Krzysztof Piątek Smolarkowi nie dorównał, ale swoje zrobił. Ważne debiuty Polaków zwykle były trudne

Krzysztof Piątek zadebiutował w barwach AC Milan rozgrywając 20 minut. Polak nieco ożywił grę, ale w statystykach się nie zapisał. Skończyło się tak, jak zwykle przy Polakach i wielkich klubach bywało, ale w przypadku Piątka o wiele lepsza jest najbliższa perspektywa.
Zobacz wideo

Sporo emocji, wiele oczekiwań, drużyny ze szczytu tabeli i nudny mecz w Mediolanie. Spotkanie, w którym zadebiutował Krzysztof Piątek, pomiędzy AC Milan i Napoli, nie zostanie na długo zapamiętane przez kibiców. No, chyba, że z powodu nieporadności obu ekip i problemów ze zmianą wyniku. Bohater najdroższego polskiego transferu w historii pojawił się na boisku w 71. minucie. Robił, co mógł, rzucał się w oczy. Po kilku minutach dostał dobrą pikę i wbiegł z nią w boczny sektor pola karnego. W ostatniej chwili futbolówkę wspólnie wybili mu Koulibaly i Ospina. W 85. minucie, gdy wypuścił sobie piłkę w stronę bramkarza gości, został sfaulowany jeszcze przed polem karnym. Dwa czy trzy podania do Polaka zostały też przecięte - to właściwie całe podsumowanie pierwszego spotkania Piątka w słynnym klubie z Mediolanu. Oczywiście, patrząc na jego ostatnie popisy i pamiętając pierwszy mecz o stawkę w barwach Genoi (trzy bramki w 20 minut w spotkaniu 1/32 finału Pucharu Włoch z Lecce), apetyty na cieszynkę Piątka były. Trochę inaczej wygląda jednak mecz z ekipą z Serie B od gry z wicemistrzem Włoch. Dla Piątka zatem debiut w wielkim klubie - choć sportowo niezły - w statystykach zapisał się tak, jak to zwykle u Polaków bywało.

Ani Lewy, ani Milik

Patrząc na biało-czerwonych w silnych europejskich markach i ich debiuty w meczach o stawkę jakoś trudno w XXI wieku być zachwyconym. Dla Roberta Lewandowskiego w Borussii Dortmund pierwszym ważnym meczem był Puchar Niemiec i ponad pół godziny przeciw SV Wacker Burghausen. Polak gola trzecioligowcowi nie strzelił, ale jego drużyna wygrała 3:0. Bez bramki zakończył się też jego debiut z BVB w europejskich pucharach (el. LE z Karabachem Agdam) czy jego pierwszy mecz w Bundeslidze i niemal 30 minut przeciwko Bayerowi Leverkusen. Nie strzelił też w pierwszym meczu w Bayernie Monachium, a na domiar złego jego nowa drużyna przegrała w Superpucharze Niemiec z Dortmundem. Błaszczykowski w BVB też debiutował w krajowym pucharze w starciu z Magdeburgiem. Jego nowa ekipa wygrała 4:1. On sam zagrał niezły mecz. Został zmieniony w 83. minucie. Jeśli chodzi o Dortmund, to swój pierwszy mecz w tej drużynie może pamiętać Łukasz Piszczek. 90 minut ze wspomnianym już Karabachem (4:0) prawy obrońca zakończył z asystą.

Arkadiusz Milik, który do Napoli przeszedł po Euro 2016, zadebiutował w meczu z Pescarą (2:2), wchodząc na boisko na ostatnie 37 minut. Do Włoch przychodził za 32 mln euro jako gwiazda Ajaxu. Co ciekawe, bez gola zakończył też niemal prawie cały mecz, gdy w Amsterdamie debiutował. To było starcie w Superpucharze Holandii. O początkach w Bayernie Leverkusen też nie ma co przypominać, bo grał tam końcówki spotkań, a w całym sezonie ograniczył się tylko do asyst. Chwalony po meczu AC Milan – Napoli Piotr Zieliński, który celnych strzałów na bramkę gospodarzy oddał sporo i miał najwięcej kontaktów z piłką i podań w swej drużynie, swój pierwszy mecz w barwach „Błękitnych” zaczął od sierpniowego remisu z Pescarą  Pierwszej asysty doczekał się natomiast w trzecim ligowym spotkaniu, a bramki w grudniu, kiedy pokonał bramkarza Interu.

