Najbardziej przerażająca drużyna? Rywale oddawali mecze walkowerem, by z nimi nie grać. Niemcy mają wielki problem na trybunach

Bayern wbija w narożnikach boiska tęczowe chorągiewki, kibice pokazują rasistom czerwoną kartkę, ale to tylko jedna strona niemieckich trybun. Po drugiej skanduje się "Sieg Heil", tworzy drużyny tylko dla nazistów i eksponuje symbole, z którymi nie można pokazać się na ulicy. Na stadionie wolno więcej.

Fitim Cimili pochodzi z Kosowa, od wielu lat mieszka w Niegripp, kilkanaście kilometrów od Magdeburga. Działa w organizacji zwalczającej ksenofobię, a rekreacyjnie gra w miejscowym SG Blau-Weiss. To najniższy, dziesiąty poziom rozgrywkowy. Fitim jest jedynym obcokrajowcem w zespole. Gdy grał przeciw FC Ostelbien, w którym według państwowej agencji wywiadowczej piętnastu z osiemnastu piłkarzy to neonaziści, rywale nie mieli problemu ze znalezieniem ofiary. Cimili został opluty przez grającego z osiemnastką kapitana Dennisa Wesemanna. Ten numer dla neonazistów ma ukryte znaczenie. Jedynka to "A", ósemka - "H". Inicjały Adolfa Hitlera.

Później Fitim dostał jeszcze kilka kopniaków. - Jeden był tak mocny, że siniaki po podeszwie korków nosiłem przez kilkanaście dni - opowiadał. Sędzia nie reagował. Trener zdjął go z boiska, wysłał do szatni i kazał szybko wyjść tylnymi drzwiami, żeby nikomu nie rzucił się w oczy. Chciał dobrze. Cimili schodził, a na boisku zmawiali się, co mu zrobią po meczu. - I tak go jeszcze dorwiemy! - usłyszał jego trener.

FC Ostelbien było czarną owcą ligi. Siało postrach w miasteczkach, w których grało. Gdy przegrało mecz o awans z Paplitz, piłkarze pobili świętujących gospodarzy. Doprowadzili do tego, że rywale woleli oddawać mecze walkowerem i zapłacić za to karę, niż spotkać się z nimi na boisku. - Lepiej płacić, niż skończyć z połamanymi nogami i rękami - powiedział Cimili. Sędziowie też się ich bali, gwizdali tak, żeby nie podpaść: nie pokazywali zawodnikom Ostelbien zbyt wielu kartek, dyktowali za to całkiem sporo rzutów karnych. Przed czterema laty, po tym, jak sędzia meczu z Paplitz usłyszał od jednego z piłkarzy "żebyś się nie zdziwił, jak cię kiedyś podpalimy", aż 59 arbitrów odmówiło prowadzenia ich meczów

Klub istniał przez ponad cztery lata. Po licznych skandalach i protestach Krajowy Związek Sportowy Saksonii-Anhalt zaczął starania o wykluczenie klubu z rozgrywek. W listopadzie 2015 roku sąd apelacyjny po kilku rozprawach i odwołaniach wreszcie nakazał zamknięcie klubu i wykluczył go ze wszelkich struktur piłkarskich. Było to możliwe, bo regulamin rozgrywek zakładał, że na boisku nie może dochodzić do zachowań ekstremistycznych, rasistowskich lub ksenofobicznych. 

Część neonazistowskiej kadry znalazła nowe kluby w tym samym okręgu. Wesemannowi zajęło to kilka tygodni - w DSG Eintracht Gladau gra do dziś. W międzyczasie wziął się za politykę. I mimo wszystkich skandali, wyroku sądu za pobicie podczas meczu, mógł liczyć na poparcie mieszkańców w wyborach na burmistrza małej wioski Stresow. Nie wystarczyło głosów, by wygrał, ale spokojnie dostał się do rady gminy. 

Właściciel Pogoni Szczecin: Włożyłem w to ponad 20 milionów. Mam umrzeć z pieniędzmi?

