Robert Lewandowski walczy o tytuł, jakiego jeszcze nigdy nie zdobył. Przyszłość to Le Bayern?

Wraca Bundesliga, Bayern goni za Borussią. Za jej prowadzeniem w lidze, ale też za jej młodością, stylem, skautingiem. To najważniejsze półrocze w Monachium od czasu, gdy wykoleił się projekt Louisa van Gaala.
Zobacz wideo

"Jeszcze dziewięć miesięcy do tytułu mistrzowskiego dla Bayernu" – to tytuł z jednej z niemieckich gazet na otwarcie obecnego sezonu Bundesligi. To było pięć miesięcy temu, a ile się zmieniło przez ten czas: Bayern fruwał, Bayern tonął, Niko Kovac był o krok od dymisji, ratował się, znów był zagrożony, znów się ratował. Dziś jego pozycja wydaje się dość bezpieczna, Bayern odnalazł spokój, ale największa zmiana, jaką przyniósł ten sezon, jest nadal aktualna: to młoda i efektowna Borussia jest punktem odniesienia dla wszystkich, a nie hegemon Bayern.

Przez sześć ostatnich sezonów Bayern zawsze zdobywał mistrzostwo, taka dominacja się nigdy wcześniej w Bundeslidze nie zdarzyła. A teraz na początek rundy wiosennej można napisać: "Jeszcze cztery miesiące do tytułu dla Borussii Dortmund". Z lekką przesadą, bo tu jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte, przewaga wynosi tylko sześć punktów, zostało siedemnaście meczów, przyjdą wielkie wyzwania w Lidze Mistrzów. Ale już samo to, że wiosną w ogóle będą emocje dotyczące walki o tytuł, jest jak na ostatnie standardy Bundesligi wydarzeniem.

Bayern na starcie rundy rewanżowej (zaczyna ją w piątek o 20:30 w Hoffenheim) wydaje się mieć najgorsze za sobą. Pod koniec rundy jesiennej zmniejszył stratę do lidera, Niko Kovac wprowadził taktyczne zmiany, które posłużyły drużynie (m.in. Thomas Mueller grający bliżej Roberta Lewandowskiego, Joshua Kimmich u boku Leona Goretzki), wygrał próbę sił z frakcją niezadowolonych z jego rządów (m.in. Mats Hummels, Sandro Wagner, James Rodriguez), padły wreszcie stanowcze deklaracje w sprawie pożegnania z Franckiem Riberym i Arjenem Robbenem. Bayern zaczyna najważniejsze od wielu sezonów półrocze i nie chodzi tu tylko o to, kto będzie mistrzem. Ale o to, jaki będzie Bayern w najbliższych latach.

Bayern w kryzysie tożsamości. Kovac miał pecha. I szczęście

Dziś jest Bayernem w budowie i w zawieszeniu. Dopadł go kryzys tożsamości. W Bundeslidze jest bezkonkurencyjny tak naprawdę tylko w jednym: w grze na wyjazdach, bo stracił tylko sześć punktów w dziewięciu meczach. Nie ma ani najlepszego ataku w lidze, ani najlepszej obrony, ani lidera strzelców (Robert Lewandowski jest piąty ze stratą dwóch goli do liderów, Paco Alcacera i Luki Jovicia), ani największej gwiazdy ligi, ani najlepszego skautingu, ani najbardziej perspektywicznej drużyny.

To jest dość naturalna kolej rzeczy po sześciu latach dominacji, dużo łatwiej jest się wymyślać na nowo w kryzysach niż podczas zwycięskich serii. Niko Kovac miał tego pecha, że akurat trafił na ten sezon, gdy się już przemeblowań nie dało dłużej odkładać. Ale miał też to szczęście, że jego szefowie to przeczuwali i dawali do zrozumienia, że to będzie sezon przejściowy. A po nim nastąpi wietrzenie szatni, duże wydatki na transfery itd.

Bayern ostatni raz przeżywał to osiem lat temu. Wtedy ostatni raz musiał oddawać mistrzostwo Bundesligi i szukać nowej formuły. Wiosną 2011 roku upadały rządy Louisa van Gaala w Bayernie, rodziła się legenda Juergena Kloppa, polska trójka z Dortmundu grała pierwszy sezon razem, Borussia zdobywała pierwsze z dwóch mistrzostw z rzędu. A Bayern skończył ligę na trzecim miejscu, wyprzedzony również przez Bayer Leverkusen. Po zwolnieniu van Gaala i dokończeniu sezonu z asystentem Holendra, Adriesem Jonkerem, szefowie Bayernu postawili na Juppa Heynckesa, wybaczyli mu wszystkie porażki następnego sezonu (przegrane mistrzostwo i Puchar Niemiec, przegrany finał Ligi Mistrzów w Monachium) i rok później doczekali się jedynej w historii niemieckiej piłki potrójnej korony. A patera za mistrzostwo Niemiec, którą Bayern wówczas odbił z rąk Borussii, pozostała w Monachium przez sześć lat.

