Daniele De Rossi, czyli piłkarz z gatunku zagrożonego wyginięciem

Teraz, kiedy patrzę na chłopców, którzy siedzą w szatni przed meczem i odpalają Instagrama, to chcę wyjąć kij baseballowy i powybijać im zęby - mówił niedawno Daniele De Rossi, 36-letni piłkarz z gatunku zagrożonego wyginięciem. Włoch po 18 latach odchodzi z Romy, ale z piłką kończyć nie zamierza.

Można pomyśleć, że Daniele De Rossi to straszny pechowiec. Teoretycznie, mógł zostać największą legendą Romy w XXI wieku. Ale w praktyce? Nie miał na to szans, bo kilka lat przed nim urodził się Francesco Totti. I to właśnie on, a nie De Rossi, stał się największym bożyszczem rzymskich kibiców. Chociaż De Rossi debiutował w Romie w 2001 roku, to na stałe jej kapitanem został szesnaście lat później, dopiero gdy karierę zakończył Totti. Mówimy tylko jednak o kwestiach formalnych, bo rola Daniele w drużynie od dawna była kluczowa.

Zobacz wideo

- Szaleństwo kibiców Romy na punkcie Tottiego było aż trochę niezdrowe, ale zarazem w pełni zrozumiałe. Zrozumiałe ze względu na jego umiejętności oraz reputację. Ale prawda jest taka, że to De Rossi był kapitanem zespołem. Totti był ważniejszy niż drużyna, większy niż klub. Daniele był kapitanem w szatni i jej dobrym duchem. Świetny charakter i świetny piłkarz - mówił Wojciech Szczęsny, były bramkarz Romy, w programie Foot Truck.

Gdyby jednak De Rossi nie trafił na Tottiego, to pewnie nie zostałby De Rossim. To właśnie Francesco uczył go lojalności i wierności. Gdy De Rossi dojrzewał, to podziwiał Tottiego, który regularnie odrzucał oferty od Realu Madryt. Odpychanie zalotów Florentino Pereza to nie tylko rezygnacja z bicia się o największe trofea. To także odrzucanie gigantycznych pieniędzy. Minęło kilka lat i telefon Tottiego przestał dzwonić. Kapitan był już grubo po trzydziestce, więc żaden topowy klub nie był już nim zainteresowany. Ale do Romy wciąż przychodziły oferty od Realu i Manchesteru United, ale chodziło już o De Rossiego. 

- Gdybym odszedł wtedy do Manchesteru United, dziś popełniłbym chyba samobójstwo - mówił po latach De Rossi. Ofertę Realu też odrzucił, choć w konsekwencji zaliczył kilka nieprzespanych nocy. Ale za każdym razem przypominały mu się słowa Tottiego, który w jednej z gazet zamieścił otwarty list skierowany do De Rossiego, w którym prosił, żeby Daniele został w klubie, bo wraz z Tottim mogą jeszcze sporo wygrać. 

Prośba mistrza wystarczyła. De Rossi został w Romie, choć klub w swej blisko stuletniej historii wywalczył ledwie trzy mistrzostwa kraju. Ostatnie - latem 2001 roku, tuż przed debiutanckim sezonem De Rossiego. Odrzucał wszystkie oferty, choć swoimi umiejętnościami (w latach 2006-2012) mógłby wspomóc każdą drużynę świata. Ale został w Romie i mistrzostwa nigdy nie zdobył, dziewięciokrotnie był drugi.

Rzymianie pokochali go nie tylko za wierność, bycie świetnym pomocnikiem i dwa Puchary Włoch. De Rossi nie gwiazdorzył, był naturalny, zawsze znalazł czas dla kibiców, by spędzić z nimi chwilę, przybić piątkę, zrobić wspólne zdjęcie. To pewnie też dlatego zamieszkał w centrum Rzymu, przy placu Campo de Fiori, by być blisko ludzi, by czuć zapach i słyszeć harmider targowiska. 

- W moim zachowaniu zawsze było dużo altruizmu, miłości do klubu i miasta. Ale to nie jest tak, że ja oddawałem wszystko Romie i nie dostawałem nic w zamian. Potrzebowałem jej. To była obopólna korzyść - tłumaczy 36-latek.

De Rossi nie jest jednak postacią bez skazy. Na boisku zamieniał się w dzikie zwierzę. Zazwyczaj skutkowało to wieloma odbiorami, przechwytami i wygranymi pojedynkami. Ale nie zawsze. Do tej pory zobaczył aż 14 czerwonych kartek. 