Zobacz wideo

Skrajna prawica w Niemczech najsilniejsza w historii

- Rasizm, seksizm i ksenofobia są głęboko zakorzenione w społeczeństwie. Prawie połowa populacji Niemiec uważa, że w ich kraju żyje zbyt dużo cudzoziemców. Stadion jest jedynym miejscem, gdzie takie wzorce mogą być prezentowane publicznie, często bez jakiejkolwiek sankcji. W futbolu obowiązuje kult męskości, lokalny patriotyzm, są emocje dodatkowo podlewane alkoholem i prosty schemat: wróg-przyjaciel. Kibice chcą osłabić swoich przeciwników również poprzez dyskryminację. A w takim klimacie znakomicie odnajdują się skrajni prawicowcy - tłumaczył w Deutsche Welle prof. Wilhelm Heitmeier, socjolog z Bielefeldu badający zjawiska przemocy.

Prawica jest szczególnie popularna we wschodniej części Niemiec. Alternatywa dla Niemiec (AfD), czyli partia chwaląca siłę Wehrmachtu, obwiniająca Polskę o wybuch II wojny światowej, domagająca się uznania przynależności Krymu do Rosji, a w swoim programie ksenofobiczna i antyimigrancka, może tam liczyć na najwyższe poparcie w historii. Nawet jeśli nie wygrywa, to ma najstabilniejsze poparcie spośród wszystkich ugrupowań. Wciąż rosnące: w Brandenburgii między dwoma ostatnimi regionalnymi wyborami skoczyło z 12 do 23,5 proc., w Saksonii z 10 do 27,5 proc., a w Turyngii z 10,6 do 23,4 proc. Wszystko przy wysokiej frekwencji. W majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego wygrała zarówno w Brandenburgii, jak i Saksonii. 

- Statystycznie rzecz biorąc, największe sukcesy partia odnosi w landach wschodnich. Tam też największy jest strach przed migrantami, których przez lata było tam zresztą niewielu. Poparcie zyskuje zwłaszcza na terenach wyludniających się, a jej elektorat stanowią głównie mężczyźni w wieku średnim, często obawiający się o swoją przyszłość w wyniku zachodzących zmian społecznych. Wśród wyborców jest ponadprzeciętnie wielu bezrobotnych, ale nie są oni w całej grupie zwolenników dominujący – tłumaczy w rozmowie ze Sport.pl dr Agnieszka Łada, politolożka i niemcoznawczyni. 

Wielu ludzi z byłej NRD jest rozczarowanych. Mur upadł, ale oni wciąż zarabiają mniej niż Niemcy z Zachodu, częściej nie mają pracy (stopa bezrobocia we wschodnich landach wyniosła w zeszłym roku 6,6 proc., w zachodnich - 4,7), zarabiają średnio o 650 euro mniej na analogicznych stanowiskach, a PKB na jednego mieszkańca stanowi 73 proc. średniej krajowej. 

Niemiecki Urząd Federalny ds. Ochrony Konstytucji wyliczył, że w zeszłym roku doszło do 48 przypadków poważnej przemocy z udziałem skrajnych prawicowców. O 28 więcej niż rok wcześniej. W raporcie stwierdzono, że w Niemczech jest ponad 24 tys. aktywnych neonazistów, z czego blisko 13 tys. uznano za potencjalnie niebezpiecznych ze względu na ich skłonność do stosowania przemocy. - Rośnie też liczba tzw. "obywateli Rzeszy" i osób, które "wycofały się z państwa". Tak określa się w Niemczech osoby, które za jedyny prawowity byt państwowy uznają III Rzeszę. W 2018 roku było ich w Niemczech aż 19 tys. - 2,5 tys. więcej niż rok wcześniej - pisał pod koniec czerwca "Bild".

- Elektorat Alternatywy cechuje znaczne niezadowolenie wobec otaczającej rzeczywistości i to właśnie jako partia protestu AfD odnosi sukcesy. Ale nie można powiedzieć, że problem z neonazistowskimi kibicami dotyczy tylko wschodnich landów. Tacy kibice są też w drużynach z zachodu kraju. Nie można podzielić tego problemu na wschód i zachód. Były prowadzone badania wśród kibiców (wszystkich chodzących na stadiony, nie tylko ultrasów), po której stronie politycznej się opowiadają: 23 proc. było po lewej, 19 proc. po prawej i 58 proc. w centrum. Nie było przewagi. Wśród tych 19 proc. o poglądach prawicowych najwięcej było kibiców z Lipska, Moenchengladbach i Kolonii. Owszem, skrajni prawicowcy są bardziej widoczni na stadionach, głośniejsi, ale nie są większością - mówi dr Łada.

