LM zajęło 10 lat, podczas gdy Chelsea zatriumfowała, gdy na to nie zasługiwała. To inne rozgrywki, jedno złe odbicie piłki wystarczy, byś odpadł - tłumaczył Allegri w kwietniu swoje słowa o obsesji. Tak, za jego kadencji Juventus wyrósł z lokalnego giganta na czołowy europejski klub, wymieniany jednym tchem obok Realu Madryt, FC Barcelony czy Bayernu Monachium. Ale nie zrealizował najważniejszego celu. A przecież w Turynie wygrywanie to jedyna rzecz, która się liczy.

Zatracony styl i zachowawcze podejście

Gdy wyników nie ma, trener zawsze może bronić się przynajmniej stylem gry swojego zespołu. Ale zdaje się, że Juventus zatracił swój styl w najważniejszych meczach; umie idealnie dopasować się do rywala, ale nie potrafi narzucić mu swojego stylu, stłamsić go. Spotkanie z Atletico pokazało, że to możliwe, ale u Allegriego domyślnym podejściem jest to zachowawcze - co pokazał w starciach z Realem Madryt (Juve prowadziło 3:0 w rewanżu i wyrównało stan dwumeczu, ale cofnęło się i straciło gola w 97. minucie) czy z Napoli (w kluczowym meczu o mistrzostwo Turyńczycy grając u siebie od początku się bronili. Stracili gola w 89. minucie, a obronili Scudetto dzięki nagłej zapaści Napoli). Ostatnio krytycznych głosów było coraz więcej. - W Europie trzeba atakować, by wygrać. Jego sposób nie jest odpowiedni - mówił legendarny trener Milanu i reprezentacji Włoch Arrigo Sacchi. Allegri tylko raz wprowadził porady Sacchiego w życie. I Juventus rozbił Atletico Madryt 3:0, w wielkim stylu odrabiając straty z pierwszego meczu - w nim Włoch skupił się wyłącznie na tym, by nie stracić gola (skończyło się na 0:2).

- W Milanie połączyliśmy trzy rzeczy: zwycięstwa, przekonywanie i dawanie rozrywki. Juventus tylko wygrywa i to jego słabość - mówił Sacchi już w 2016 roku. Te słowa nadal są aktualne, bo "Stara Dama" nie zachwycała swoją grą w tym sezonie. W Serie A wygrywała słabością i strachem rywali, a w Lidze Mistrzów została pokonana w aż czterech z dziesięciu spotkań. W fazie pucharowej gole strzelał jedynie Cristiano Ronaldo. W ekipie jest coraz większa grupa niezadowolonych piłkarzy, co ujawnił brat Paulo Dybali. Argentyńczyk jest jednym z największych przegranych tego sezonu. Allegri nie znalazł sposobu na to, by znaleźć miejsce i dla niego, i dla Portugalczyka. Włoskie media donoszą, że głównym powodem odejścia Allegriego jest inna budowy kadry. Trener chciał pozbyć się kilku zawodników (mówi się, że chodzi o Paulo Dybalę, Alexa Sandro, Douglasa Costę i Joao Cancelo), za to Juventus woli dokonać kosmetycznych zmian.

Zmiany były niezbędne

- Po czterech, pięciu latach w zespole musi dojść do rewolucji. Muszą odejść albo piłkarze, albo trener - skomentował tę sytuację Alessandro Costacurta. Juventus nie chciał zatrzymywać na siłę szkoleniowca odpowiadającego za jeden z najlepszych okresów w historii klubu. Prezes Andrea Agnelli musiał wybierać między nim, a Pavlem Nedvedem, czyli wiceprezesem i legendą klubu. - Bardzo trudno ulepszyć ten skład - powiedział Czech, odnosząc się do proponowanych przez Allegriego zmian w składzie. Pięć mistrzostw Włoch, cztery Puchary Włoch, dwa Superpuchary Włoch, dwa finały Ligi Mistrzów, wzniesienie klubu na najwyższy poziom - lista osiągnięć Allegriego wygląda wspaniale, ale nie udało mu się zrealizować dwóch rzeczy: wygrać Ligi Mistrzów i podbić serc kibiców Juventusu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA