Polski napastnik potwierdza tezę, że kradzież mogła być szczegółowo zaplanowana. - Czekali na nas przy bramie wjazdowej do domu. Nie wydaje mi się, żeby śledzili mnie od stadionu. Ale wiedzieli, o której możemy wracać po meczu - powiedział Polak.
Do napadu, w którym Milik stracił zegarek warty 27 tysięcy euro, doszło po meczu Ligi Mistrzów z Liverpoolem. Pół godziny po północy Milik i jego narzeczona Jessica Ziółek wjeżdżali do garażu swojego domu przy Via Strapuaria. Za kierownicą czarnego audi siedziała narzeczona Milika, a piłkarz na tylnym siedzeniu. Gdy otwierali bramę wjazdową, nadjechali dwaj napastnicy na skuterze. Milik, nie dojrzał numeru rejestracyjnego skutera, nie zobaczył twarzy napastników, bo obydwaj mieli kaski z przyciemnionymi szybami. Nie odezwali się ani słowem. – Jeden z nich wyciągnął broń i uderzył nią w zamknięte okno mojego auta. Nic nie powiedzieli, jedynie pokazali na zegarek - mówi polski napastnik.
Jak pisze włoska gazeta, sprawcy prawdopodobnie pozostaną bezkarni. Milik i jego narzeczona tuż po napadzie wezwali policję, ale po napastnikach nie było już śladu. A w tej części Via Strapuaria nie ma żadnych kamer.
Włoski dziennikarz o napadzie na Arkadiusza Milika: To była zaplanowana akcja
Napad na Arkadiusza Milika. Naczelnik policji: Trudno kontrolować ten teren