Trener kazał dzieciom "hajlować"

Neonazistów stereotypowo wciąż postrzega się jako młodych mężczyzn z ogolonymi głowami, glanami czy charakterystycznymi kurtkami. W rzeczywistości nie muszą być związani z subkulturami. Mijamy ich w tramwajach, siadamy obok nich w kinie. To wnioski dziennikarza z Berlina, Ronny'ego Blaschke, który w 2011 roku napisał książkę o tym, jak neonaziści wykorzystują futbol. - Scena piłkarska jest dla nich wdzięcznym polem do eksperymentów, dlatego wielu z nich angażuje się społecznie: pracują jako trenerzy młodzieży, idą na kursy i zostają sędziami. Mają dzięki temu wpływ na ludzi, mogą kształtować ich światopogląd - opisywał Blaschke w Deutsche Welle. - Prawdą jest, że najłatwiej spotkać i rozpoznać neonazistów podczas meczów piłkarskich. Szczególnie wśród zaangażowanych kibiców, tzw. ultrasów. Podczas meczów manifestują swoje poglądy, wznosząc hasła typowe dla skrajnej prawicy - dodał. Ale nie epatują nimi. Nie uderzają między oczy. Można powiedzieć, że są dyskretni. Posługują się ustalonymi kodami, hasłami i symbolami rozumianymi w ich środowisku. 

Pod koniec sierpnia tego roku dwóch kibiców Dynama Drezno miało na sobie podczas meczu koszulki z czaszką 3. Dywizji Pancernej SS "Totenkopf". Oddział ten cechował się bardzo silnym narodowym socjalizmem, a jego żołnierze byli bezwzględni i uczestniczyli w wielu zbrodniach wojennych. Mecz z FC St. Pauli miał dla kibiców Dynama wyjątkowe znaczenie ideologiczne, bo trybuny St. Pauli są lewicowe. W dodatku odbywał się w przeddzień lokalnych wyborów, więc był okazją do politycznego manifestu. Na sektorze wywieszono banery, które Michael Born, dyrektor generalny Dynama, uznał za "niehumanitarne, depczące wartości społeczności sportowej i sprzeczne z zasadami i statutem klubu". To sam klub na podstawie nagrań doniósł na swoich kibiców na policję i nałożył na nich zakaz stadionowy. Sąd kazał Dynamu zapłacić 45 tys. euro kary. Naiwnym byłoby założenie, że nauczy to czegoś kibiców, którzy już w przeszłości byli karani m.in. za antysemickie okrzyki podczas meczu z Eintrachtem Frankfurt. 

Najgorzej jest w ligach regionalnych i amatorskich. Blaschke pisał w "Angriff von Rechtsaussen", że spośród 2096 zarejestrowanych klubów w niższych ligach landu Meklemburgia-Pomorze Przednie aż 494 wykazywało skrajnie prawicowe tendencje. W maju zeszłego roku dziennik "Leipziger Volkszeitung" opublikował zdjęcie drużyny młodzików Lokomotiwu Lipsk, na którym chłopcy pozują z wyciągniętą ręką. Zdjęcie prawdopodobnie przesłał redakcji jeden z rodziców. Jak się okazało, do wykonania hitlerowskiego pozdrowienia dzieci nakłonił jeden z trenerów. Prezes klubu utrzymywał, że o niczym nie wiedział, a poglądów trenera nie znał. - W ostatnich dniach zajmowaliśmy się intensywnie oceną tego nieprawdopodobnego wydarzenia i natychmiast wyciągnęliśmy konsekwencje - powiedział gazecie Thomas Löwe. Trenerzy pracujący z tą grupą zostali zwolnieni, a do prokuratury trafiło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Klub we współpracy z landowym związkiem piłki nożnej i klubem kibica zorganizował dzieciom lekcje uświadamiające problem nazizmu i dyskryminacji.

