La Liga. Tomasz Ćwiąkała przed El Clasico: Nie da się logicznie wytłumaczyć tego, co stało się z Realem Madryt

- Patrząc na ostatnie wyniki Realu, wiemy już dlaczego Zidane zdecydował się odejść z Madrytu - mówi Tomasz Ćwiąkała, komentator Eleven Sports.

W najbliższą niedzielę o 16:15 wielki hit ligi hiszpańskiej: FC Barcelona – Real Madryt. Katalończycy prowadzą w lidze z 18 punktami na koncie. „Królewscy” zgromadzili po dziewięciu kolejkach cztery punkty mniej. Zwycięstwo Blaugrany może spowodować, że w Realu zwolniony zostanie trener Julen Lopetegui.

To będzie pierwsze od 11 lat El Clasico bez Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Jak to wpłynie na rywalizację między Barceloną, a Realem Madryt? Dla którego z zespołów będzie to większa strata?

Uważam, że Messi miał w ostatnich latach dużo większy wpływ na grę Barcelony, niż Ronaldo na grę Realu. Jeśli zaś spojrzymy na ten tydzień, to widzimy, że Barca potrafiła sobie poradzić z Interem Mediolan w Lidze Mistrzów bez Argentyńczyka. Paradoksalnie rozegrała w środę jedno z najlepszych 90 minut w tym sezonie. Zobaczyliśmy, że istnieje w Barcelonie życie bez Messiego. A można było mieć co do tego spore wątpliwości, bo do tej pory gdy Blaugrana grała bez Leo, to często jego koledzy wyglądali na boisku na zagubionych.

Pod koniec września „Duma Katalonii” zremisowała u siebie z Athletic Bilbao 1:1. Messi rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, ale musiał wejść w drugiej połowie, bo partnerzy prezentowali się bez niego bardzo przeciętnie. Zapewne wielu kibiców Barcelony obawiało się starcia z Interem, bo Argentyńczyk oglądał je z trybun. Jednak tym razem drużyna wyglądała naprawdę nieźle. Świetnie grał Arthur, pozytywnie wypadł tez Rafinha. Wydaje mi się, że przed niedzielnym El Clasico dużo więcej powodów do niepokoju mają kibice Realu Madryt.

Niektórzy kibice „Królewskich” twierdzą, że obecny kryzys drużyny wynika głównie z sprzedaży Ronaldo. Czy można to tak uprościć?

Myślę, że nie. Jestem przekonany, że to nie jest jedynie efekt odejścia Cristiano. Nacho powiedział niedawno, że na początku sezonu Real wyglądał dobrze i wtedy nikt nie wspominał o Portugalczyku. Teraz zaś piłkarze z Madrytu często są pytani o CR7. Myślę, że te pytania będą wracały praktycznie przez cały sezon. Tylko, że problemem nie jest brak Cristiano Ronaldo, bo on też miał bardzo słaby początek poprzednich rozgrywek La Liga. Zresztą jest to przypominane ciągle w Hiszpanii – jesień poprzedniego roku nie była w jego wykonaniu jakaś spektakularna. Kłopot Realu polega na tym, ostatnio w każdym okienku transferowym „uciekają” mu gole. Wiadomo, że Ronaldo jest postacią niepodważalną i w zasadzie nie do zastąpienia, ale wcześniej odeszli też z klubu Morata i James, którzy również zapewniali drużynie bramki.

Cristiano miał to do siebie, że nawet jak kolegom nie szło, to można było mu zagrać piłkę i on potrafił strzelić gola z każdej sytuacji. Dzisiaj takich piłkarzy brakuje. Wszyscy ci zawodnicy, którzy mieli po sprzedaży Ronaldo wziąć na siebie odpowiedzialność, zawodzą. Karim Benzema zaliczył świetny początek sezonu. Wydawało się, że po odejściu Portugalczyka odblokował się psychicznie. Jednak to trwało tylko chwilę, bo ostatnie tygodnie w jego wykonaniu – nie licząc spotkania z Viktorią Pilzno – wyglądały bardzo słabo.

Arsenal wygrał, Chelsea wygrała, ale Europę zachwycił Tomasz Kędziora. Gol Jakuba Piotrowskiego

Marco Asensio prezentuje się mocno przeciętnie. Jego problemem jest to, że wypada dobrze tylko wtedy, gdy cała drużyna gra dobrze.

