Akademia Barcelony ma problemy: chłopiec groził koledze nożem i nie został poważnie ukarany

W nowoczesnym budynku miały panować stare standardy, które pozwoliły wychować Messiego, Iniestę, Xaviego czy Pique. Ale po przeprowadzce w La Masii coś pękło. Wg "El Pais", młodzi piłkarze nie są wybierani na podstawie talentu, łamią regulamin, ale pozostają bezkarni. A dyrektorzy zamiast walczyć o jak najlepszych wychowanków, walczą o władzę.

W 2011 roku La Masia została przeniesiona do nowej siedziby wybudowanej za jedenaście milionów euro. Miało być jeszcze lepiej: doskonałe warunki do szkolenia i większa liczba młodych piłkarzy mieszkających w akademii. Objęci specjalnym programem „Masia 360” mieli wyrosnąć nie tylko na świetnie wyszkolonych technicznie piłkarzy, ale też ludzi zżytych z klubem, silnych psychicznie, rozumiejących tradycję i wartości klubu. Mieli być kompleksowo przygotowani do gry w piłkę, dlatego trenerzy mieli zaglądać do dzienników z ocenami, organizować spotkania z psychologami i trenerami kontrolującymi rozwój emocjonalny dzieci. Tak to rozpisano w folderze i przeznaczono 4,5 miliona euro rocznie na realizację. Ale nikt nie przewidział, że projekt rozejdzie się w szwach, bo dwóch ważnych ludzi pokłóci się o to, kto ma być tym najważniejszym i rozdzielać pozostałe stanowiska.

Zobacz wideo

Doszło do tego, że Pep Seguera, najważniejszy spośród dyrektorów sportowych Barcelony, zerwał jakiekolwiek relacje z Carlesem Folguerą, który odpowiadał za flagowy projekt akademii, czyli „Masię 360”. Osoby odpowiedzialne za kształt szkółki i budowanie wizji klubu przestały ze sobą rozmawiać. A że obaj mają swoich zwolenników, to atmosfera stała się nie do zniesienia i zdaniem dziennikarzy „Mundo Deportivo” teraz obaj szukają furtki, by ewakuować się z klubu.

Biurowiec zamiast akademii

Na ich konflikcie cierpią przede wszystkim młodzi sportowcy. Ostatnim wychowankiem, który na stałe przebił się do pierwszej drużyny pozostaje Sergi Roberto. Od jego debiutu minęło już 8 lat. Tymczasem, w La Masii zamiast 83 zawodników mieszka 74, bo ich pokoje zostały zajęte przez dyrektorów klubu. Jak to możliwe? W lipcu 2017 roku, gdy Seguera został dyrektorem generalnym zaczął zajmować biura na Camp Nou. Rozpędził się tak, że po kilku tygodniach nie było już żadnego wolnego pomieszczenia, więc Folguera ze swoją świtą przenieśli się do nowego budynku akademii i zajęli najwyższe piętro. Pokoje przerobiono na „biura z prysznicami”, a w znajdującej się niegdyś na parterze siłowni, swojego pokoje mają teraz opiekunowie i psycholodzy. W sali audiowizualnej, do której młodzi piłkarze chodzili oglądać mecze i odpoczywać przy konsoli, są teraz biura pracowników akademii. Dyrektora projektu, dyrektora rezydencji, szefa mieszkań, szefa projektów i strategii, szefa konserwacji i kuchni, kierownika zakupów i usług. Kto dobrze żył z Folguerą, na pewno na jakieś stanowisko się załapał. W La Masii można było zostać szefem lub dyrektorem wszystkiego. Tworzenie kolejnych stanowisk i oddawanie gabinetów doprowadziło do kuriozalnej sytuacji, w której różne zespoły Barcelony, żeby odbyć przedmeczowe zgrupowanie muszą wynajmować hotele, bo w ich akademii nie ma wystarczająco dużo miejsca.

Obecnie Barcelona ma 20 młodzieżowych drużyn piłkarskich i 23 zespoły innych sekcji. Początkowo miejsca w akademii były rozdzielone procentowo: 70 proc. dla piłkarzy, 20 dla koszykarzy, 6 dla szczypiornistów i 4 proc. dla hokeistów. Ale później, zaczęły być przyznawane co sezon, bo jeśli np. sekcja piłkarska nie zajęła wszystkich przysługujących jej miejsc, to w miejsce piłkarza można było zakwaterować np. koszykarza. I tu pojawił się kolejny problem – taki koszykarz zajmował to miejsce do końca swojej edukacji, a więc przez kilka lat. Doprowadził to do wewnętrznej rywalizacji między sekcjami. Trenerzy, żeby nie tracić swoich miejsc, wciągali do La Masii zawodników, którzy akurat się nawinęli – wracających z wypożyczeń, gotowych wprowadzić się z dnia na dzień, a nie – jak było w zamyśle – najzdolniejszych wychowanków przeprowadzających się do Barcelony z odległego miejsca. Chodziło wyłącznie o to, żeby zaklepać miejsce na wypadek pojawienia się kogoś naprawdę zdolnego. I wtedy piłkarz „trzymający” to miejsce był wyrzucany. Albo się odnalazł, albo nie. „El Pais” podaje, że większość się pogubiła, ale Barcelona specjalnie się tym nie przejęła.