"Sędziuję, by chronić Niemców. Chcę, by Niemcy pozostały niemieckie"

Przykład Lokomotiwu jest wręcz modelowy. Neonaziści widzą bowiem w futbolu pole do realizacji swego rodzaju misji. Mogą właściwie bezkarnie propagować swoją ideologię i w łatwy sposób werbować kolejnych członków. Zaangażowanie w piłkę nożną często jest więc do tego tylko środkiem. Dowodząc klubem, łatwo o znajomości z najważniejszymi politykami w regionie. Bycie prezesem gwarantuje rozpoznawalność. Trenując dzieci, uczestniczy się w ich wychowaniu. Chodząc na mecze największych drużyn, ma się wielotysięczne zainteresowanie kibiców z innych trybun i rozgłos, który zapewniają media. Jak pisze Blaschke - przed stadionem Lokomotiwu Lipsk w okresie kampanii wyborczej parkowały partyjne autobusy i aż roiło się od przedstawicieli prawicowych frakcji wręczających kibicom ulotki. 

Swoje ideologiczne interesy na najniższych szczeblach mogą też realizować sędziowie. Stephan Haas, opisany w książce Blaschkego, został arbitrem w regionie pełnym imigrantów. - Priorytetem jest dla mnie ochrona Niemców. Chcę tym nawiązywać do historycznego celu moich przodków. Chcę, by Niemcy pozostały niemieckie - deklarował w jednym z wywiadów. Na boisku oszczędzał rodaków, dla obcych był wyjątkowo surowy. Później bronił się, że patrzy tylko na nogi i gdy ma odgwizdać faul, nie ma nawet czasu pomyśleć o pochodzeniu piłkarzy. Okazało się, że od 1987 roku był aktywny politycznie i - zdaniem prezesa drużyny Lüdenscheid Bernda Benscheidta - nigdy nie potrafił zostawić swoich poglądów w szatni. Jego sprawą zajął się regionalny związek piłki nożnej. Wsparł go, oddalił zarzuty. - DFB wiele mówi o sprawiedliwości. Wydaje sporo pieniędzy na kampanie przeciwko rasizmowi i dyskryminacji, ale gdy trzeba zmierzyć się z problemem, zostawia nas samych. Jesteśmy bezradni - mówił Benscheidt w książce "Angriff von Rechtsaussen".

Chemnitz, bastion nazistów

Latem 2018 roku leżące w Saksonii miasto Chemnitz media określały "bastionem nazistów". Antyimigranckie nastroje podsyciło zabójstwo, którego na miejskim festynie dokonał 24-letni Syryjczyk. Zaatakował nożem 35-letniego Niemca kubańskiego pochodzenia. Przez ponad rok, aż do wyroku sądu, przez miasto przeszło kilkadziesiąt przemarszów skrajnej prawicy. Odnotowano kilka napadów na tle rasistowskim, zniszczono restauracje serwujące zagraniczną kuchnię, powołano terrorystyczną grupę "Rewolucja Chemnitz", która planowała zamach na 3 października - Dzień Jedności Niemiec. W porę została rozpracowana przez policję. 

Walka trwała nie tylko na ulicach miasta, lecz także na trybunach lokalnego Chemnitzer FC. Władze trzecioligowego klubu od dawna mają problem ze skrajnie prawicowymi kibicami. W marcu przed jednym z meczów stworzyli specjalną oprawę upamiętniającą zmarłego na raka Thomasa Hallera, zadeklarowanego neonazistę, założyciela ekstremistycznych prawicowych ugrupowań. To on dowodził jedną z grup, która wszczynała zamieszki w mieście po wspomnianym morderstwie. Kibice wyświetlili na telebimie upamiętniający go film, odpalili race i uczcili minutą ciszy. Razem z nimi neonazistę czcił kapitan drużyny Daniel Frahn, który po zdobyciu bramki pokazał koszulkę z napisem "wspieraj lokalnych chuliganów". Władze klubu ostrzegły go, że to niedopuszczalne. Skończyło się skandalem: oburzony był niemiecki związek piłkarski (DFB), sprawa trafiła na policję, zwolniono z klubu pełnomocniczkę ds. kibiców, spikera i dział odpowiedzialny za komunikację. Ale Hallera żegnali nie tylko kibice Chemnitzer. Oprawy przygotowali też zaprzyjaźnieni ultrasi, m.in. Energie Cottbus i Grasshoppersu Zurich. Co więcej, władze obu klubów wyraziły na to zgodę. Robert Claus, badacz środowiska kibiców, komentował dla agencji prasowej DPA: "To ogólnoeuropejska sieć skrajnie prawicowych grup. Ich chuligani należą do najlepiej zorganizowanych i wyszkolonych w Europie. Potrafią skutecznie wywierać presję na swoje kluby".

