Liga niemiecka. Gilewicz: Lewandowski wywołał burzę, ale niezadowoleni też inni

- Zastanawiam się czy wraca FC Hollywood - mówi Radosław Gilewicz, komentując wywiad Roberta Lewandowskiego i reakcje na to, co Polak powiedział w tygodniku "Der Spiegel". Były zawodnik Bundesligi wskazuje, że rośnie grono niezadowolonych piłkarzy Bayernu i że na starcie sezonu mistrz Niemiec ma zaskakująco dużo problemów

Łukasz Jachimiak: Jak Pan odczytuje i wywiad Roberta Lewandowskiego dla tygodnika „Der Spiegel”, i zamieszanie, jakie powstało po tym, co Lewandowski powiedział?

Radosław Gilewicz: Faktycznie zamieszanie zrobiło się wielkie, na temat słów Roberta powiedziano już bardzo, bardzo dużo i to na pewno nie koniec. Z jednej strony można powiedzieć, że Robert ma taką pozycję, że może mocno wyrazić swoje zdanie, z drugiej strony trzeba zauważyć, że Bayern nie jest przyzwyczajony do takich wypowiedzi swoich piłkarzy. Być może Robert chciał tylko powiedzieć, że jeśli Bayern w przyszłości nie będzie robił wielkich transferów, to będzie mu coraz trudniej podejmować walkę z tymi klubami, które co roku się wzmacniają, wydając przeogromne sumy. Ale zrobiła się burza. Jak już Karl-Heinz Rummenigge się w to włącza, to znaczy, że żartów nie będzie. Szkoda, że to wszystko się dzieje na początku sezonu, bo jeszcze Liga Mistrzów nie wystartowała, a już są w Bayernie zawirowania. Aż się zastanawiam czy powraca FC Hollywood [tak nazywano Bayern kilkanaście lat temu, gdy jego zawodnicy wywoływali różne skandale]. W ostatnich latach w Bayernie było bardzo spokojnie, zobaczymy czy teraz będzie się dalej działo, czy jednak ucichnie.

Co według Pana Lewandowski chce ugrać? Jeszcze raz podejmuje z Bayernem grę, licząc na to, że klub zgodzi się na jego odejście do innego giganta?

- Zacznijmy od tego, że niedawno Robert przedłużył kontrakt. Dwa: jest najlepiej zarabiającym piłkarzem w Niemczech. Trzy: jeżeli chciałby odejść, to dlaczego udzielił tego wywiadu dopiero po zamknięciu okienka transferowego? Cztery: Robert w tym momencie chciał tylko ogólnie powiedzieć, że droga zabójczych pieniędzy, którą idą europejscy rywale Bayernu jednak musi być też drogą Bayernu. Tak to widzę. Niby mówi się, że pieniądze nie grają, że one goli nie strzelają, ale jednak prawda jest taka, że to pieniądze decydują. Patrząc jak inwestują Real, Manchester United i przede wszystkim Paris Saint Germain, Robert chciał powiedzieć, że 40 mln euro na piłkarza to już nie jest wielka kwota. On nie stwierdził, że Bayern kupuje słabych piłkarzy, tylko że trzeba oferować więcej, bo padają coraz wyższe kwoty i Bayern powinien się zastanowić czy jednak nie warto wydawać większych pieniędzy na piłkarzy. Już w zeszłym sezonie kilka razy byłem pytany o to czy Bayern może wydać 100 mln euro na piłkarza. Znając filozofię tego klubu odpowiadałem krótko: nie. Mówiłem, że Bayern nigdy nie da tyle za jednego piłkarza. Nadal uważam, że tego nie zrobi. Nie po to wydał 150 mln euro na najnowocześniejszą akademię piłkarską. Tam ma się odbywać produkcja znakomitych, niemieckich piłkarzy. Uli Hoeness mówi, że to jest jego perełka, ten projekt ma sprawić, że Bayern będzie tworzył zawodników, a nie ich kupował za 100 milionów. Nie wierzę, że pod wpływem wypowiedzi Lewandowskiego coś się w filozofii Bayernu zmieni. Decydują o niej twardzi ludzie, którzy nie dadzą się łatwo naprowadzić na nowe myślenie.