Niedobre jedzenie, brak konsekwencji, nieudany program

Po przeprowadzce, klub zatrudnił znacznie więcej osób odpowiedzialnych za rozwój zawodników. W tej chwili jest siedemnastu opiekunów: na jednego przypada 15 piłkarzy rezydentów. Pozostali mają pod swoją opieką 35-40 piłkarzy, którzy nie mieszkają w La Masii. Śledzą wszystkie dziedziny ich życia – dbają o edukację, kontakty z rodziną, stan emocjonalny i podejście do zawodu. Mają wykrywać problemy i szukać rozwiązań, a co tydzień składać raport Juanjo Luque, dyrektorowi rezydencji. Ale model ten, nie działa tak dobrze jak zakładano. Dla przykładu: w weekendy, piłkarze rozgrywają mecze, co generuje problemy. Mogą wrócić smutni po porażce, kontuzjowani, może skrytykować ich trener itd., ale wtedy nie mają do dyspozycji swojego opiekuna, bo ten w weekendy zazwyczaj ma wolne. „El Pais” stwierdza, że opiekunowie mający pod opieką kilkunastu piłkarzy nie mają z nimi głębszej więzi i dużo lepszym rozwiązaniem jest umieszczanie dzieci w domach rodzin zastępczych tak, jak zazwyczaj robią to angielskie akademie.

Dzięki temu mogliby załapać się też na domowe obiady, bo jedzenie w La Masii jest po prostu niedobre. Przygotowaniem posiłków zajmuje się catering firmy Sodexo, tej samej, która dostarcza jedzenie dla pierwszej drużyny. Gwiazdom Barcelony ma smakować tak bardzo, że często proszą o zapakowanie większych porcji dla ich rodzin. Ale standardy posiłków dla akademii są wg „El Pais” zupełnie inne. Niższe, niedopasowane do diety sportowców. Wychowankowie byli wysyłani na spotkania z dietetykami, wracali z nich i jedli obiad z produktów, których mieli unikać. Wielokrotnie zgłaszali ten problem, więc Barca prawdopodobnie nie przedłuży wygasającej w najbliższym czasie umowy z Sodexo i znajdzie nowy catering.

Barcelona za usługi psychologów i nauczycieli zapłaciła w tym roku aż 900 tys. euro, ale w przypadku piłkarzy program „Masia 360” nie działa, bo ci niechętnie uczęszczają na zajęcia ze specjalistami, psychologów nie traktują poważnie, a szkołę zaniedbują. I o ile kiedyś byli za to odsuwani od treningów i meczów, a w skrajnych przypadkach groziło im usunięcie z akademii, tak teraz uchodzi im to na sucho. Brak konsekwencji widać wszędzie: jeden z chłopców miał w stołówce grozić drugiemu nożem, ale nie został ukarany, bo jest utalentowany i Barca wiąże z nim spore nadzieje. Dla porównania - gdy kilka lat temu doszło do identycznej sytuacji, agresywny chłopiec został natychmiast wyrzucony z akademii. Hiszpański dziennik wskazuje,

że takie zachowania biorą się m.in. z braku autorytetów w La Masii. Otóż akademia w ogóle nie wykorzystuje swoich znakomitych absolwentów do inspirowania i kierowania rozwojem obecnych uczniów.

40 rocznica La Masii

- Josep Maria Bartomeu wie o tych problemach i stara się reagować: 11 lutego tego roku, zwolnił Alberta Solera, który odpowiadał za funkcjonowanie akademii i w jego miejsce zatrudnił Xaviera Vilajoanę. 1 marca na stanowisku dyrektora ds. obszaru La Masii zatrudniono też Xaviego Martina, który za kadencji Sandro Rosella odpowiadał za komunikację i marketing klubu, a został zwolniony po kłótni z prezesem w trakcie meczu Ligi Mistrzów z Interem, co wyłapały telewizyjne kamery.

Zbliżający się sezon w komunikacji Barcelony będzie „sezonem La Masii”. Widzieliśmy to przy okazji prezentacji wyjazdowej koszulki, która swoim wyglądem nawiązuje do tej z 1979 roku, a więc roku, w którym otwarto akademię. La Masia będzie więc prześwietlana z każdej strony i chociaż klub wydaje na jej działanie 4,5 mln euro rocznie, to dziś nie może się nią bezpiecznie pochwalić. Z każdej szafki, może wypaść jakaś śmierdząca skarpetka. „El Pais” podaje, że intensywne sprzątanie trwa. Co jakiś czas przerywa je kolejna kłótnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.