Skrucha, którą wtedy wyraził Frahn, okazała się farsą, bo kilka miesięcy później, gdy zespół pojechał do Monachium na mecz z rezerwami Bayernu, a on był kontuzjowany, skandował antysemickie hasła razem z kibicami. Zamiast na trybunie dla zawieszonych i niedysponowanych piłkarzy, usiadł z ultrasami. - W przeciwieństwie do innych klubów w Niemczech Chemnitz podejmuje za mało antydyskryminacyjnych inicjatyw - uważa Claus. Jego zdaniem skrajnie prawicowi kibice mają w Chemnitz blisko 30-letnią tradycję. Władze się ich bały, przymykały oko. Dopiero gdy w mieście wybuchły demonstracje i przeniosły się też na trybuny stadionu, a stewardzi informowali, że robi się niebezpiecznie, próbowały niezdarnie interweniować. Było za późno. Są w tym umoczeni po pachy. Do dziś ich mecze zabezpiecza firma ochroniarska należąca do Hallera.

Borussia Dortmund miała olbrzymi problem. Teraz edukuje inne kluby

Z rasizmem i ksenofobią przegrywa futbol na całym świecie. Raheem Sterling, symbol walki z rasizmem na Wyspach, zaproponował, by klubom, którym zostanie udowodnione niegodne zachowanie ich kibiców, odejmować punkty. - Brzmi to surowo, ale który kibic zaryzykuje rasistowskie zachowanie, jeśli będzie wiedział, że przez to jego drużyna może stracić punkty? Premier League jest tak wyrównana, że mogłoby to decydować o tytule mistrzowskim. Byłby to sygnał, że władze futbolu poważnie podchodzą do tego problemu. Skoro kluby mogą być karane za wbiegniecie kibiców na boisko czy pirotechnikę, to dlaczego nie za rasizm? - pytał w The Times.  

O jego pomyśle usłyszeli też w Niemczech, ale w DFB uznali, że odejmowanie punktów niewiele zmieni, bo problem jest zbyt głęboko zakorzeniony w społeczeństwie, by powierzchowne działanie wystarczyło. W podobnym tonie wypowiedział się Michael Gabriel, odpowiedzialny za kontakty z kibicami w Eintrachcie Frankfurt. - Samo wymierzanie kary nie wystarczy, bo nie dociera do sedna problemu. Co więcej, to otworzyłoby rasistom bezpośredni wpływ na rywalizację, a jednocześnie karałoby zwykłych kibiców - mówił dla Deutche Welle. Skuteczniejsze mają być akcje edukacyjne i uświadamiające. W założeniu mają być współorganizowane przez kluby i organizacje społeczno-pedagogiczne w całym kraju i doprowadzić do stworzenia różnorodnej kultury kibicowania. - Potrzebujemy też systemu, który będzie wspierał tych kibiców na trybunach, którzy chcą walczyć z rasizmem i dyskryminacją - dodał.

Zdaniem Niemców trybuny są całym społeczeństwem wziętym pod mikroskop. Jeśli więc Dortmund jest jednym z największych prawicowych obozów w zachodnich Niemczech, to Borussia powinna być szczególnie wyczulona na możliwość pojawienia się na trybunach ludzi, który popadli w skrajność. I od wielu lat jest. - Odejmowanie klubom punktów to najgorsza kara, którą możemy sobie wyobrazić. Borussia zna problem dyskryminacji na trybunach i naprawdę mocno angażuje się w projekty antynazistowskie, dlatego ewentualne odjęcie nam punktów byłoby ukaraniem klubu, który robi w Niemczech najwięcej w kwestii walki z dyskryminacją - mówi Thilo Danielsmeyer, szef "Dortmund Fan Project". Borussia, by skutecznie walczyć z nazistami, postawiła na współpracę klubu z neutralnymi politycznie klubami kibica. - Tylko współpracując, można ograniczyć wpływ skrajnych prawicowców. Incydenty na naszym stadionie niestety wciąż się zdarzają, ale reakcje pozostałych kibiców są coraz odważniejsze. Przychodzą do nas i informują, co się stało. Domagają się wyciągnięcia konsekwencji - przyznaje Daniel Loercher, łącznik między kibicami a władzami klubu, w rozmowie z CNN. 

