Szwajcarzy będą sądzić niemieckich organizatorów mundialu 2006 za malwersacje. Ale bez Beckenbauera, jest zbyt chory

Będzie proces o malwersacje finansowe przy zdobywaniu mundialu. Mundialu w Katarze? Rosji? Nie - w Niemczech, mundialu 2006. Przed sąd trafi elita tamtejszych działaczy piłkarskich. A Franzowi Beckenbauerowi upiekło się na razie tylko ze względu na stan zdrowia.
Zobacz wideo

Przed szwajcarskim sądem federalnym w Bellinzonie staną działacze z pierwszych stron gazet. Dwaj to byli szefowie niemieckiego związku piłkarskiego (DFB), przez dziesięciolecia symbolu bogactwa i dobrej organizacji: Theo Zwanziger i Wolfgang Niersbach. Trzecim jest były sekretarz generalny i skarbnik DFB Horst Schmidt, być może najlepszy w świecie specjalista od organizacji wielkich imprez sportowych, bo karierę zaczynał od igrzysk 1972 w Monachium i potem przez dziesięciolecia doradzał FIFA, UEFA i organizatorom najważniejszych turniejów piłkarskich. Czwarty to były sekretarz generalny FIFA Urs Linsi, były bankier z Credit Suisse. Są oskarżeni o malwersacje finansowe przy organizacji mundialu 2006 lub – to przypadek Niersbacha – pomoc w tych malwersacjach.

Kreatywna księgowość przy rozliczaniu łapówki?

Tak to brzmi w języku akt tej sprawy, i taki jej niewielki wycinek będzie sądzony. Ale prościej i szerzej można sedno sprawy opisać tak: wiele wskazuje na to, że najważniejsi działacze piłkarscy Niemiec nie zachowali ostrożności przy rozliczaniu kilkumilionowej łapówki, w której pośredniczył Franz Beckenbauer. I powinno być ich na ławie oskarżonych pięciu, ale ten piąty i najważniejszy, główny rozgrywający, na razie przed sądem nie stanie: lekarze Beckenbauera przekonali szwajcarski wymiar sprawiedliwości, że stan zdrowia legendy niemieckiego futbolu - mistrza świata w roli piłkarza, mistrza w roli trenera, mistrza w roli organizatora mistrzostw - nie pozwala na udział w procesie. Jego sprawę wyłączono, by nie opóźniać innych rozstrzygnięć. Śledczym bardzo się spieszyło, bo jeśli wyrok nie zapadnie do kwietnia 2020 roku, zarzuty malwersacji finansowych ulegną przedawnieniu: dotyczą próby oszustwa z kwietnia 2005 roku.

Dwie oficjalne wersje wydarzeń. Ale żadna się nie klei

Akt oskarżenia wniosła szwajcarska prokuratura, bo to przez konta w szwajcarskich bankach przelewało się 6,7 mln euro, których przeznaczenia organizatorzy niemieckich mistrzostw świata 2006 nie potrafią sensownie wytłumaczyć. To od tych 6,7 mln, które w 2002 roku pożyczył Beckenbauerowi szef Adidasa Robert Louis-Dreyfus, zaczęła się afera, którą jako pierwszy opisał "Der Spiegel", a badały ją prokuratury we Frankfurcie (ona skupiła się na podatkowych skutkach nieprawidłowego rozliczenia) i w Bernie.

W oficjalnych dokumentach te pieniądze były zaksięgowane jako koszt imprezy kulturalnej towarzyszącej otwarciu mundialu. Ale ta impreza nigdy się nie odbyła, a mimo to DFB przelała za nią pieniądze na konta FIFA. A FIFA, za wiedzą Ursa Linsiego, przelała te pieniądze na szwajcarskie konto Louisa-Dreyfusa. Potem Franz Beckenbauer, szef niemieckiej kandydatury i główny organizator mundialu, przekonywał, że to były pieniądze, które Niemcy musiały wpłacić jako gwarancję, by ubiegać się o grant z FIFA w wysokości 250 mln franktów. Ale ta wersja też średnio się klei. Bo Beckenbauer przelał te pieniądze do szwajcarskiej kancelarii, a ta z kolei przesłała je na konto katarskiej firmy z imperium Mohammada bin Hammama. Wówczas jednego z najbardziej wpływowych działaczy FIFA, kandydata na przyszłego szefa światowej piłki. Dziś – wykluczonego dożywotnio z futbolu. Bin Hammam był wpływowy i jest wykluczony z jednego i tego samego powodu: był bardzo sprawny w pozyskiwaniu głosów w różnych gremiach FIFA za różne korzyści finansowe.

Łapówka za wybór Niemiec na gospodarza? Czy może wkupne na wielki rynek praw telewizyjnych?