To było widać w meczach reprezentacji Hiszpanii – chociażby tym z Chorwacją, w którym Asensio zagrał genialnie. Ale gdy trzeba wziąć odpowiedzialność za postawę zespołu, to 22-latek się chowa. Jorge Valdano powiedział ostatnio, że żeby Marco Asensio stał się gwiazdą, wpierw musi poczuć się gwiazdą w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu. Hiszpan ma z tym na razie kłopot. Pod pewnymi względami przypomina to przypadek Piotra Zielińskiego, któremu zawsze wytykano w naszej kadrze i w Napoli, że jest za grzeczny i brakuje mu takiej piłkarskiej bezczelności na boisku – zwłaszcza gdy drużynie „nie idzie”. Podobne problemy widzę ostatnio u Asensio.

Dani Ceballos jest mocno nieregularny. Wydawało się, że po zmianie, jaką dał w meczu z Atletico Madryt, może być piłkarzem pierwszego składu. Tak się jednak nie stało. Do tego doszły kłopoty zdrowotne Isco (operacja wyrostka robaczkowego) oraz kontuzje Marcelo i Daniego Carvajala. Odnoszę wrażenie, że na Real Madryt spadły ostatnio wszystkie możliwe plagi.

Obecnego kryzysu „Królewskich” nie można sprowadzać wyłącznie do sprzedaży Ronaldo. Przede wszystkim latem nie wzmocniono drużyny. Ponadto trzeba podkreślić, że nie sprawdza się pomysł na grę autorstwa Julena Lopeteguiego. Trener ten próbuje zmusić swoich piłkarzy, by grali w sposób podobny do Barcelony. A ta filozofia gry nie do końca pasuje do zawodników Realu. Oni czują się lepiej w szybkim ataku. Zresztą reprezentacja pod wodzą Lopeteguiego również grała w ten sposób, za co też był krytykowany. Mimo, że osiągał z kadrą świetne wyniki, to niektórzy hiszpańscy obserwatorzy twierdzili, że ich zespół narodowy powinien grać w sposób bardziej bezpośredni.

Tomasz Kędziora strzelił gola Rennes! Fantastyczne trafienie z dystansu [WIDEO]

„Marca” pisała niedawno o Lopeteguim, że to ofiara, a nie winowajca, biorąc pod uwagę letnie okno transferowe w wykonaniu madryckiego klubu. Zgadzasz się z taką tezą?

Do pewnego stopnia można nazwać go winowajcą. Jest trenerem i nie potrafi w ostatnich tygodniach wdrożyć żadnego planu B. Po części na pewno jest też ofiarą. Kibice Realu nie są ślepi i widzą jak ten klub jest prowadzony w ostatnich okienkach transferowych przez Florentino Pereza. Kieszeń z pieniędzmi rośnie, a wzmocnień nie ma. Środków na transfery przybywa i sądzę, że w lecie dojdzie w końcu do tego, że do Realu trafi jedna z gwiazd PSG – Neymar albo Mbappe. Ale do tego czasu trzeba rozgrywać kolejne mecze. Sezon ucieka.

Patrząc na ostatnie wyniki Realu, wiemy już dlaczego Zidane zdecydował się odejść z Madrytu. Możliwe, że wiedział, iż z tą ekipą trudno mu będzie jeszcze coś wygrać bez wzmocnień. Może wiedział, że Cristiano odejdzie? Podejrzewam, że mógł o tym wiedzieć. Mógł też zostać poinformowany, że Perez nie będzie chciał latem szaleć z kasą. Dlatego wolał opuścić klub w momencie, gdy udało mu się wygrać trzeci raz z rzędu Ligę Mistrzów.

Lopeteguiemu wytyka się też to, że nie potrafił zwrócić uwagi Perezowi na to, że obecna kadra „Królewskich” jest niewystarczająca. A może myślał, że jest wystarczająca? Jeśli tak uważał, to na ten moment wydaje się, że nie miał racji. Gdyby Barcelona znajdowała się w optymalnej formie od początku tego sezonu, to Real wypadłby już właściwie z walki o mistrzostwo kraju.

Tak Real Madryt, jak i Barcelona zawodzą na początku nowych rozgrywek La Liga. Oczywiście zespół ze stolicy Hiszpanii dużo bardziej, bo w przypadku Barcy możemy mówić nie o kryzysie, a bardziej o małej obniżce formy. Lopetegui może jednak powiedzieć, że choć jego drużyna nie zachwyca, to traci do lidera tylko cztery punkty. Ernesto Valverde z kolei, że przecież jest liderem. Tylko, że oczekiwania w stosunku do obu klubów były przed sezonem zdecydowanie inne. Nikt nie spodziewał się, że liga hiszpańska aż tak się wyrówna.

Po ewentualnej porażce z Barceloną Julen Lopetegui straci pracę w Realu Madryt?