Próżno szukać też fajerwerków w pierwszym spotkaniu Grzegorza Krychowiaka w PSG. Lepiej wyglądały jego początki w Sevilli - w krótkim czasie jego znakiem firmowym stały się dokładne i długie podania. Nie takie łatwe były też pierwsze mecze Kamila Glika w Serie A w barwach Palermo. Pomogło mu dopiero wypożyczenie do Bari i późniejsze przenosiny do Torino. Do AS Monaco jechał już jako podpora defensywy i od pierwszych dni był pierwszym wyborem trenera. Gol, których jako obrońca strzelał sporo, przyszła w czwartym jego meczu w Ligue 1.

Ale za to Smolarek i Bednarek

Byli w ostatnich kilkunastu latach rodacy, którzy swój pierwszy meczu w nowej drużynie mogą określić mianem wymarzonego. Dokładnie takiego słowa, po swoim debiucie w Borussii Dortmund użył Euzebiusz Smolarek. Nasz napastnik wszedł na boisko na początku drugiej połowy starcia z VfL Wolfsburg. 10 minut później dał swojej drużynie prowadzenie. BVB wygrała mecz 2:1. To był rok 2005. Co ciekawe, gdy przeszedł do Racingu Santander dwa lata później, był też bohaterem swego chyba najgorszego debiutu w karierze, a meczem przeciwko słynnej Barcelonie cieszył się tylko... 12 minut. Za brutalny faul na Abidalu otrzymał czerwoną kartkę. Wchodząc do Boltonu Wonderers specjalnie się natomiast nie wyróżnił.

Wracając do milszych momentów polskich debiutów - 75,5 tys widzów na Old Trafford w 2006 roku oklaskiwała w barwach Manchesteru United Tomasza Kuszczaka. Jeśli napastnicy mogą wkupić się w łaski nowych kibiców golem, tak bramkarze robią to efektywnymi i efektownymi interwencjami. Polak już w 12. minucie prestiżowego meczu ligowego z Arsenalem, bronił rzut karny. Zrobił to skutecznie! Do pełni szczęścia 24-latkowi zabrakło wówczas tylko dobrego, końcowego wyniku. Czerwone Diabły przegrały spotkanie 0:1, ale Polaka zapamiętano. Jeśli mowa o bramkarzach, to tak doniosłych debiutów nie miał ani Jerzy Dudek w barwach Realu Madryt (czy Liverpoolu), ani Wojciech Szczęsny w Arsenalu (przegrał z MU 0:1). Chociaż już jego inauguracja przygody z Juventusem poszła lepiej. Dzięki kilku dobrym interwencjom „Stara Dama” zachowała czyste konto i wygrała z Chievo 3:0. To było lepsze przywitanie się z kibicami, niż te które miał w Romie, kiedy ekipa ze stolicy Italii zremisowała z Weroną 1:1.

Z przytupem w Premier League w Southampton zadebiutował za to Jan Bednarek. Jego pierwszym meczem było starcie z Chelsea. Obrońca zagrał 90 minut, a w drugiej połowie spotkania strzelił nawet gola! Wydawało się, że jego drużyna wydrze „The Blues” jakieś punkty, bo prowadziła już 2:0, ale ostatni kwadrans meczu przesądził o triumfie przyjezdnych, o Bednarku sporo się jednak wtedy mówiło. Do grona piłkarzy, którzy w ostatnim czasie znaleźli pracę w jednej z najlepszych pięciu  lig w Europie trzeba dodać jeszcze Kamila Grosickiego. W wymarzonej Premier League zadebiutował w lutym 2017 roku w wygranym 2:0 meczu z Liverpoolem. Na boisku spędził 80 minut i miał udział przy bramce Alfreda N'Diaye. Co ciekawe miłe z punktu widzenia wygrania ważnego meczu było też jego pierwsze pokazanie się w koszulce Stade Rennais. Zespół „Grosika” pokonał Olympique Lyon, z niemal półgodzinnym udziałem Polaka.

Przy debiucie Piątka w Milanie warto zwrócić też uwagę, że Gennaro Gattuso dał mu szansę na grę raptem dwa dni po transferze. Piątek sam przyznał, że nie miał czasu na wdrożenie się w taktykę i filozofię gry trenera. Nie mniej jednak należy zakładać, że na 23-latka w Mediolanie będą stawiać od razu. Patrząc na historię Polaków w mocnych europejskich klubach znak ważny. Nawet Robert Lewandowski w tym samym wieku musiał mozolnie przebijać się do składu BVB. W pierwszych miesiącach grał właściwie ogony zmieniając Lucasa Barriosa. 35 milionów wydane za Piątka, przyjście na San Siro za Gonzalo Higuaina i duże nadzieje związane z Polakiem pomagają wierzyć, że to nasz zawodnik będzie tym, który częściej z boiska będzie schodził odpocząć, a nie czekał na swą szansę na ławce rezerwowych. Tym bardziej, że na koncie ma w tym sezonie więcej goli niż wszyscy napastnicy Milanu razem wzięci. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.