Bywało ciekawie, to na pewno. Sędzia nie uznał Bayernowi aż dwóch goli, najpierw unieważniając dobitkę Arjena Robbena po nieudanym rzucie karnym Roberta Lewandowskiego, bo Holender za wcześnie wbiegł w szesnastkę. A potem bramkę po strzale Leona Goretzki i rykoszecie od Thomasa Muellera, bo ten ostatni dotknął piłkę ręką. Robert Lewandowski już drugi raz w 2018 roku pomylił się z rzutu karnego (wcześniej był bezbłędny przez trzy i pół roku) ale znów, jak w marcu w meczu z HSV, dostał szansę poprawienia się w tym samym meczu, tym razem jeszcze szybciej, bo dzięki wspomnianej sędziowskiej powtórce.
Po tym golu Lewandowskiego były brawa na stojąco od szefów Bayernu, skrytykowanych przez Polaka w wywiadzie dla „SportBild” za to, że jego zdaniem dawali mu za mało wsparcia. Był też miły odzew z trybun, gdy spiker wyczytał nazwisko Lewandowskiego, a różnie z tym pod koniec poprzedniego sezonu bywało. Były miłe gesty wobec kolegów z drużyny. I co najważniejsze, było po tym golu 2:1 dla mistrza Niemiec w 82. minucie trudnego meczu z trzecią drużyną poprzedniego sezonu. Ale Lewandowski do momentu zdobycia tej bramki niewiele miał do wspominania. To był jeden z tych wieczorów, gdy piłka go w rozegraniu Bayernu omijała. Był niewidoczny między silnymi stoperami i dopiero w ostatnich 10 minutach, gdy rywale byli już mniej uważni, a on zaczął mocniej schodzić do boku, miał jakąś przyjemność z meczu: mógł asystować przy golach Robbena i Jamesa - strzelali niecelnie w dobrych sytuacjach – miał szansę bramkową po podaniu Jamesa.
Bayern wygrywa na początek sezonu. Kuriozalny karny Lewandowskiego
To był mecz niedosytu nie tylko dla Lewandowskiego. Było w Monachium ciekawie, ale nie było efektownie. Grały dwie niemieckie drużyny z Ligi Mistrzów, a można by z pierwszej połowy zrobić składankę piłkarskich grzechów jak z ekstraklasy. Zbędny pośpiech, niedokładność, złośliwe faule, akcje przerywane podaniem w aut. Karl Heinz Rummenigge i Uli Hoeness oglądali tę pierwszą połowę szczęśliwi jak w poczekalni u dentysty, kibice gwizdali, gdy piłkarze schodzili na przerwę. Bayern prowadził po pierwszej połowie po golu Thomasa Muellera, który w drugiej połowie dołożył jeszcze asystę i dał nadzieję, że po słabych dwóch sezonach (zdobył w nich łącznie ledwie 13 goli w lidze) i słabym mundialu wyjdzie pod ręką Niko Kovaca z kryzysu. Ale też jeszcze przed przerwą Bayern stracił innego piłkarza, który miał się odbudować po dwóch latach problemów: Kingsley Coman po faulu Nico Schulza musiał zostać zmieniony i nie wiadomo, kiedy wróci do gry. Zaczął mecz dobrze, skończył przedwcześnie i we łzach. Coman ma zaledwie 23 lata, ogromne możliwości, dynamikę, której Bayern bardzo potrzebuje na skrzydłach. Ale w tej karierze było już tyle hamowań i przerw, że można zwątpić. W ostatnich dwóch sezonach z powodu problemów z kontuzjami Coman opuścił aż 40 meczów. Stracił niemal całą poprzednią rundę. Teraz zaczyna się od kolejnej długiej przerwy. Piłkarz ma naderwany więzozrost piszczelowo-strzałkowy, czyli tę samą kontuzję, przez którą stracił rundę wiosenną.
Wracają też pytania, czy ze skrzydłami obsadzonymi przez piłkarzy albo starzejących się, albo podatnych na kontuzje, albo dwa w jednym, Bayern może liczyć na podbój Europy. To tutaj zdaje się być najsłabszy punkt w planie mistrzów Niemiec na najbliższy sezon.
Cały plan – nie kupować na razie nowych piłkarzy, tylko wycisnąć więcej z tych piłkarzy którzy są w kadrze – wydaje się być dość sensowny. Bayern wygrywa ligę nieprzerwanie od 2013 roku, w tym czasie na transferowe ekstrawagancje pozwalał sobie tylko przy sprowadzaniu trenerów, a zamiast odstępnego dla klubów wolał płacić piłkarzom wyższe kontrakty. Bayern nie wydał tego lata choćby euro odstępnego, przez ostatnich pięć lat przeznaczył na transfery mniej niż przeciętny klub z dołu tabeli Premier League, ale pensje płaci hojnie (Robert Lewandowski ma, według nieoficjalnych informacji, umowę z podwyżką o milion euro co sezon, aż do 21 mln rocznie w 2021 roku). I kadrę ma nadal silną. Obrońcy tytułu zwycięski mecz z Hoffenheim zaczynali z ławką rezerwowych pełną gwiazd (Robben, James, Mats Hummels), na trybunach siedzieli mistrz świata Corentin Tolisso i wracający do zdrowia Serge Gnabry, a i po boisku biegało kilku piłkarzy, z których można wycisnąć więcej niż to się udało zrobić w ostatnich dwóch sezonach. Manuel Neuer wrócił do Bundesligi po blisko roku leczenia kontuzji. Jerome Boateng (zbyt łatwo ograny przez Adama Szalaia przy golu dla Hoffenheim na 1:1) też opuścił przez ostatnie dwa lata mnóstwo meczów. Więcej może dawać z siebie Thiago, o Muellerze była już mowa wyżej. A o Robercie Lewandowskim Uli Hoeness powiedział przed sezonem tak: - Jeśli się w pełni skoncentruje na Bayernie, to będzie naszym najlepszym transferem. I jeśli będzie w formie, to strzeli 35 goli w lidze.
Pierwszego w nowym sezonie już ma. Nawet bez dobrych wrażeń z meczu.