Le Bayern, czyli Francja nowym Dortmundem dla działaczy z Monachium

Zaczynająca się runda to czas próby dla Kovaca, czy warto mu zaufać jak kiedyś Heynckesowi. Dla piłkarzy: z kim warto budować nowy Bayern, z kim nie. Dla dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia, którego wciąż traktuje się w niemieckiej piłce z przymrużeniem oka jako człowieka bardzo sympatycznego, ale też bardzo niesamodzielnego. I Salihamidzić musi pokazać, że potrafi w parze z szefem skautów Bayernu Marco Neppe dorównać pionowi sportowemu z Borussii, któremu twarz daje mistrz kupowania i sprzedawania piłkarzy, Michael Zorc.

Inspiracja tym, co robiła w ostatnich sezonach Borussia, jest zresztą już mocno w Bayernie widoczna. Salihamidzić i Neppe mocno odmładzają kadrę, szukają fantazji i dobrego dryblingu, sięgają do Francji, Anglii, nawet za ocean. Już dołączył do Bayernu osiemnastoletni Kanadyjczyk Alphonso Davies. Wkrótce może dołączyć osiemnastoletni Anglik Callum Hudson-Odoi (dziś każdy chciałby w Anglii, gdzie wielkie talenty często nie mieszczą się w kadrach dużych klubów, znaleźć nowego Jadona Sancho). Ribery odejdzie, ale grupa francuska się rozrasta. O wyleczonego już Kingsleya Comana (22 lata), którego jesienią kontuzja dopadła, gdy był w wielkiej formie. Do Corentina Tolisso (24 lata), którego kontuzja dopadła, zanim zdążył pokazać, że potrafi być liderem pomocy w wielkim klubie, dołączy latem mistrz świata Benjamin Pavard (22 lata), a za nim być może Lucas Hernandez (też mistrz świata i też 22-letni). Nadchodzi Le Bayern. "Francja będzie nowym Dortmundem Bayernu" – pisze "Sueddeutsche Zeitung". Gdy poprzednio Bayern był w kryzysie tożsamości, zaczął skupować gwiazdy Borussii. Teraz skupuje młodzież z kraju mistrzów świata.

Robert Lewandowski: statystyki świetne, tylko fajerwerków mało

W ataku nadal jednak będzie gwiazda podebrana kiedyś Borussii. Dla Roberta Lewandowskiego to też jest wyjątkowy sezon. Zaczynał go jako piłkarz, który dzielił kibiców Bayernu, niektórzy głośno domagali się, by nie robić z niewolnika robotnika i dać mu odejść, póki ma wysoką cenę. Ale przez następne miesiące Lewandowski zapracował sobie u nich znowu na szacunek. W poprzednich kilkunastu miesiącach stawiał się nieco na uboczu drużyny, a u Kovaca stał się jednym z liderów również poza boiskiem. To, że mógłby założyć opaskę kapitana Bayernu – oczywiście w zastępstwie kapitana lub wice kapitana – było jeszcze kilka miesięcy temu zupełną abstrakcją. Dziś już nie jest aż tak nieprawdopodobne.

Sportowo to też jest dla Lewandowskiego bardzo specyficzny czas. Statystyki strzeleckie, licząc wszystkie rozgrywki, ma imponujące. Ale jego skuteczność jest już traktowana jak oczywistość, nie wystarczyła w 2018, żeby się dostać choćby do trzydziestki nominowanych do "Złotej Piłki". Kibice czekają na fajerwerki, a te w Bundeslidze odpalali jesienią Alcacer, dżoker sezonu, i Jović. Ale strata Lewandowskiego do liderów jest tak mała, że kolejny tytuł króla strzelców nie byłby żadną niespodzianką. Choć dla niego pewnie priorytet ma walka o ten indywidualny tytuł, którego jeszcze nigdy nie zdobył: króla strzelców Ligi Mistrzów. Jest w niej liderem. Tyle że Bayern w 1/8 finału stanie przed wielką górą: Liverpoolem Juergena Kloppa. I pierwszy raz od dawna nie będzie w 1/8 finału LM faworytem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.