Mówi Pan, że są twardzi, Rummenigge potwierdza to, odpowiadając na wywiad Lewandowskiego stwierdzeniem „jeżeli ktoś atakuje Bayern, będzie miał do czynienia ze mną”, ale przecież krzywdy Polakowi zrobić nie mogą, bo działaliby wbrew sobie np. sadzając na ławce rezerwowych jedynego świetnego napastnika. Nawet ewentualna kara finansowa przy wielkich zarobkach Lewandowskiego będzie miała znaczenie tylko symboliczne.

- Na pewno sprawa będzie z Robertem omawiana. Przede wszystkim wypowiedzi zawodników kontroluje klub, jak są jakieś rozmowy, to są umawiane właśnie przez Bayern. A z tego co wiem, Robert tego wywiadu udzielił będąc na zgrupowaniu reprezentacji Polski, czyli ominął procedury. Myślę, że kara będzie, ale ważniejsza będzie rozmowa. Oczywiście nic złego się nie stanie, bo Robert ma niesamowitą pozycję, na którą sobie zapracował. Bayern musi to szanować. Ale też normalne jest, że nie chce, żeby piłkarze wyżalali się w mediach. W Bayernie było mnóstwo gwiazd, w końcu każda jakoś się dopasowywała. A Robert narzeka na wiele rzeczy, np. na wyjazd do Azji. To niepotrzebne. Przecież inne kluby też mają tournee w okresie przygotowawczym. Wyjazd Realu trwał 24 dni. Rummenigge ma więc rację, kiedy odpowiada Lewandowskiemu, pokazując, że ten klub w tournee spędził o wiele więcej czasu. Wydaje mi się, że Robert niektóre rzeczy powiedział niepotrzebnie. Ale ja jego wypowiedzi szanuję, na pewno nie będę osobą, która go krytykuje. Szkoda tylko, że wszystko wypłynęło na starcie sezonu, to trochę za wcześnie. Nawet jeśli czujemy, że zamiarem Roberta nie była krytyka. Ja to tak czuję, moim zdaniem on chciał nakreślić, że przyszłość Bayernu powinna pójść w trochę innym kierunku. A zrobiono z tego straszną burzę.

A może Lewandowski ma prawo się złościć i tę złość pokazywać? Przecież przypomina, że w poprzednim sezonie marzenia o wygraniu Ligi Mistrzów skończyły się przez jego kontuzję, a teraz rusza nowy sezon Ligi Mistrzów i wielki Bayern znów nie ma zmiennika dla Polaka. Czyli szefowie Lewandowskiego nie wyciągnęli wniosków.

- Zadam pytanie: czy naprawdę bardzo dobry piłkarz, nie mówię, że aż tak dobry jak Robert, ale też bardzo dobry, przyjdzie do Bayernu, żeby usiąść na co najmniej pierwszych 15 meczów na ławce rezerwowych? Tyle meczów Robert na pewno rozegra od dechy do dechy, nie zmęczy się. Każdy szuka grania, nikt nie chce być tylko zmiennikiem. Widzimy to w wielkich klubach, z których odchodzą zawodnicy, którzy grali nawet sporo, ale chcą grać jeszcze więcej.

Jak Alvaro Morata z Realu Madryt?

- Oczywiście, to chyba najlepszy przykład. W kontekście Bayernu mówiło się o młodym Patriku Schicku, a nie przyszedł, bo pewnie nawet tak młody zawodnik chce już grać, rozwijać się, a nie tylko dawać odpoczynek wielkiej gwieździe. Bayern transfery robi po cichu, myślę, że pracował nad sprowadzeniem napastnika, ale nie zdołał tego zrobić, bo każdy zna Lewandowskiego i wie, że on ma miażdżące statystyki.

