"Wartość Krzysztofa Piątka skoczyła dziesięciokrotnie", mówi Marek Koźmiński

- Wartość Krzysztofa Piątka w ciągu siedmiu miesięcy skoczyła dziesięciokrotnie. On nie nauczył się w tym czasie na nowo grać w piłkę. Mógł się poprawić, ale umiejętności, które teraz prezentuje, nabył wcześniej - podkreśla w rozmowie ze Sport.pl Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN, niegdyś zawodnik Udinese i Brescii.
Zobacz wideo

 

Kacper Sosnowski: Poprzeczka wisi w Mediolanie wyżej niż w Genui, ale Piątek na San Siro wyszedł jak po swoje. Był pan lekko zaskoczony?

Marek Koźmiński: Byłem mile zaskoczony! To było imponujące! Wejście do kolejnego klubu wyszło mu z przytupem.

Przejście do Milanu paradoksalnie może Polakowi ułatwić polowanie na kolejne gole? W Mediolanie w teorii może liczyć na większą liczbę podań niż w defensywnej Genui.

- Teoretycznie tak, ale w Milanie większa jest też konkurencja i większe będą oczekiwania. 10 goli w Genui było super wynikiem, ale w Milanie będzie wynikiem zwyczajnym.

Patrząc okiem obrońcy - w meczu z Napoli Piątek nieco ośmieszył Kalidou Koulibaly'ego, jednego z najlepszych obrońców Serie A.

- Może nawet jednego z ciekawszych defensorów na świecie, a przecież gole naszego napastnika nie były przypadkowe. Dwa razy świadomie wiedział, co chce zrobić z piłką. Dwa razy poradził sobie z towarzyszącymi mu rywalami. 

Mówił pan kiedyś, że Polacy to dla Włochów jakość za dobrą cenę. Piątek teraz jeszcze nakręca ten mechanizm.

- Nakręca go jeszcze paru Polaków z Milikiem, Zielińskim, Szczęsnym czy Skorupskim na czele. Tą kolonię w Serie A mamy liczną, ale też spora jej cześć gra na najwyższym poziomie. Co do cenowych okazji - Piątek poszedł do Włoch z Cracovii za 4 mln euro. Jak na polskie warunki dobre pieniądze, ale w Italii nikogo na kolana to nie rzuci. Zrobi wrażenie dopiero liczba 35 mln za transfer wewnątrz tamtejszej federacji. Takie kwoty za gracza dla naszej Ekstraklasy są oczywiście nierealne, ale patrząc na to z boku wartość piłkarza w ciągu 7 miesięcy skoczyła dziesięciokrotnie. Sam napastnik przecież nie nauczył się w tym czasie na nowo grać w piłkę. Mógł się w te pół roku poprawić, ale umiejętności, które prezentuje musiał nabyć wcześniej. Wszyscy są oczywiście w Polsce mile zaskoczeni szybkością rozkwitu tego talentu czy skala tej eksplozji, ale to powoduje, że polski rynek dla klubów z zachodu jest bardzo ciekawy.

Genoa chce chyba pójść za ciosem i zaklepuje sobie letni transfer Filipa Jagiełły. Liczy, że sprowadzi ciekawego piłkarza, na którym znów sporo zarobi.

- Model działania jest właściwie taki sam. Przecież do Serie A nie poszedł np. Michał Pazdan. Włosi, przepraszam za wyrażenie, wybierają sobie u nas towar, którym potem mogą jeszcze obrócić. Znów w ich przypadku chodzi o zawodnika młodego, na dorobku i za rozsądne pieniądze, również jeśli mowa o kwotach jego uposażenia. Roczna pensja dla Piątka we Włoszech wynosiła około 450 tysięcy euro i to też było normalne. Niby dlaczego Genua miałaby mu zapłacić kilkanaście razy więcej niż miał w Cracovii. Dostał trzy razy więcej i wszyscy byli zadowoleni. Teraz w Mediolanie znów doszedł do sum kilka razy wyższych. Ponieważ transfer Piątka okazał się strzałem w dziesiątkę, to przez to szybko pojawiło się zainteresowanie innym naszym rodakiem. Uznano, że warto poszukać kolejnego celu sportowego i ekonomicznego i w niego zainwestować. Na tym też polega przecież futbol.

Włoscy kibice to wulkan emocji. Piątek ujął ich też swoim spokojem?

- To coś, co na pewno mu się tam przydaje. Od tego zgiełku, euforii, wielkiego oczekiwania na pewno dobrze jest się jakoś odciąć, lub potrafić patrzeć na to z dystansem. Wiadomo, że tam jest trochę inna kultura. Polak nie jest z założenia typem gorącokrwistym. Piątek jest właśnie takim klasycznym, pozytywnym Polakiem. Dobrze wykonuje swoją robotę, cieszy się na swój sposób – nota bene bardzo fajny. A co do reszty, to będzie uwielbiany i kochany jak będzie dobrze grał. Teraz ma wysoka formę, ale w Milanie będą go przyrównywać do tych największych graczy, a kilku takich tam było. Poza tym nie da się trafiać w każdym meczu na zawołanie. To jest sport. Raz jest lepiej raz gorzej. Jak przyjdzie taki moment, że w kilku spotkaniach nie trafi, to odezwą się też inne głosy i we Włoszech i w Polsce. Jak Lewandowski nie mógł strzelić gola przez miesiąc, to był kryzys „Lewego”. Życzę oczywiście Piątkowi, żeby jak najdłużej był na górce. 

W luty napastnik wchodzi z hukiem, a w marcu gra reprezentacja Polski. Idealnie byłoby, aby do ważnego meczu z Austrią łatwości zdobywania bramek nie stracił.  

- Wchodzimy w kluczowe dla nas rozgrywki, czyli eliminacje ME. Marzec będzie czasem bardzo istotnym, bo czekają nas wtedy dwa mecze (drugi w Warszawie z Łotwą- przyp. red). Mam nadzieję, że będziemy wchodzić w te eliminacje z plejadą dobrze grających zawodników. Proszę mnie jednak nie pytać jak i iloma napastnikami powinniśmy grać w ataku? To trochę tak, jakbyśmy mając trzech dobrych bramkarzy chcieli grać trójką w bramce. Selekcjoner Jerzy Brzęczek na pewno to wszystko sobie ułoży, oceni dyspozycje, formę, potrzebę drużyny, taktykę, pod konkretnego rywala i wyjdzie mu z tego koncept pomocny w budowaniu skład. Słyszałem i czytałem już takie głosy dziennikarzy, że Piątek teraz zastąpi Lewandowskiego. Panowie spokojnie! To tylko może skomplikować współdziałanie ku jednemu celowi. Piątek jest na topie, sporo strzela, ale trener wybierając graczy do pierwszej jedenastki będzie patrzył na nich z różnej perspektywy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.