Czy Bayern zejdzie na ziemię? Robert Lewandowski dobre podania dostawał ostatnio tylko w powietrzu

Robert Lewandowski wiele u Carlo Ancelottiego zyskał, jeśli chodzi o hierarchię w drużynie. Ale z okazjami bramkowymi, nie licząc karnych i wolnych, było ostatnio bardzo źle. Co zmienią następcy Ancelottiego? W niedzielę o 15.30 Bayern gra w Berlinie z Herthą. Relacja na żywo w Sport.pl.

Oficjalne pożegnanie z Carlo Ancelottim było mało wylewne: „Dziękuję za wszystko” na Twitterze Roberta Lewandowskiego. Ale Polak nigdy nie był piłkarzem wylewnym, jeśli chodzi o relacje z trenerami. Juergen Klopp miał nawet do niego na początku pretensje, że jego twarz nie wyraża żadnych uczuć. A Pep Guardiola przyznawał, że czasem Lewandowskiego nie może rozgryźć. Jak to kiedyś ujął ostatni trener Roberta w polskim klubie, Jacek Zieliński, „bywało że nam przepadał za tą swoją ścianą”.

Konkrety zamiast sentymentów

Porozumienie rodziło się nie w słowach, ale w działaniu, albo w chwili próby, jak wtedy gdy Lewandowski przyszedł do Guardioli i powiedział, że chce grać z Barceloną mimo złamanych kości twarzy. A gdy przychodziło rozstanie, Robert nawet o ubóstwianych w mediach Guardioli i Kloppie opowiadał raczej konkretami, a nie sentymentami: nauczył mnie tego i tego, rozwinąłem się tak i tak, ten był świetnym taktykiem, ten motywatorem itd. Tak jak o każdym ważnym dla siebie trenerze, nieważne czy z Varsovii, Znicza czy Bayernu.  

Ancelotti – pierwszy trener, któremu nic nie trzeba było udowadniać

Co powie o Carlo Ancelottim, gdy trzeba będzie zrobić bilans zysków i strat? Pierwszy raz od kiedy odszedł ze Znicza Pruszków do ekstraklasy jego współpraca z trenerem urywa się nagle, a nie po zakończonym sezonie. I pierwszy raz od kiedy gra zagranicą: urywa się szybciej niż po dwóch sezonach. Bilans będzie bardzo niejednoznaczny. U Ancelottiego, inaczej niż u Kloppa i Guardioli, Lewandowski nie musiał udowadniać, że ważne miejsce w drużynie mu się należy. Włoch zastał go już jako gwiazdę Bayernu. I jeszcze jego pozycję wzmocnił swoimi decyzjami. Najpierw wyznaczył Lewandowskiego do rzutów karnych, potem do rzutów wolnych. Już Klopp mówił Robertowi, że powinien ćwiczyć wolne, Guardiola się przymierzał do wyznaczania Polaka, bo widział jak mocno nad wolnymi pracuje. Ale decyzję podjął Ancelotii: próbuj, już jesteś gotowy. Bilans bramkowy też wygląda imponująco. W poprzednim sezonie Polak drugi raz w karierze, i drugi sezon z rzędu uzbierał aż 30 goli w sezonie. W Lidze Mistrzów też było porównywalnie jak u Guardioli: osiem goli, przy dziewięciu z poprzedniego sezonu. A w obecnym sezonie Lewandowski miał rekordowo dobry start: do zdobycia pierwszych 10 goli dla Bayernu we wszelkich rozgrywkach potrzebował ledwie ośmiu meczów.

Ładna dekoracja, ale za nią - niewesoło

I tu się kończy to, co oczywiste. A zaczyna tekst małym druczkiem: bo 30 goli tym razem nie wystarczyło do tytułu króla strzelców, jak rok wcześniej. Niezły bilans bramek w Lidze Mistrzów oznaczał tylko trzecie miejsce razem z Edinsonem Cavanim, nie drugie za plecami Cristiano Ronaldo jak rok wcześniej. A obecny świetny bilans bramek - 11 goli w 10 meczach z Bayernem o stawkę – to ładna dekoracja, która zasłaniała narastające problemy Bayernu i samego Lewandowskiego. Gdy się temu przyjrzeć bliżej, oglądając mecze Roberta z września, wnioski są niewesołe.

Ostatnie bramki z gry Robert zdobył dwa tygodnie temu, w meczu z Mainz. Potem były trzy mecze, w których jeśli strzelał, to tylko z karnych: po jednym golu z Schalke i z Wolfsburgiem. Mało tego: jeśli Polak w ogóle miał w tych meczach dobre sytuacje bramkowe, to tylko z rzutów karnych i wolnych, albo spoza pola karnego (ale to już raczej dopisywanie dobrych sytuacji na siłę, choćby tej z Paryża z pierwszej połowy, która skończyła się lekkim strzałem w ręce bramkarza).