Myśli Pan nie tylko o liczbie goli i asyst, ale i o tym, że Polak praktycznie nie doznaje kontuzji?

- Dokładnie, na siedem lat gry w Niemczech Robert miał tylko dwie krótkie przerwy. Pierwszą przez kontuzję twarzy jeszcze w Borussii, drugą w ubiegłym sezonie, przez problemy z barkiem. Poza tym jeżeli siada na ławce, to tylko na jeden mecz. W zeszłym sezonie w spotkaniu z Herthą w Berlinie wszedł na końcowe 10 czy 15 minut. Po meczu z nim rozmawiam, pytam „kiedy się dowiedziałeś, że nie będziesz grał”. A on mówi: „ja sam chciałem”. To mi pokazało, że Robert patrzy, kiedy potrzebuje odpoczynku, wie, kiedy jego niemiłosiernie eksploatowane ciało powinno dostać chwilę wolnego, że on sam siebie kontroluje, wszystko ma zaplanowane. Dlatego tak trudno znaleźć świetnego napastnika, który będzie siedział i patrzył na Lewandowskiego. No chyba że Bayern zaskoczy. Jest 39-letni Claudio Pizarro, który właśnie się przeprowadził z rodziną z Bremy do Monachium i jest do wzięcia. To jest legenda nie tylko Werderu, ale również Bayernu. Ale nie wygląda na to, żeby Bayern chciał po tego gracza sięgnąć.

Przywołał Pan mecz, w którym Lewandowski postanowił wziąć wolne, a jednak wszedł na końcówkę i strzelając gola ratował Bayern. W takiej sytuacji chyba musi przyjść myśl typu „nie mogę odpocząć, klub powinien coś z tym zrobić”?

- Mimo sobotniej wpadki z Hoffenheim [porażka 0:2] wydaje mi się, że na Bundesligę Bayern ma tak silną kadrę, że Roberta jednak można zastąpić. Oczywiście nie zawsze, jak wtedy w Berlinie, bo Robert to wyjątkowy egzekutor. Ale w większości przypadków Thomas Mueller czy James Rodriguez przesunięci na „dziewiątkę” powinni sobie poradzić, bo zespół ma wielką siłę uderzenia. Ale schody się robią jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, tam Lewandowski jest niezbędny. Robert jest niezadowolony, bo myśli o brakach zespołu właśnie na te rozgrywki. A mówię, że z Bayernu znów robi się FC Hollywood, bo Mueller też jest niezadowolony, Boateng jest niezadowolony, Lahm odszedł, Xabi Alonso odszedł, nowych piłkarzy trzeba wkomponować, kompletnie nie wiadomo na jakiej pozycji ma grać James Rodriguez i znaków zapytania, przeróżnych zawirowań na starcie sezonie jest bardzo dużo. Nie pamiętam, kiedy ostatnio o Bayernie pisało się tak dużo negatywnych rzeczy jak teraz. Na pewno nie w ostatnich czterech latach, tylko w okresie, kiedy Bayern przestał rządzić nawet w Niemczech. Ten niepokój będzie trwać, bo jeżeli Mario Basler mówi, że z jego pewnego źródła wynika, że Carlo Ancelotti odejdzie w styczniu [podobno ma poprowadzić jeden z chińskich klubów], to w najbliższych miesiącach będziemy mieli bardzo dużo dyskusji o zmianie trenera, o wypowiedzi Roberta, o niezadowoleniu innych zawodników.

Mówił Pan o akademii Bayernu – to chyba z nią duże nadzieje wiąże Steffan Effenberg, skoro mówi, że klub powinien zrezygnować z Lewandowskiego oraz innych gwiazd i stworzyć FC Deutschland?

