Valencia CF - poważny kandydat do walki o mistrzostwo czy kolos na glinianych nogach?

Valencia pozostaje niezwyciężona od 11 kolejek ligowych. To wynik bez precedensu. Drużyna, która rok temu obawiała się spadku do drugiej ligi, teraz zajmuje drugie miejsce w tabeli i głośno przypomina o swoich ambicjach. Czy nie za wcześnie?

Tego lata Marcelino dokonał cudu. Skompletował zespół z zawodników, którzy pod względem sportowym, profesjonalnym i po prostu ludzkim, stworzyli taką ekipę, która bije rekordy i prezentuje najlepszą grę w historii Valencii” - opowiada Andreu Arbeloa z walenckiego dziennika Superdeporte”. 8 zwycięstw i 3 remisy w ostatnich 11 spotkaniach oraz niesamowity bilans bramkowy (30:11). Tak dobrze w Valencii jeszcze nie było. Klub może poszczycić się takimi statystykami pierwszy raz odkąd przystąpił do najwyższego poziomu rozgrywkowego w 1931 roku. Drużyna pod wodzą Marcelino w statystykach prześcignęła Valencię prowadzoną przez Rafę Beniteza, Ernesto Valverde czy Quique Sanchesa Floresa. Ma także na koncie 7 zwycięstw z rzędu, co oznacza, że już zapisała się na kartach klubowej historii.

Sinusoida opanowana

Przez ostatnie kilka sezonów lista rozczarowań sympatyków Los Ches była długa: brak stabilności finansowej, nieudane posunięcia na rynku transferowym, sprzedaż kluczowych zawodników, karuzela na stanowisku trenera, niepowodzenia w europejskich pucharach, a nawet widmo spadku do Segunda Division. Dla klubu, który w ciągu dwóch sezonów miał aż 5 trenerów (a w ciągu 5 lat aż 10!), najważniejszym celem sezonu było odzyskanie stabilności. Nowym szkoleniowcem został Marcelino Garcia Toral, fachowiec z doświadczeniem, choć bez większych sukcesów. Pochodzący z Asturii trener rozpoczął rekonstrukcję zespołu od pozbycia się zawodników, którzy nie pasowali do jego wizji drużyny. Z klubem pożegnali się m.in. Negredo, Abdennour czy Enzo Perez. „Jeśli chcemy zmienić dynamikę zespołu, część piłkarzy musi odejść” - powtarzał na początku sezonu. Dla Marcelino, wielbiciela systemu 1-4-4-2, kluczowe było zbudowanie zwartej obrony, a dopiero później nastawienie na ofensywny styl gry.

Grad goli

Paradoksalnie, koncentrując się na obronie, zmienił oblicze napastników. Simone Zaza i Rodrigo stworzyli ofensywny duet, którego kibice Valencii nie pamiętają od czasów Roberto Soldado czy Davida Villi. Włoski napastnik w poprzednim sezonie zdobył 6 bramek w 20 spotkaniach. Teraz ma na koncie 9 trafień na 11 meczów, co daje mu drugie miejsce w klasyfikacji króla strzelców (za Leo Messim). Rodrigo już przeskoczył liczbę goli, które zdobył w poprzednim sezonie (5). Piłkarz pod widzą Marcelino rozwinął skrzydła, gra równo, a pod kątem strzelonych goli (7) ściga klubowego kolegę.

Do duetu strzelców dołączył także Goncalo Guedes. Swoim talentem i formą (trzy gole i pięć asyst) uwiódł nie tylko widownię na Estadio Mestalla, ale i samego Florentino Pereza czy Cristiano Ronaldo, którzy widzą w nim następcę Garetha Bale’a. Sam Marcelino wydaje się być zaskoczony tak dobrze grającą drużyną. Po meczu z Alaves pochwalił piłkarzy mówiąc: „Mój wkład w zwycięstwa to 1 procent, a 99 procent należy do zawodników”. Na czym polega sukces Marcelino? „Nie ma żadnych sekretów. Po prostu biegamy dużo i dajemy z siebie wszystko na boisku. Jeśli coś nam nie wyjdzie, nadrabiamy to ciężką pracą. Koncentrujemy się na bieganiu, jak nigdy przedtem. To jedyny sekret, jaki ma ta drużyna. Marcelino ma dużo większy wpływ niż ten 1 procent, o którym mówił” – tłumaczy obrońca Valencii, Jose Luis Gaya.

