Wszyscy piłkarze Borussii grali na Erlinga Haalanda. Norweg już walczy o transfer

Aklimatyzacja? Poznanie ligi? Przeskok między austriacką a niemiecką Bundesligą? Erling Haaland nie zaprzątał sobie tym głowy. W Augsburgu myślał tylko o zdobywaniu bramek, które pomogą mu w kolejnym wielkim transferze - bo wszyscy wiedzą, że Dortmund to jedynie przystanek. W dwadzieścia minut zdobył trzy i zapewnił Borussii zwycięstwo 5:3.

Mecz z Augsburgiem zaczął na ławce rezerwowych, bo w okresie przygotowawczym przytrafiła mu się niegroźna kontuzja kolana, przez którą opuścił jednak kilka treningów. Gdy w 56. minucie wchodził na boisko, Borussia przegrywała 1:3. Zmienił Łukasza Piszczka, minęło dwadzieścia minut, on cieszył się z hat-tricka, a jego zespół z prowadzenia 5:3. Władze BVB po ogłoszeniu transferu apelowały do kibiców o czas. Haaland potrzebował niecałych trzech minut, by strzelić pierwszego gola w Bundeslidze.

Piszczek: Czuję niedosyt, bo nie zdobyłem medalu z reprezentacją Polski

Zobacz wideo

Wszyscy piłkarze Borussii grali na Erlinga Haalanda

Najpierw uderzył lewą nogą po dalszym słupku, później symbolicznie - z metra do pustej bramki po tym jak Thorgan Hazard minął obrońcę i bramkarza. Na koniec w sytuacji sam na sam z bramkarzem, bez chwili zawahania tuż obok wychodzącego bramkarza. Cel, pal. Wyrok wykonany. Imponowała jego siła, pewność, wyczucie czasu, precyzja przy wykończeniu. I postawa kolegów, która nie powinna przejść niezauważona. Byli zaangażowani w jego sprowadzenie, gdy szefowie Borussii stawali na głowie, by wybrał ich ofertę, a nie Manchesteru United. Kazali kilku piłkarzom wysyłać Norwegowi przez WhatsAppa krótkie filmiki z zaproszeniem do drużyny. Mogło to trącić sztucznością, typowo PR-owym zagraniem, ale na boisku wszystko było prawdziwe: Hazard sam mógł tę akcję kończyć i cieszyć się z bramki, ale oddał ją Haalandowi. Jadon Sancho, Marco Reus czy Julian Brandt też grali na niego. Później cieszyli się wszyscy razem. A po meczu gratulowali mu nawet sędziowie.

Zabiegów, by sprowadzić go do Dortmundu było zresztą więcej. Pomógł Bjorn Gulden, dyrektor generalny Pumy w Norwegii. Niemiecki koncern jest sponsorem i mniejszościowym akcjonariuszem Borussii. Haaland, grający w butach Nike, dostał lukratywną ofertę od Pumy. Decyzji jeszcze nie podjął, ale nawet jeśli nie zdecyduje się na zmianę sponsora, to propozycja i tak mu się przyda. Jego agent, Mino Raiola, może dzięki niej wynegocjować z Amerykanami znacznie lepsze warunki nowej umowy. A o tym, że Włoch potrafi się targować, nikogo nie trzeba przekonywać. Pokazują to nawet rozmowy z BVB, która, żeby ściągnąć Haalanda musiała zapłacić: 20 milionów Salzburgowi, 10 milionów ojcu zawodnika i 15 milionów euro samemu Raioli. Na koniec - zbliżyć swoją ofertę dla piłkarza, do tej Manchesteru United, która wynosiła 10 milionów euro rocznie. 

Dortmund ostatnim przystankiem przed jednym z największych klubów

Kontrakt jest długi - obowiązuje do czerwca 2024 roku, ale po raz pierwszy od odejścia Mario Goetzego, Borussia uległa i zgodziła się wpisać do umowy klauzulę odstępnego. Prawdopodobnie aktywuje się po dwóch latach i - zdaniem The Athletic - znacznie przekracza 50 milionów euro podawane przez inne media. Był to niezwykle ważny warunek, bo nikt z otoczenia Haalanda nie ukrywa, że Borussia ma być dla niego przystankiem przed jednym z największych klubów świata. Ma do niego trafić przygotowany, otrzaskany z rywalizacją na najwyższym poziomie. Już teraz mógł wybrać ofertę Juventusu czy Manchesteru United i grać w swojej ulubionej lidze angielskiej za lepsze pieniądze. Ale cała jego kariera jest planowana z głową, cierpliwie i rozważnie, dlatego ważny był też plan rozwoju, który Borussia przedstawiła podczas negocjacji.

Haaland mając szesnaście lat rozegrał pierwszy sezon w seniorach, w drugiej lidze norweskiej. Tuż po nim na testy zaprosił go Hoffenheim. Norweg, zamiast od razu porywać się na zagranicę, wolał jednak przejść do pierwszoligowego Molde. Pod skrzydła samego Ole Gunnara Solskjaera, najlepszego napastnika w historii jego kraju, który ponoć osobiście go wypatrzył i namawiał na transfer. Później wybrał Red Bull Salzburg, bo świetnie pracuje z młodymi zawodnikami. I wreszcie Borussię, by okrzepnąć z dużą presją i wymaganiami w jednej z najlepszych lig. 

Zdjęcie z debiutu może oprawić w ramkę i powiesić obok tych z pierwszego meczu mistrzostw świata do lat 20, gdy w meczu z Hondurasem strzelił 9 goli i jednym meczem zapracował na tytuł króla strzelców całego turnieju. I obok pamiątki z debiutu w Lidze Mistrzów, gdy też zdobył trzy bramki przeciwko KRC Genk. Haaland ma niebywałą zdolność do zapadania w pamięć pojedynczymi meczami. Przeciwko Augsburgowi w nieco ponad pół godziny oddał trzy strzały. Piłka po każdym wpadła do siatki! I aż ciarki przechodzą, gdy człowiek przypomni sobie, że dopiero w lipcu Haaland zdmuchnie dwadzieścia świeczek. Nie można wykluczyć, że urodziny będzie świętował z medalem za mistrzostwo Niemiec na szyi. Tak przynajmniej twierdzi portal Sueddeutche. „Bo tak to inaczej ująć? Z Haalandem w ataku, Borussia wygląda na kandydata wygrania Bundesligi" - pisze. Sam Norweg powiedział, że był to „bardzo dobry dzień”. Przyznał, że „był raczej zrelaksowany”. No i wszystko, co wydarzyło się na stadionie było „bardzo, bardzo miłe”. W tej euforii zdobył się nawet na nieśmiały uśmiech.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.