Gareth Bale zachorował na popularną wśród piłkarzy chorobę. Real chce go sprzedać, ale brakuje chętnych do zakupu

Gareth Bale ma problem: chce zostać w Realu Madryt, Real go nie chce, a innych klubów nie stać na jego wypłatę. Ryzyko jest zbyt duże, bo Walijczyk ma za sobą słaby sezon, pełną pieczątek książeczkę zdrowia, a na rynku jest wielu bardziej perspektywicznych piłkarzy. Bale sprawia wrażenie człowieka zniechęconego do futbolu.

Być może ma rację Mauricio Pochettino wymagający od swoich piłkarzy radości z tego, co robią. Grają przecież w piłkę – tak, jak chcieli przez całe życie. Wiele jej zawdzięczają, o czym trenerowi Tottenhamu przypomniała żona, gdy on nie chciał przenieść się z Hiszpanii do Anglii, by nie dezorganizować życia całej rodzinie. I wtedy Karina zaczęła wymieniać: żyjemy z piłki, jesteśmy dzięki niej bezpieczni finansowo, szczęśliwi, możemy robić to, na co mamy ochotę. „Przeprowadzamy się!” – powiedziała. I Pochettino wciąż im o tym przypomina. Kiedyś miał zatrzymać drużynę w szatni, bo zdenerwował się, że piłkarze kończąc trening są uśmiechnięci, skorzy do żartów, a gdy na niego wchodzą – uśmiechów nie ma. Idą znudzeni, markotni, niechętni do pracy. – Jeśli nie będziecie kochać piłki, ona nie da wam tego, co najlepsze. Będziecie dobrzy, ale nie najlepsi. Żeby być najlepszym, trzeba mieć pasję – mówił.

Zobacz wideo

Gareth Bale, niechciany w Madrycie i poza nim

I Bale najlepszy od dawna nie jest. A sądząc po jego wypowiedziach, radości z gry też już nie czerpie. – My piłkarze jesteśmy w pewnym sensie tylko robotami. Ktoś stoi nad nami i mówi, gdzie mamy być, kiedy, o której i co mamy jeść, o której pić, o której spotkać się z trenerem, o której iść spać, o której wstać. W ten sposób tracimy swoje życie. Nie mamy wyboru, co i kiedy robić – mówił w filmie „State of play” telewizji BT Sport 

Rekompensują to trofea, uwielbienie kibiców, mnóstwo pieniędzy na koncie czy zaufanie trenera. Bale w Madrycie ma tylko pieniądze. W poprzednim sezonie nie zdobył żadnego pucharu, stracił za to sympatię kibiców i trenera. Zinedine Zidane wręcz wypycha go z klubu: nie powołał go na ostatnie mecze w sezonie i naciska na Florentino Pereza, by sprzedać Walijczyka jak najszybciej, by nie musiał go oglądać w okresie przygotowawczym. Realowi również zależy na jego sprzedaży, żeby odzyskać chociaż część z ponad stu milionów euro, jakie zapłacono za niego sześć lat temu. Ale przede wszystkim Królewscy chcą zrzucić z listy płac jego 17 milionów euro, które pobiera za sezon gry. Oferty jednak brakuje. Bale ma 29 lat, za sobą wiele kontuzji i olbrzymią pensję, którą niewiele klubów będzie mu w stanie zapewnić. To z powodu pieniędzy sam piłkarz nie chce opuszczać Madrytu. – Jeśli chcą mieć mnie z głowy, niech wypłacą mi pieniądze za cały kontrakt – miał powiedzieć w szatni. A że umowę ma do 2022 roku, to Real musiałby zapłacić aż 51 milionów euro. Doszło do tego, że klub rozważa nawet wypożyczenie go do innego klubu. – To, gdzie skończy Bale, zależy wyłącznie od jego motywacji. Bardziej prawdopodobne jest to, że tego lata przeniesie się do Chin, niż wróci do Premier League. Jeśli chce zachować wygórowaną pensję i styl życia z Realu Madryt, myślę, że przeprowadzi się do Chin – twierdzi Tim Sherwood, były trener Tottenhamu.

Gdyby kilkanaście lat temu spotkać gdzieś w Cardiff małego Garetha Bale’a, grającego z kolegami w piłkę, wziąć go na bok i powiedzieć mu, że jeszcze przed trzydziestką wygra cztery razy Ligę Mistrzów, ligę hiszpańską, będzie reprezentantem swojego kraju i nie będzie musiał martwić się o przyszłość, pewnie byłby zachwycony. Wziąłby to w ciemno. Ale dziś, będąc w takiej właśnie sytuacji wydaje się zniechęcony do swojego zawodu. Nie ma w nim radości. Nie ma więzi z kolegami, opuszcza wspólne kolacje, wciąż nie mówi po hiszpańsku, nie udziela wywiadów, nie chodzi na konferencje. Najłatwiej spotkać go na polu golfowym. – Gdy jesteś dzieciakiem, nie myślisz o niczym innym, tylko o piłce. Możesz po prostu cieszyć się grą z przyjaciółmi i cały czas się śmiać. Gdy wchodzisz na profesjonalny poziom, pojawiają się różnego rodzaju naciski, oczekiwania, kibice cię krytykują, chociaż niektórzy nie mają pojęcia o piłce. Pasja z dzieciństwa ulatuje – twierdzi.

Niektórych piłkarze mówią, że dopiero po zakończeniu kariery odzyskali część swojego życia i wolność. – Zdecydowanie to rozumiem. Jako profesjonalny zawodnik, szczególnie grając w zespole, nie wybierasz swojego kalendarza, jak robią to golfiści czy tenisiści – mówi Bale.

To klatka. Złota. Ale nadal klatka.

Życie to nie film

O utracie motywacji, niechęci do bycia piłkarzem i przewartościowaniu swojego życia oparty jest scenariusz filmu „Mój przyjaciel Alexis”, wyprodukowany w zeszłym tygodniu w Chile. 12-letni chłopiec marzący o grze w piłkę spotyka Alexisa Sancheza i zostają przyjaciółmi. „Niespodziewana przyjaźń między dzieckiem, a gwiazdą futbolu jest pouczająca dla obu” – czytamy w zapowiedzi. „Tito odkrywa swoje prawdziwe powołanie, a Alexis odtwarza historie z dzieciństwa i przypomina sobie, dlaczego pokochał piłkę nożną”.

„Jak na ironię! Film powstał w odpowiednim czasie. Może Alexis powinien go obejrzeć i faktycznie sobie przypomnieć” – komentują jego rodacy. A „The Guardian” do Bale’a i Sancheza dodaje przykład Mesuta Oezila, który od kilkunastu miesięcy również sprawia wrażenie piłkarza wypalonego, zblazowanego najwyższym kontraktem w Arsenalu. Łączne zarobki tych trzech piłkarzy wynoszą 1,3 mln funtów, a oni wydają się naśladować Winstona Bogarde, który będąc piłkarzem Chelsea uparł się, że zostanie w klubie, mimo że nie ma szans na grę. – Mogę być jednym z najgorszych transferów w historii ligi angielskiej, ale gó… mnie to obchodzi – szczerze wyjaśnił i faktycznie pobierał pieniądze z klubu do ostatniego dnia kontraktu, a później zakończył karierę.

Trudno przypuszczać, że Bale, Oezil i Sanchez zachowają się równie bezczelnie i zostaną w obecnych klubach. Ale jeśli nie zrezygnują z części aktualnych zarobków, to efekt będzie podobny.

Więcej o:
Copyright © Agora SA