Gra na kredyt

Cieniem na dobrej passie Valencii kładzie się fakt, że jej gra opiera się na zawodnikach, którzy za kilka miesięcy mogą odejść z klubu. Oprócz Guedesa, na ławce Valencii jest jeszcze trzech zawodników będących na wypożyczeniu: Geoffrey Kondogbia, Andreas Pereira i Jeison Murillo. Guedes i Pereira nie mają w kontrakcie zapisu o opcji wykupu. „W przypadku Guedesa Valencia po cichu liczy na to, że PSG będzie bardziej skłonne sprzedać zawodnika mając na uwadze spełnienie wymagań Financial Fair Play. O pomyślne rozwiązanie sprawy Peter Lim może poprosić swojego biznesowego kolegę, Jorge Mendesa” – tłumaczy David Torres, walencki dziennikarz z „El Desmarque”.
Na nic jednak biznesowe przyjaźnie, jeśli na transakcje nie będzie pieniędzy. Na barkach Valencii leżą długi i zobowiązania finansowe na ponad 330 mln euro. Dotychczas były rozłożone długoterminowo, ale w nadchodzącym sezonie klub będzie musiał zmierzyć się z pierwszymi spłatami, co skomplikuje podejmowanie decyzji transferowych.


Carpe diem, Valencio!

W klubie nikt nie ukrywa, że sukcesy ligowe są tylko środkiem do celu, jakim jest powrót do Ligi Mistrzów. Potężny zastrzyk gotówki jaki otrzymałby klub grając w prestiżowych rozgrywkach byłby nieodzowny w utrzymaniu szerokiej ławki i zatrzymaniu ambitnych zawodników. Na Mestalla to wiedzą i zdają sobie sprawę, że ten rok jest wyjątkiem od reguły, zarówno sportowej, jak i finansowej. "Ten sezon jest dla nas. Potem trzeba będzie popracować w okienku transferowym” – mówił w połowie października prezydent klubu, Anil Murthy. Wszystko wskazuje na to, że najbliższe miesiące pokażą w jakim kierunku chce podążać Valencia. Klub jak nigdy wcześniej potrzebuje wsparcia Petera Lima, w przeciwnym razie nawet najlepszy projekt Marcelino może się rozpaść na drobne kawałki i zniweczyć pracę włożoną w wyprowadzenie klubu na prostą.

Choć Valencia po raz pierwszy od dłuższego czasu gra tak dobrze, nikt nie chce zachłysnąć się dotychczas osiągniętymi sukcesami. Piłkarze, jak i trener Marcelino, są bardzo ostrożni w wypowiedziach: “Jesteśmy na drugim miejscu w lidze, musimy się z tego cieszyć. Nie wiem, gdzie to nas doprowadzi, ale mamy w sobie dużo ambicji” – mówi Simone Zaza. “Chcę zdobywać gole, ale nade wszystko pragnę nadal wygrywać” – dodaje. „Jeśli będziemy solidarni i pełni pokory, możemy rozegrać bardzo dobry sezon” – wtóruje mu Rodrigo. „Skupiamy się tylko na najbliższym spotkaniu” – dodaje szkoleniowiec. „Marcelino nie chce zbędnej ekscytacji. Wymaga maksymalnej koncentracji i wysokiej wydajności. Euforia może być na zewnątrz, ale w drużynie radość ma być pod kontrolą. Reszta nie ma znaczenia” – tłumaczy Andreu Arbeloa z dziennika „Superdeporte. „Wzmocnienia są potrzebne, to oczywiste. Jednak teraz chcemy po prostu odetchnąć i cieszyć się chwilą. Tego nikt nam nie odbierze” – dodaje dziennikarz David Torres.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.