Szymon Żurkowski: Z głowy tego nie wyrzucę, ale runda wiosenna nie będzie dla mnie tylko przykrym obowiązkiem do odklepania. Z Górnikiem jestem przecież związany emocjonalnie, kilka lat chodziłem na Roosevelta. Dlatego zrobię wszystko, żeby wyciągnąć nas z dołka. Na boisku będę dalej harował, bo nie zamierzam poznać smaku spadku. Serie A co prawda kusi, ale robotę we Florencji będę miał do wykonania od lipca. Obecnie wciąż pracuję dla Górnika.
Ja. Z różnych stron miałem naciski, żeby do Włoch przenieść się już teraz. Ale powiedziałem menadżerowi, że wolę dograć pół roku w Ekstraklasie i dopiero wtedy trafić do Serie A. Poza ligą są mistrzostwa Europy do których chcę się przygotować w Polsce. Fiorentina dała sygnał, że wolą mieć mnie u siebie zimą, ale Jarek Kołakowski zaakceptował mój plan i przekonał do niego Włochów. Wydaje mi się, że na tej decyzji skorzystają wszyscy: ja, Górnik i Fiorentina.
Tak. Ja przygotuję się do wyjazdu i pomogę Górnikowi, a Fiorentina zobaczy mnie na Euro.
Mam świadomość braków nad którymi muszę popracować. Na przykład teraz szwankowała nieco pewność siebie, którą straciłem po kontuzji. Dopiero teraz wracam do odpowiedniej dyspozycji fizycznej i mentalnej. Jeśli mam walczyć o podstawowy skład Violi, to muszę być maksymalnie przygotowany. Jeszcze inną kwestią jest język, który do lata chcę poznać w stopniu komunikatywnym. Nie chcę w szatni siedzieć jak mruk, wolę wiedzieć o czym będzie mowa. Istotne jest też wspomniane Euro. To jeden z ważniejszych celów. Nie było łatwo się tam dostać, więc szkoda byłoby stracić na ostatniej prostej okazję gry na tak fajnym turnieju.
Może nie ostatni, ale gdy menadżer powiedział o ofercie, to na stole były konkrety. Mam do niego zaufanie i dlatego nie zawracałem sobie głowy szczegółami transferu, nie musiałem go kontrolować. Poza tym gdy usłyszałem o Fiorentinie, od razu poczułem, że to dobry wybór.
Było kilka: z Genoi, Cagliari, Girondins Bordeaux. Ale ja od razu skupiłem się na Fiorentinie.
To dobry wybór, tak czuję. Mój brat Arek też powiedział niedawno, że ma dobre przeczucie.
Po raz pierwszy Fiorentina zainteresowała się mną rok temu. Miałem trochę kłopotów przez te dwanaście miesięcy, a oni dalej mnie obserwowali. Kiedy pojawiłem się w klubie, ktoś powiedział mi: może ty nas jeszcze dobrze nie znasz, ale my wiemy o tobie naprawdę wiele. To znaczy, że nie chcieli kogokolwiek z Polski. Chcieli konkretnie Szymona Żurkowskiego.
Podróż trwała długo, bo z Cypru poleciałem do Polski, później z Katowic do Frankfurtu, tam przesiadłem się w samolot do Bolonii, skąd samochód zabrał mnie do Florencji Zauważyłem, że ludzie w Italii są bardziej zaangażowani w futbol, niż u nas. Wrażenie zrobiło też centrum treningowe, które jest na wysokim poziomie. Dość stary jest stadion, ale za to murawa – stół.
Nie miałem jeszcze okazji, ale to nadrobię. Jeszcze może wcześniej wybiorę się do Włoch.
Na mistrzostwach będziemy rywalami. Zakumplujemy się dopiero po meczu z Włochami.
Nadzieja na to jest duża. W klubie widać, że wszyscy skupieni są na pracy. Nikt o tym głośno nie mówi, ale widać, że wszyscy mają ten sam cel. Całe szczęście, że jest taka mobilizacja, bo to pozwala wejść na wyższy poziom. Jest spokojnie, ale da się wyczuć takie małe napięcie…
Było ciężko, ale pod koniec trener zmniejszył obciążenia i skupiliśmy się na czymś innym.
Jesienią naszym największym problemem było tracenie dziwnych bramek…
Coś w tym może być. Bo jeśli wygrywa się 2:0, a później traci się dwie głupie bramki, jak my w meczu z Lechem Poznań, to coś jest nie tak. Musimy tego uniknąć. Dlatego skupialiśmy się na grze w defensywie, na zabezpieczaniu tyłów. Bo dużo łatwiej jest stracić gola, niż strzelić. W sparingach widziałem, że jest już coraz lepiej. I oby tak dalej. To byłoby dla mnie piękne półrocze: utrzymać Górnika, grać na wysokim poziomie i pojechać na mistrzostwa Europy.