- Na pewno Bayern boli fakt, że od czasów Toniego Kroosa nie może się pochwalić żadnym naprawdę świetnym wychowankiem. Hoeness mówi, że pracę z młodzieżą w ostatnich latach zaniedbano, dlatego teraz wybudowano ten piękny kompleks i ściągnięto najlepszych trenerów. W Monachium chcą mieć najlepsze szkolenie, chcą produkować gwiazdy, ale też ciągle chcą te gwiazdy kupować. Znakomitych zagranicznych piłkarzy Bayern zawsze sprowadzał. Tak było, jest i będzie, wypowiedź Effenberga tego nie zmieni. Znając go od dłuższego czasu, jeszcze jako zawodnika, kapitana Bayernu, a teraz jako eksperta, wiem, że ma cięty język. Jego wypowiedzi zawsze były ostre, bezpośrednie. Ale tak jak szybko się je słyszało, tak szybko się zapominało. Robert jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, wokół jego wypowiedzi zrobiło się duże zamieszanie, były kapitan Bayernu postanowił zareagować i przesadził – tyle. Według mnie to, co Robert powiedział absolutnie ma sens. Ale też Bayern ma swoją filozofię i tak szybko od niej nie odejdzie.

Nie odejdzie, jeśli właśnie rozpoczęty sezon Ligi Mistrzów skończy np. na ćwierćfinale, jak poprzedni? Nie dałbym ręki, że po kolejnym niepowodzeniu latem 2018 roku Bayern nie wyłoży 100 milionów euro na jakiegoś zawodnika.

- Na pewno za rok coś się wydarzy. Po tym sezonie najprawdopodobniej grę w Bayernie zakończą Arjen Robben i Franck Ribery. Odejdą dwie legendy, które niesamowicie dużo zrobiły. Oni do tej pory robią różnicę w Lidze Mistrzów. Przychodzą nowi, młodsi, ale nie dają tej jakości co Holender i Francuz. Bayern od lat funkcjonuje w oparciu o siłę ofensywną, a ta jest skupiona w bocznych sektorach. Dlatego wydaje mi się, że klub będzie musiał wydać więcej niż wydawał do tej pory. Ile? Myślę, że 100 milionów za jednego zawodnika nie dadzą, nawet mimo korzyści marketingowych, jakie by z tego mieli. Ale 50-60 milionów euro na zawodnika już przeznaczą. To jest zdrowy klub, dobrze prowadzony, ma pieniądze. Na pewno żadną ujmą nie będzie dla niego wydać np. 130 mln euro za dwóch graczy, czymś takim nie przekreślą swojej filozofii. A trochę pójść w stronę większych wydatków będą musieli, bo jestem przekonany, że za rok innego wyjścia już nie będzie.

Chyba że Bayern sprawi niespodziankę i wygra Ligę Mistrzów.

- Teraz nie jest wskazywany jako faworyt, ale prawda jest taka, że jesienią możemy się bawić w różne fajne wyliczenia na papierze, a najważniejsza będzie wiosna. W marcu zacznie się sprawdzanie, kto jest w formie, u kogo dobrze wyglądają czołowi piłkarze, u kogo ci liderzy są zdrowi. Przypomnijmy, że wiosną bieżącego roku Robert był w kapitalnej formie. Do meczu z Dortmundem, który miałem przyjemność komentować, Lewandowski był nie do zatrzymania. Mówiłem, że w takiej dyspozycji jeszcze nie był, a Bayern grał perfekcyjnie, prezentował taki futbol, jakiego dawno nie widziałem. I nagle, wraz z kontuzją Roberta, wszystko się posypało.

Wracamy do tego, co już powiedzieliśmy – Bayern jest zbyt zależny od Lewandowskiego i Lewandowski m.in. o tym powiedział w wywiadzie.

- Tak, choć dziś Bayern ma jeszcze inne problemy, które już również omówiliśmy. Ale w tej fazie sezonu mają je i inni wielcy, jak np. Real Madryt, który już wszyscy obwołali głównym faworytem Ligi Mistrzów. Dlatego z prognozami naprawdę zaczekajmy do wiosny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.