Myślę, że tak. Myślałem w ogóle, że to się stanie już po spotkaniu z Levante. W przerwie reprezentacyjnej słuchałem wielu hiszpańskich dziennikarzy zorientowanych w tematyce „Królewskich”, którzy twierdzili, że w przypadku porażki z Levante, trener Realu zostanie zwolniony. Ale dyrektor klubu Emilio Butragueño powiedział tuż po tym meczu, że to nie czas na podejmowanie radykalnych decyzji. Jednocześnie dodał jednak, że „jesteśmy smutni”. A doskonale wiemy, co zdanie „jesteśmy smutni” oznacza w Hiszpanii. Kiedyś Ronaldo wypowiadał się w ten sposób w kwestii jego kontraktu z Realem i w końcu zdecydował się opuścić Madryt. Dlatego spodziewałem się, że Lopetegui straci pracę po meczu z Levante. Zwłaszcza, że wówczas nowy trener mógłby spokojnie zadebiutować w starciu z Viktorią Pilzno w Lidze Mistrzów. Na pewno nie wiemy wszystkiego – może Los Blancos dogadują się wciąż z nowym szkoleniowcem? Możliwe, że Perez nie jest jeszcze przekonany w 100% do żadnego z trenerów. Jego problem polega na tym, że w tym momencie na rynku nie znajdzie takiej osoby, jak Zidane.

W kontekście pracy w Realu padają w mediach nazwiska Arsene’a Wengera i Antonio Conte.

Wenger to zagadka. Trener, który właściwie cały życie spędził w jednym klubie. Mógłby być o tyle pozytywnym wyborem, że wydaje się być gościem, który dogadałby się z zawodnikami. Conte z kolei jest jego przeciwieństwem. Szczerze mówiąc, obawiałbym się Włocha na Bernabeu. Mógłby wzniecić ogień w zespole, ale myślę, że prędzej czy później, zaczęłoby tam dochodzić do konfliktów. Szatnia Realu Madryt jest bardzo trudna do prowadzenia. Widać to nawet w tym sezonie. Odchodzi Zidane – Ceballos zaczyna na niego narzekać. Kroos jedzie na kadrę, na której mówi: „Ja nie jestem Casemiro”. Słowa te świadczą o tym, że chyba nie do końca jest zadowolony ze swoje roli w drużynie. To szatnia niezwykle wymagająca do prowadzenia.

Z podobnym problemem zmaga się obecnie Niko Kovac w Bayernie Monachium. Trudno jest takim gwiazdom wytłumaczyć, że czasem muszą odpocząć, by mógł zagrać ktoś inny. Lopeteguiego można na pewno pochwalić za to, że nie boi się podejmować trudnych decyzji.

Potrafi odsunąć ważnych zawodników na ławkę. Natomiast w ostatnich tygodniach wszelkie jego koncepcje zawodzą. Sytuacja jest o tyle zabawna, że jeszcze miesiąc temu Real pokonał Romę w Lidze Mistrzów, rozgrywając moim zdaniem najlepszy mecz w całym 2018 roku.  Wydało się, że po tamtej wygranej „Królewscy” pójdą za ciosem. Takich rywali, jak Alaves czy Levante powinni demolować. Tymczasem okazało się, że po spotkaniu z rzymianami coś się zupełnie zacięło w grze ekipy z Madrytu. Nie da się w zasadzie logicznie wytłumaczyć tego, co stało się z Realem.

Lucien Favre i Borussia Dortmund zachwycają. Jeden z najbardziej nieobliczalnych trenerów

Barcelona jest w lepszej formie niż Real Madryt, ale jej kibice też krytykują trenera Valverde i część z nich chciałaby kogoś nowego na jego miejsce.

Fani obu tych drużyn są strasznie wymagający. Moim zdaniem Valverde w tym momencie nie dał jeszcze powodu, by kwestionować go do tego stopnia. Oczywiście pewne jego decyzje z tego sezonu są trudne do zrozumienia. Wydaje mi się, że stawiając konsekwentnie na Dembele, postępował wbrew sobie. To szkoleniowiec, którego filozofia trenerska jest podobna do jego charakteru – liczy się przede wszystkim rozsądek. A Dembele jest piłkarzem, który tę równowagę zaburza.

Mam takie wrażenie, że Francuz może okazać się największym poszkodowanym tego, co działo się ostatnio w Barcelonie. Z Sevillą zaprezentował się dramatycznie słabo. Z Interem nie zagrał i nawet się nie rozgrzewał. A wydawało się, że jeśli wypada ci taki zawodnik, jak Messi, to w obecnych okolicznościach Dembele powinien go zastąpić. A tymczasem okazuje się, że za Argentyńczyka wchodzi do składu Rafinha – piłkarz, który przed momentem był na wylocie z Barcelony. Rafinha dogadywał się już z Betisem.