Borussia stawia przede wszystkim na edukację. Organizuje darmowe wyjazdy do byłych obozów koncentracyjnych m.in. do Auschwitz i Treblinki. - Na każdy taki wyjazd mamy około 30-35 miejsc. Chętnych jest ponad stu - cieszy się Loercher. Poza tym piętnuje swoich kibiców, którzy nazywali Nuriego Sahina "turecką świnią". Cierpliwie tłumaczy, dlaczego to złe i pisze dziesiątki artykułów wyjaśniających szkodliwość podobnych zachowań. Tworzy też filmy, w których podkreśla, że "piłka nożna i nazizm do siebie nie pasują". Takie hasło padło w kontrowersyjnym klipie stworzonym w 2017 roku po tym, jak AfD osiągnęła wysokie, 13-procentowe poparcie w wyborach do Bundestagu. - Chcemy rozwiązywać problemy również poza stadionem. Odejmowanie punktów byłoby odstraszające, ale tylko przez 90 minut. Lepiej wciąż podkreślać znaczenie tego problemu i wspierać długoterminowe projekty - uważa Danielsmeyer.

Udostępniony przez Borussię film obił się w Niemczech gigantycznym echem. Część kibiców innych drużyn wypomniała Dortmundowi "SS-Sigiego", czyli Siegfrieda Borchardta, bardzo popularnego wśród kibiców Borussii neonazisty, który w latach osiemdziesiątych założył fanklub "Borussenfront" wsławiony zadymami na stadionach i kontaktami z nazistami. "SS-Sigi" kiedyś starał się zmienić ksywkę na "SA-Sigi", ale się nie przyjęła. Żałował, bo SA, skrót od Sturmabteilung - bojówki agresywnych nazistowskich pałkarzy, którzy utorowali Hitlerowi drogę do władzy, tłukli przeciwników, niszczyli żydowskie sklepy - był jeszcze bliższy jego sercu. Za pobicia i używanie nazistowskiej symboliki spędził kilka lat w więzieniach. Na "Żółtej Ścianie" stadionu BVB przez lata prowadził swoją kampanię. Trząsł całą trybuną. Prawdopodobnie był twórcą popularnej w latach 80. i 90. przyśpiewki "puśćcie pociąg z Gelsenkirchen do Auschwitz", którą uderzał w znienawidzonych kibiców Schalke. Z czasem założył Wolną Niemiecką Partię Robotników inspirowaną NSDAP. Spośród kibiców rekrutował jej członków. Partia Sigiego nigdy nie przekroczyła progu wyborczego, ale w kluczowym momencie - podczas wyborów do rady miasta Dortmundu - połączyła siły z większą, też skrajnie prawicową "Die Rechte", dzięki czemu ta przejęła władzę w mieście, a on został jej gwiazdą.

Borussię uwierało kojarzenie klubu z neonazistami na trybunach. Walczyła z nimi, zakazując wydawania folderów meczowych, przyczyniła się do powstania dokumentu "BVB kontra skrajna prawica. Dortmund i jego niekochani kibice", walczyła z neonazistami charyzmą Nevena Suboticia, który z czasem stał się twarzą proimigranckich ruchów. Czy bardziej przyziemnie: razem z ludźmi z klubu stworzyła akcję w wielu dortmundzkich pubach "brak piwa dla rasistów". Po wielu latach usunęła z trybun Borchardta i jego klakierów. Był to ostateczny dowód, że bardzo poważnie potraktowała problem. Teraz wdraża podobne systemy walki z neonazistami w innych niemieckich klubach. Szacuje się, że działają już przynajmniej w 10-15 profesjonalnych zespołach. 

Jak Niemcy walczą z neonazizmem na trybunach?

