Przez lata zachwycał w Premier League. Tottenham stał się dla Eriksena więzieniem

Przez sześć i pół roku Christian Eriksen zachwycał w barwach Tottenhamu, jednak w ostatnim czasie klub z północy Londynu stał się dla niego więzieniem, które stłamsiło jego możliwości. Transfer do Interu jest dla "duńskiego księcia" szansą na odbudowę na niespełna sześć miesięcy przed mistrzostwami Europy.

Sześć i pół roku trwała kariera Christiana Eriksena w Tottenhamie. Duńczyk, który w Londynie wyrósł na gwiazdę Premier League, we wtorek został oficjalnie zaprezentowany jako zawodnik Interu. Mediolańczycy zapłacili za pomocnika około 20 milionów euro. Biorąc pod uwagę umiejętności piłkarza, to kwota śmiesznie niska. Kontrakt Eriksena z Tottenhamem wygasał jednak w czerwcu, więc latem odszedłby za darmo. A do tego szykował się od dawna.

Zobacz wideo

Spotkanie, które nie dało rezultatów

Krótko po zakończeniu 2017/18 Tottenham ogłosił podpisanie nowej, pięcioletniej umowy z Mauricio Pochettino. Chociaż Argentyńczyk wiedział, że z powodu opóźniającej się inauguracji nowego stadionu, klub nie będzie szastał pieniędzmi na rynku transferowym, to postanowił rozpocząć w nim nowy etap pracy. Liderem "nowej" drużyny miał być Eriksen.

Kontrakt Duńczyka wygasał za dwa lata, a Pochettino wiedział, że zawodnik zastanawia się nad swoją przyszłością. Zdaniem "Guardiana" w tamtym czasie Eriksen jeszcze nie wiedział czy podpisze nowy kontrakt z Tottenhamem, czy poszuka szczęścia gdzie indziej.

Pochettino chciał zrobić wszystko, by nakłonić piłkarza do pierwszej opcji. W tym celu, latem 2018 roku, wraz z żoną i asystentem - Jesusem Perezem - wybrał się do Kopenhagi na spotkanie z Eriksenem. Do tego doszło w luksusowej restauracji Bistro Boheme, należącej do kucharza reprezentacji Danii - Pera Thostesena. Pochettino do Kopenhagi wybrał się z własnej woli, chciał uświadomić Eriksena jak ważnym jest dla niego piłkarzem. Argentyńczyk miał nadzieję, że indywidualne podejście do pomocnika pomoże mu podjąć decyzję o podpisaniu nowej umowy z Tottenhamem.

Dziś wiemy, że spotkanie w Kopenhadze nie dało Pochettino oczekiwanych rezultatów. Co więcej, okazało się ono początkiem frustracji, która narastała w Argentyńczyku w kolejnych miesiącach. Frustracji, która doprowadziła do jego zwolnienia w listopadzie zeszłego roku.

Tottenham, czyli więzienie Eriksena

Trener Tottenhamu miał pretensje do prezesa klubu - Daniela Levy'ego - za nieumiejętność sprzedawania piłkarzy. Chociaż Pochettino miał w zespole zawodników niepotrzebnych, ale takich, na których można było zarobić spore pieniądze, to kadra praktycznie się nie zmieniała.

W ostatnich dwóch latach Tottenham sprzedał tylko dwóch istotnych piłkarzy z pierwszej drużyny - Mousę Dembele i Kierana Trippiera. Odejście Anglika było wyjątkowe, bo londyńczycy sprzedali go na trzy lata przed zakończeniem kontraktu. Pozostali zawodnicy mogli poczuć się więźniami Tottenhamu. I w ostatnim czasie tak czuł się tam Eriksen.

Nawet tak świetny piłkarz jak Duńczyk nie otrzymywał konkretnych ofert od największych klubów. Wszystko przez zaborcze podejście Tottenhamu. Latem, gdy po Eriksena zgłosiło się Atletico, Levy zażądał aż 130 milionów funtów. Chociaż piłkarz zdecydował już wtedy, że nie przedłuży kontraktu z Tottenhamem, to ten chciał za niego kosmicznych pieniędzy.

Dla Pochettino to było za wiele. Argentyńczyk pogodził się z odejściem Eriksena i oczekiwał, że klub sprzeda go jak najszybciej za solidne pieniądze, by pozyskać i wdrożyć do zespołu odpowiedniego następcę. Chciał, by Tottenham zadziałał jak Chelsea, która po twardych rozmowach z Realem Madryt wynegocjowała 100 milionów funtów za zdecydowanego na odejście Edena Hazarda. Ostatecznie na swojej gwieździe "Koguty" zarobiły aż pięciokrotnie mniej.

Inter i Conte sposobem na odbudowanie?

Jeszcze w poprzednim sezonie Eriksen w 51 meczach strzelił 10 goli i zanotował 17 asyst. Chociaż Duńczyk zastanawiał się nad swoją przyszłością, to na boisku błyszczał tak samo jak w poprzednich latach. Pochettino zachwycał się pomocnikiem, którego nazywał "Golazo". W kwietniu podkreślał jeszcze, że Eriksen jest jego "special one".

Duńczyk na te wszystkie przydomki bezdyskusyjnie zasłużył. Odkąd trafił do Premier League wykreował 571 okazji bramkowych, zaliczył 62 asysty, strzelił 23 gole sprzed pola karnego, zdobył osiem bramek bezpośrednio z rzutu wolnego. Żaden piłkarz z najsilniejszej ligi na świecie nie miał w tym czasie równie imponujących statystyk.

Ale latem w Eriksenie coś pękło i w tym sezonie był już piłkarzem nie do poznania. Jego myśli wyraźnie były już poza Tottenhamem. Chociaż Pochettino zdarzało się sadzać Eriksena na ławce, to i tak wciąż w niego wierzył i chciał korzystać z jego niezwykłych umiejętności. Ale momentów magicznych jesienią nie było. Były za to niedokładne podania, dośrodkowania w trybuny, a nawet płynące z nich buczenie podczas wyczytywania przez spikera nazwiska piłkarza. Jose Mourinho, którego Tottenham ma być do bólu pragmatyczny, tylko trzykrotnie wystawił Eriksena w podstawowej jedenastce w Premier League.

Jeśli przypomnimy, że jeszcze kilka miesięcy temu o piłkarza pytały Real Madryt i Barcelona, to transfer do Interu może wydawać się nieco rozczarowujący. Przez zaborcze podejście Tottenhamu i (być może) słabą formę jesienią Duńczyk kończy w klubie z niższej półki. W Mediolanie trafia jednak na ambitny projekt i - przede wszystkim - na Antonio Conte. 

Włoch, jeszcze jako menedżer Chelsea, komplementował Eriksena. Dziś staje przed zadaniem odbudowania go, by "Duński Książę" we Włoszech błyszczał tak, jak przez 6,5 roku w Premier League.

Pobierz aplikację Football LIVE na Androida

Aplikacja Football LIVEAplikacja Football LIVE Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.