Jestem ciekaw, kto wyjdzie za Messiego na niedzielne El Clasico. Dembele mógłby się przydać, by rozrywać beznadziejną ostatnio defensywę Realu. Ale Valverde chyba nie ma do niego przekonania. Niewykluczone jednak, że Bask nagle zmieni zdanie i wstawi Francuza do składu na niedzielę.

 Jest jeszcze Malcom, ale on chyba w ogóle jest skreślony w Barcelonie.

Brazylijczyk kompletnie się nie liczy. To dla mnie dziwna sytuacja, bo ten zawodnik kosztował przecież 45 mln euro. Barca stoczyła o niego walkę z Romą. Tymczasem okazuje się, że on nie łapie się nawet do kadry meczowej. Wydaje mi się, że w ten sposób Valverde chce pokazać swoją niezależność w klubie. Malcom nie był ściągany na jego prośbę, raczej wbrew niemu. Brazylijczyk traci w tym momencie całą rundę jesienną. Gdyby wyszedł w pierwszym składzie na Real, to opadłaby mi szczęka. Biorąc pod uwagę wagę meczu, byłaby to największa niespodzianka kadrowa w Barcelonie w tym sezonie.

Kilkanaście minut z Interem Mediolan zaliczył Arturo Vidal. A wydawało się, że jest już spalony na Camp Nou.

Jego wpisy na Instagramie rozeszły się szerokim echem. Myślę, że Valverde tymi ostatnimi meczami – nie licząc starcia z Interem - chciał go trochę utemperować. Zwłaszcza, że gdy Vidal przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Chile, to również narzekał na swoją sytuację w klubie.

Podejrzewam, że Chilijczyk nie jest spalony w oczach trenera Barcy. Słuchałem kilka dni temu radia hiszpańskiego, w którym porównywano wypowiedzi Valverde na temat Dembele i Vidala. Widać po nich, że Bask ma różny stosunek do tych dwóch piłkarzy. O Francuzie powiedział jedynie, że to jeden zawodnik z wielu i nie rozwodził się zbytnio nad jego sytuacją. Z kolei w przypadku Chilijczyka stanął w jego obronie. Powiedział, że Vidal faktycznie ma problemy z zaakceptowaniem swojej pozycji w drużynie, ale jednocześnie wnosi sporo pozytywnej energii do zespołu i zaraża innych entuzjazmem. Na tej podstawie można sądzić, że Vidal wcale nie został skreślony.

Jeszcze mocniej niż Arturo Vidal wypowiadał się ostatnio Robert Huth, były piłkarz m.in. Chelsea Londyn i Leicester City. Powiedział on, że nie ogląda El Clasico, bo za dużo w tych meczach jest „symulek”. Czy dzięki wprowadzeniu VAR poziom sędziowania podniósł się w La Liga?

Zgadzam się, że symulowania w Hiszpanii jest za dużo. Tak jak uwielbiam Suareza za waleczność, tak jego zachowania po faulach czy po delikatnych starciach z rywalami są po prostu żenujące. Moim zdaniem poziom sędziowania w Primera Division bardzo się podniósł od momentu, gdy wprowadzony został VAR. Jednak co ciekawe, wśród tamtejszych trenerów jest wielu przeciwników tego systemu. Największym z nich jest Jose Luis Mendilibar z Eibaru, który praktycznie po każdej kolejce ligowej krytykuje VAR. Wydaje mi się, że sędziowie, piłkarze i trenerzy pracujący w La Liga wciąż uczą się, jak działa ten system. Pojawiały się wypowiedzi, jakoby VAR miał kogoś faworyzować w Hiszpanii. Nie zgadzam się z tym i myślę, że potrzeba jeszcze czasu, by wszyscy dokładnie zrozumieli, na czym ten system polega.

Często chwalisz na Twitterze Marca-Andre ter Stegena. To Twoim zdaniem w tym momencie najlepszy bramkarz na świecie?

W tym momencie zdecydowanie tak. Genialnie gra nogami, a do tego zaczął bronić w niewiarygodnie trudnych sytuacjach. Z Sevillą miał dwie takie obrony, po których można było tylko bić brawa. Hiszpańscy eksperci dziwią się, dlaczego ter Stegen nie gra w reprezentacji Niemiec. Najlepszy bramkarz na świecie nie broni w swoim zespole narodowym. To dziwi, tym bardziej, że Manuel Neuer jest w dość przeciętnej formie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.