Wiedząc o tym, jak działał bin Hammam i do jakich przekrętów dochodziło do przy przyznawaniu różnych mundiali, "Spiegel", a za nim inne media, sugerowały taki scenariusz zdarzeń: Katarczyk pozyskał głosy sprzyjających mu członków komitetu wykonawczego FIFA w wyborach gospodarza mundialu 2006. Niemcy wygrały to głosowanie (w kontrowersyjnych okolicznościach, jednym głosem, po tym jak z decydującej rundy głosowań wycofał się Charles Dempsey z Nowej Zelandii, wcześniej popierający kandydaturę RPA) i potem musiały się jakoś odwdzięczyć. Beckenbauer pożyczył pieniądze od Dreyfusa, przelał je za pośrednictwem szwajcarskiej kancelarii Katarczykowi. A gdy Dreyfuss niespodziewanie szybko zażądał zwrotu pożyczki, Beckenbaer przekierował sprawę do DFB, by to ona znalazła brakujące miliony i sposób, jak je przelać. I tak narodził się pomysł kreatywnej księgowości z funduszem na ceremonię otwarcia mundialu.

Brzmi prawdopodobnie? Na pewno bardziej niż wytłumaczenie zaproponowane przez Beckenbauera: bin Hammam zaoferował mu, że FIFA wypłaci wspomniany grant w wysokości ćwierć miliarda franków, ale trzeba było najpierw wpłacić 10 mln franków. DFB nie chciała tych pieniędzy dać Beckenbauerowi (choć do DFB miała dostać rzekomy grant), więc Beckenbauer pożyczył pieniądze od Dreyfussa prywatnie i przekazał nie do FIFA, tylko do Katarczyka, a potem postawił związek piłkarski przed faktem dokonanym.

Jest jeszcze trzeci wariant, opisany przez dziennikarza śledczego Thomasa Kistnera. Ten trop badała prokuratura we Frankfurcie, ale szwajcarska już nie: czy Franz Beckenbauer pośredniczył w przelaniu pieniędzy od Dreyfussa do bin Hammama, ponieważ liczył na swój udział w lukratywnej umowie na prawa telewizyjne do mundialu? 2002, rok pożyczki, to był czas, gdy bankrutowało telewizyjne imperium Leo Kircha, FIFA musiała się przeorganizować na rynku telewizyjnym, stawiając na nowego partnera firmę Infront. To ona przejęła prawa do mundialu w Niemczech, a zaangażowani w te operacje byli i Dreyfuss (jako główny udziałowiec Infrontu) i bin Hammam (jako doradca który namówił do inwestycji w Infront Saudyjczyka Saleha Kamela).

Jeden z oskarżonych komentuje: śledczy atakują głową ścianę, ale ściana zawsze wygrywa

Jedno nie ulega wątpliwości: oskarżeni dziś działacze usiłowali kreatywną księgowością wybrnąć z sytuacji, do której doprowadził Beckenbauer. A teraz na ławie oskarżonych zasiądą bez niego (choć sprawa wyłączenia wątku Beckenbauera podlega jeszcze apelacji).

– Słowo „praworządność” należy w Szwajcarii uznać za zniewagę – komentował wyłączenie wątku Beckenbauera Theo Zwanziger. Działacze, którzy wspólnie z Beckenbauerem zorganizowali jeden z najbardziej udanych mundiali, dziś są na ścieżce wojennej z podupadłą legendą niemieckiej piłki. Przekonują, że zarzuty im stawiane są dęte, a prokuratorzy ze Szwajcarii zdecydowali się na akt oskarżenia tuż przed przedawnieniem, żeby uniknąć kompletnej kompromitacji. - Bo wyrzucili miliony w błoto – mówi Zwanziger. W Niemczech do procesu działaczy nie doszło, sąd we Frankfurcie odmówił wszczęcia procesu, uznał że niemiecka prokuratura ma zbyt słabe dowody, by posadzić działaczy na ławie oskarżonych pod zarzutem oszustw podatkowych. Zwanziger uważa, że podobnie powinno się skończyć szwajcarskie śledztwo.

Wizerunek szwajcarskich śledczych mocno ostatnio ucierpiał po tym, jak wyszła na jaw tajna narada jednego z prokuratorów z szefem FIFA Giannim Infantino, co gorsza, ten prokurator nie potrafił sobie przypomnieć spotkania z Infantino, gdy go o to zapytano. A sprawa 6,7 mln euro z 2005 jest bardzo trudna do rozwikłania, bo Beckenbauer jest zbyt chory żeby zeznawać, Dreyfuss zmarł w 2009, zanim afera wyszła na jaw, a bin Hammam i władze Kataru odmówili współpracy w śledztwie. – Śledczy okazali się niekompetentni – mówi Zwanziger – i dalej atakują głową ścianę. Ale na końcu zawsze wygrywa ściana.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.