 


2006 rok. Trwa mundial w Niemczech. W trakcie grupowego spotkania z USA Włoch został wyrzucony z boiska za brutalny faul.

- Zostałem zawieszony na cztery mecze. Tak długa absencja oznaczała, że będę mógł wrócić dopiero na finał. W pierwszych dniach selekcjoner Marcello Lippi nawet się do mnie nie odzywał. Był twardy, ale jak ojciec. Zaraz po półfinale powiedział, żebym był gotowy - wspomina De Rossi.

W finałowym starciu przeciwko Francuzom zmienił w 60. minucie Tottiego, a w serii jedenastek pokonał Fabiana Bartheza, strzelając karnego na 4:2. Złoto mundialu to nie jedyny sukces. Sześć lat później, podczas mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie, był kluczowym zawodnikiem kadry Cesare Prandelliego, która zgarnęła srebro.

Największe wrażenie na kibicach i ekspertach wywarł w spotkaniu grupowym z Hiszpanią (1:1). Kontuzje obrońców sprawiły, że Prandelli spróbował De Rossiego na pozycji stopera. A ten odwdzięczył się niemal perfekcyjnym występem. Zresztą, sami oceńcie:

 

Na liście wybitnych reprezentantów zajmuje czwarte miejsce. W kadrze zaliczył 117 występów, choć mógł więcej.

"Kur.. ja mam wejść? Musimy wygrać, a nie zremisować"

Trwała druga połowa rewanżowego barażu o mundial w Rosji. Włosi wciąż bezbramkowo remisowali ze Szwecją, a pierwszy mecz przegrali 0:1. Selekcjoner Giampiero Ventura chciał na boisko wpuścić De Rossiego.

- Kur.. ja mam wejść? Musimy wygrać, a nie zremisować - powiedział zawodnik Romy odmawiając wyjścia na rozgrzewkę. De Rossi wskazywał jednocześnie na Lorenzo Insigne, piłkarza ofensywnego. - Pomyślałem, że lepiej by było, gdyby on wszedł za mnie - wytłumaczył po meczu.

De Rossi zawsze stawiał wyżej dobro drużyny niż własne ambicje. W ostatnich latach może już nie był kluczowym zawodnikiem Romy, ale wciąż okazuje się bezcenny. To właśnie on strzelił gola i zaliczył asystę w zeszłorocznym triumfie 3:0 nad Barceloną, który zapewnił Romie awans do półfinału Ligi Mistrzów. W piłce klubowej: nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie był już tak bliski szczytu.

Gatunek na wyginięciu

Na Półwyspie Apenińskim De Rossi należy do bardzo elitarnego grona piłkarzy utożsamianych z jednym klubem. Paolo Maldini debiutował w Milanie w 1985 roku, a dziś jest jednym z dyrektorów. Gianluigi Buffon spędził w Juventusie 17 lat, dopiero rok temu trafił do PSG. Javier Zanetti w 1995 roku wstąpił do Interu jako piłkarz, a od 2014 roku jest działaczem. Francesco Totti kopał dla Romy przez 24 lata. De Rossi debiutował w 2001 roku, teraz odchodzi, ale z pewnością jeszcze tu wróci, może w roli działacza, może w roli trenera?

- Nie tylko futbol się zmienił, świat też. Kiedy wchodziłem do szatni Romy po raz pierwszy, słyszałem od 35-latków, że w ich młodości to, co robię było nie do pomyślenia. Teraz, kiedy patrzę na chłopców, którzy siedzą w szatni przed meczem i odpalają Instagrama, to chcę wyjąć kij baseballowy i powybijać im zęby. Ale wiem, że pokolenia się zmieniają. Kiedy oni dorosną, spojrzą na młodych i powiedzą im: "gdyby De Rossi widział co robicie, pozabijałby was wszystkich - mówi Rzymianin.

I dodaje: - Zawsze chciałem odejść z Romy w momencie, w którym poczuję, że nie jestem w stanie już grać na najwyższym poziomie. Nie będę ciężarem dla zespołu. Nie chcę być hamulcowym.

Wiele wskazuje, że Włoch będzie kontynuował karierę, ale wciąż nie wiadomo gdzie. Rok temu dużo pisało się o potencjalnym transferze do Argentyny.

- Chciałbym kiedyś zagrać w Boca Juniors. Kocham La Bombonerę, uważam, że to najpiękniejszy stadion na świecie. Jestem zakochany w jego atmosferze od dziecka - mówi. 36-lat to już chyba ostatni moment w karierze, aby spełnić dziecięce marzenia. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.