Pierwsza połowa w wykonaniu Bayernu była bardzo słaba. Gracze Nagelsmanna umiejętnie blokowali dostęp do własnej bramki, a zupełnie niewidoczny był Robert Lewandowski, który był odcinany od podań.
W 23. minucie Bayern objął jednak prowadzenie za sprawą Thomasa Muellera, który dobrze wykorzystał dośrodkowanie Kimmicha z rzutu rożnego. Później jednak niewiele się działo, a najważniejszą informacją pierwszej połowy, była poważna kontuzja Kingsleya Comana, który w końcówce został ostro sfaulowany przez Schulza. Zapłakany Francuz musiał zejść z boiska, a jego miejsce zajął Robben.
Drugą połowę kapitalnie otworzyło Hoffenheim, które już w 58. minucie doprowadziło do wyrównania. Szalai wykorzystał rozkojarzenie Boatenga, przedarł się przez obrońców i mocnym strzałem nie dał szans Neuerowi.
Kuriozalne piętnaście minut
Najwięcej działo się jednak w ostatnim kwadransie. Najpierw sędzia podyktował rzut karny za faul (którego w zasadzie nie było) na Francku Ribery'm, a Robert Lewandowski strzelił prosto w Baumanna. Dobitkę wykorzystał jednak Arjen Robben. Sędzia podszedł jednak do monitora VAR i okazało się, że Robben i inni zawodnicy za szybko wpadli w pole karne i jedenastka została powtórzona. Drugi raz Lewandowski już się nie pomylił i Bayern wyszedł na prowadzenie.
Chwilę potem absurdalnego gola strzelił Thomas Mueller, który został nabity piłką przez Goretzkę, ale sędzia również podszedł do monitora i stwierdził, że Niemiec dotknął piłki ręką - bramka nie została zatem uznana. Bayern poszedł jednak za ciosem, a gola strzelił Arjen Robben po kapitalnym rozegraniu autu.
Bayern od zwycięstwa rozpoczął sezon Bundesligi, a Lewandowski ma już na koncie 181 bramek w lidze niemieckiej. Trzeba jednak przyznać, że nie był to dobry mecz Polaka, a liczby mówią wszystko.
W meczu z Hoffenheim Lewandowski zaliczył:
- 1 celny strzał (2 niecelne i 2 zablokowane)
- 12 celnych podań (70% skuteczności),
- 4 pojedynki (2 wygrane)
- 1 odbiór