Przykład idzie z góry. We wrześniu 2017 roku Niemcy grali w Pradze eliminacyjny mecz mistrzostw świata. Przed rozpoczęciem spotkania spiker poprosił o minutę ciszy ku pamięci zmarłych niedawno dwóch działaczy czeskiego futbolu. Wtedy po raz pierwszy grupa około 200 niemieckich kibiców zaczęła wykrzykiwać obraźliwe i nazistowskie hasła. Drugi raz zrobili to podczas hymnów. Trzeci - w czasie meczu. Wtedy jedna strona trybuny krzyczała "sieg!", druga odpowiadała "heil!". Po meczu głos zabrał Joachim Loew: "Nie jestem z tego powodu zmartwiony czy smutny. Jestem zły! Nie chcemy takich idiotów. To już nie są nasi kibice. A my nie jesteśmy ich reprezentacją. Tacy tak zwani kibice to wstyd dla naszego kraju". Policja zidentyfikowała około dwudziestu krzyczących. Wszyscy należeli do fanklubów Dynama Drezno. Większość z nich była też członkami skrajnie prawicowych organizacji "Faust des Ostens" i "Hooligans Elbflorenz".

- W zachodnich landach prowadzone są dyskusje, czy nie wykluczać chociażby z klubów kibica osób, które mają skrajnie prawicowe poglądy. Można też nie sprzedawać im karnetów. Kluby zastanawiają się nad takim rozwiązaniem - mówi dr Agnieszka Łada. I w niektórych klubach już się to dzieje. W styczniu 2018 Peter Fischer, prezydent Eintrachtu Frankfurt, obiecał zakazać członkostwa w klubie każdemu kibicowi, który poprze AfD. Doczekał się pozwu od partii, ale większość kibiców przyklasnęła tej deklaracji. Hubertus Hess-Grunewald, dyrektor generalny Werderu Brema, powiedział, że głosowanie na AfD jest niezgodne z wartościami wyznawanymi przez klub i kibice powinni się nad tym zastanowić. 

Niemieckie trybuny są podzielone. Bayern Monachium ma lewicowych fanów, więc nie przeszkadzały im tęczowe chorągiewki wbite w narożnikach boiska choćby podczas meczu kończącego poprzedni sezon. Sami reagują na nietolerancję innych. Gdy prezes Schalke, Clemens Toennies, podczas konferencji klimatycznej jako rozwiązanie kryzysu podał sfinansowanie dwudziestu elektrowni w Afryce, "by Afrykanie przestali wycinać drzewa i produkować dzieci, kiedy jest ciemno", krytykowali go, przygotowując specjalną oprawę. "Clemens Toennie - to tylko jedna z wielu czerwonych kartek dla rasistów" - napisali na banerze. W kolejnym meczu czerwoną kartkę pokazali mu też kibice jego klubu.

Były trener FSV Mainz, Sandro Schwarz, objął nawet honorowym patronatem marsz dla gejów i lesbijek. I kibicom się to spodobało. Idąc za ciosem, mówił o jednoczącej mocy futbolu: "W ostatnim sezonie mieliśmy w szatni zawodników z czternastu różnych krajów. Muzułmanie grali obok chrześcijan i ateistów. Rozumieli się w ciemno, choć mówili dziesięcioma różnymi językami. Ale wciąż jest wiele do zrobienia. Czarnoskórzy piłkarze nadal są obrażani, panuje głupia teza, że kobiety nie znajdą się na piłce. Nadal osoby homoseksualne boją się na stadionie okazywać swoje uczucia. Dlatego tak ważne, żebyśmy w zawodowym futbolu wykorzystywali nasze pozycje i głośno przeciwstawiali się dyskryminacjom".

Ale po drugiej stronie wciąż można przeczytać, że pochodzący z Izraela zawodnik Ingolstadt, Almog Cohen, "powinien zginąć w komorze". Tak na Twitterze napisał mu jeden z kibiców Unionu Berlin, za co został potępiony przez DFB, ambasadora Izraela w Niemczech, a organizacja walcząca z dyskryminacją w internecie wytoczyła mu proces.

CNN przeprowadziło badania, z których wynika, że 55 proc. Niemców dostrzega w antysemityzmie coraz większy problem. Daje do myślenia jednak wiedza młodych Niemców (w wieku od 18 do 34 lat) - a właściwie jej brak - na temat Holokaustu. Z badań wynika, że aż 40 proc. z nich wie niewiele lub nie wie nic o zagładzie Żydów podczas II wojny światowej. - To przerażające - stwierdził Felix Klein, pełnomocnik niemieckiego rządu ds. antysemityzmu. Podobną wiedzę mają Francuzi i Węgrzy. Jeszcze mniejszą - Amerykanie. Wiele do nadrobienia ma cała Europa. Polacy również.

Więcej o:
Copyright © Agora SA