Ekstraklasa. Żurkowski: Fiorentina chciała mnie już teraz, ale postawiłem na swoim. Najpierw chce pomóc Górnikowi i zagrać na Euro

Miałem kilka ofert: z Genoi, Cagliari, Girondins Bordeaux. Ale skupiłem się na Fiorentinie. Gdy przyleciałem do Florencji, usłyszałem w klubie: może nas dobrze nie znasz, ale my wiemy o tobie wszystko - mówi Sport.pl piłkarz Górnika Zabrze Szymon Żurkowski.
Zobacz wideo

 

Sebastian Staszewski: Trudno będzie panu znaleźć motywację, aby wiosną grać w Ekstraklasie ze świadomością, że już od lata czekają pana słońce, Serie A i Florencja?

Szymon Żurkowski: Z głowy tego nie wyrzucę, ale runda wiosenna nie będzie dla mnie tylko przykrym obowiązkiem do odklepania. Z Górnikiem jestem przecież związany emocjonalnie, kilka lat chodziłem na Roosevelta. Dlatego zrobię wszystko, żeby wyciągnąć nas z dołka. Na boisku będę dalej harował, bo nie zamierzam poznać smaku spadku. Serie A co prawda kusi, ale robotę we Florencji będę miał do wykonania od lipca. Obecnie wciąż pracuję dla Górnika.

Kto podjął decyzję, że w kolejnych miesiącach wciąż będzie pan występował w Polsce?

Ja. Z różnych stron miałem naciski, żeby do Włoch przenieść się już teraz. Ale powiedziałem menadżerowi, że wolę dograć pół roku w Ekstraklasie i dopiero wtedy trafić do Serie A. Poza ligą są mistrzostwa Europy do których chcę się przygotować w Polsce. Fiorentina dała sygnał, że wolą mieć mnie u siebie zimą, ale Jarek Kołakowski zaakceptował mój plan i przekonał do niego Włochów. Wydaje mi się, że na tej decyzji skorzystają wszyscy: ja, Górnik i Fiorentina.

W myśl przysłowia, że wilk syty i owca cała?

Tak. Ja przygotuję się do wyjazdu i pomogę Górnikowi, a Fiorentina zobaczy mnie na Euro.

Dlaczego nie śpieszyło się panu na zachód? To niecodzienne, bo trend jest odwrotny.

Mam świadomość braków nad którymi muszę popracować. Na przykład teraz szwankowała nieco pewność siebie, którą straciłem po kontuzji. Dopiero teraz wracam do odpowiedniej dyspozycji fizycznej i mentalnej. Jeśli mam walczyć o podstawowy skład Violi, to muszę być maksymalnie przygotowany. Jeszcze inną kwestią jest język, który do lata chcę poznać w stopniu komunikatywnym. Nie chcę w szatni siedzieć jak mruk, wolę wiedzieć o czym będzie mowa. Istotne jest też wspomniane Euro. To jeden z ważniejszych celów. Nie było łatwo się tam dostać, więc szkoda byłoby stracić na ostatniej prostej okazję gry na tak fajnym turnieju.

W grudniu tak mówił pan Sport.pl o ewentualnym transferze: „O ofertach wie tylko prezes Bartosz Sarnowski i mój agent. Może to zabrzmi śmiesznie, ale jeśli pojawi się coś konkretnego, to ja dowiem się jako ostatni”. Naprawdę dowiedział się pan jako ostatni?

Może nie ostatni, ale gdy menadżer powiedział o ofercie, to na stole były konkrety. Mam do niego zaufanie i dlatego nie zawracałem sobie głowy szczegółami transferu, nie musiałem go kontrolować. Poza tym gdy usłyszałem o Fiorentinie, od razu poczułem, że to dobry wybór.

Czy Fiorentina była jedynym klubem, który złożył zabrzanom konkretną propozycję?

Było kilka: z Genoi, Cagliari, Girondins Bordeaux. Ale ja od razu skupiłem się na Fiorentinie.

Dlaczego?

To dobry wybór, tak czuję. Mój brat Arek też powiedział niedawno, że ma dobre przeczucie.

I samo przeczucie panu wystarczyło?

Po raz pierwszy Fiorentina zainteresowała się mną rok temu. Miałem trochę kłopotów przez te dwanaście miesięcy, a oni dalej mnie obserwowali. Kiedy pojawiłem się w klubie, ktoś powiedział mi: może ty nas jeszcze dobrze nie znasz, ale my wiemy o tobie naprawdę wiele. To znaczy, że nie chcieli kogokolwiek z Polski. Chcieli konkretnie Szymona Żurkowskiego.

Jak pierwsze wrażenia z dwudniowego pobytu we Florencji?

Podróż trwała długo, bo z Cypru poleciałem do Polski, później z Katowic do Frankfurtu, tam przesiadłem się w samolot do Bolonii, skąd samochód zabrał mnie do Florencji Zauważyłem, że ludzie w Italii są bardziej zaangażowani w futbol, niż u nas. Wrażenie zrobiło też centrum treningowe, które jest na wysokim poziomie. Dość stary jest stadion, ale za to murawa – stół.

Poznał pan już kolegów z drużyny?

Nie miałem jeszcze okazji, ale to nadrobię. Jeszcze może wcześniej wybiorę się do Włoch.

W czerwcu być może spotka się pan z jednym z piłkarzy Fiorentiny – Federico Chiesą.

Na mistrzostwach będziemy rywalami. Zakumplujemy się dopiero po meczu z Włochami.

Wcześniej spróbuje pan pomóc utrzymać Górnik w lidze. Jak trudne będzie to zadanie?

Nadzieja na to jest duża. W klubie widać, że wszyscy skupieni są na pracy. Nikt o tym głośno nie mówi, ale widać, że wszyscy mają ten sam cel. Całe szczęście, że jest taka mobilizacja, bo to pozwala wejść na wyższy poziom. Jest spokojnie, ale da się wyczuć takie małe napięcie…

Na obozie na Cyprze trener Marcin Brosz dał wam w kość?

Było ciężko, ale pod koniec trener zmniejszył obciążenia i skupiliśmy się na czymś innym.

Na czym?

Jesienią naszym największym problemem było tracenie dziwnych bramek…

To przez brak koncentracji?

Coś w tym może być. Bo jeśli wygrywa się 2:0, a później traci się dwie głupie bramki, jak my w meczu z Lechem Poznań, to coś jest nie tak. Musimy tego uniknąć. Dlatego skupialiśmy się na grze w defensywie, na zabezpieczaniu tyłów. Bo dużo łatwiej jest stracić gola, niż strzelić. W sparingach widziałem, że jest już coraz lepiej. I oby tak dalej. To byłoby dla mnie piękne półrocze: utrzymać Górnika, grać na wysokim poziomie i pojechać na mistrzostwa Europy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.