180 minut bez podania po ziemi w pole karne

Jeszcze mało? Lewandowski przez ostatnie ponad 180 minut gry z Paris Saint Germain i Wolfsburgiem nie dostał w polu karnym ani jednego podania po ziemi. Ani jednego. Przez 180 minut. Nie chodzi o dobre podania, zwłaszcza z boku, takie do których na początku sezonu tylko przystawiał nogę i wpadało: z Borussią Dortmund w Superpucharze Niemiec, z Chemnitzer w Pucharze Niemiec, z Werderem w Bundeslidze. Nie, chodzi o jakiekolwiek podania dołem w pole karne. Lewandowski przyjmował piłkę tylko w górze. A i z Schalke przez 64 minuty gry (zszedł wówczas wcześniej) dostał takie podania ledwie trzy, z czego ledwie jedno (od Rafinhii), które przybliżało go do zdobycia bramki, a nie wyganiało na bok pola karnego (jak podanie od Corentina Tolisso), lub skazywało na przegrane starcie z obrońcą (jak podanie od Kingsleya Comana). PSG, Wolfsburg, Schalke: blisko 250 minut gry, jedna dobra okazja wypracowana podaniem po ziemi.

Bayern, czyli FC Laga

Z takiego napastnika, którego w Niemczech nazywają „Knipser”: łowca bramek, który nie pogardzi ani ładnym strzałem, ani przystawieniem nogi gdzie trzeba, zmienił się w ostatnich tygodniach z konieczności w napastnika służb powietrznych Bayernu. A Bayern, jeśli chodzi o współpracę drużyny z najlepszym napastnikiem, zmienił się w FC Laga: czy to podanie z obrony, czy spod linii bocznej – wszystkie dostawy szły do Lewandowskiego górą. Albo podaniami na dobieg, tylko bez szans na dobieg. Z PSG Polak był bliżej asysty przy golu (podanie do Davida Alaby, częsty udział w rozgrywaniu akcji na lewym skrzydle), niż gola. A jeśli już, to dopiero w 94. minucie przy strzale z wolnego. Niby uderzał wcześniej piłkę głową, jeszcze w pierwszej połowie, ale strachu dla PSG z tego nie było. A gdyby wybrać kluczowe momenty Lewandowskiego w ataku w meczu z Wolfsburgiem, to poza wywalczonym i wykorzystanym karnym Polak byłby ciągle w wyskoku. Podanie, po którym wywalczył karnego, też zresztą było górą: od Jerome’a Boatenga.

Dwa tygodnie bez dobrych sytuacji

Ostatnie sytuacje, po których Polak musiał się złapać za głowę i pokazać kolegom: podanie było świetne, a ja zmarnowałem, zdarzyły się dwa tygodnie temu z Mainz: wtedy raz pod nogi Roberta spadła piłka odbita od Thomasa Muellera, i raz Mueller przepuścił do niego piłkę blisko bramki. Obydwie sytuacje powinien wykorzystać. Potem przez dwa tygodnie nie było już ani jednej tak dobrej okazji z gry. I nie jest to usprawiedliwianie Roberta kosztem kolegów: jemu też piłka odskakiwała w Paryżu, gdy ją dostawał poza polem karnym, on też szuka od początku najlepszego – a nie tylko najskuteczniejszego - siebie. Po prostu coś w grze Bayernu przestało grać.

Z Tuchelem trudno wytrzymać. Ale to trener, który pomaga się rozwijać

Może to były problemy okresu przejściowego, które Ancelotti wpisał w koszty przebudowy drużyny. A może, jak chcą jego krytycy, poddał się i już żadnego planu w jego działaniach nie było. Bayern zdecydował się na szybkie cięcie, w niedzielę drużynę poprowadzi w Berlinie Willy Sagnol, w połowie  października ma być już nowy trener, zapewne Thomas Tuchel. Trener, z którym trudno długo wytrzymać, czego doświadczyli i piłkarze Mainz i Borussii Dortmund. Ale też trener, który piłkarzowi chcącemu się rozwijać może wiele dać. Stawia na ofensywny futbol, rozmach i urozmaicenie w ataku. To trener pod wieloma względami będący przeciwieństwem Ancelottiego: goni piłkarzy do ciężkiej pracy, czasem publicznie zrzuci na nich winę za porażkę. Ale daje nowy impuls. Tego cały Bayern bardzo teraz potrzebuje. I Robert Lewandowski nie jest wyjątkiem.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.