Wielki hit w Anglii. Według Kloppa w najwyższej formie musi być nawet sprzedawca hot-dogów

To nowe "Gwiezdne Wojny", nowa "Bitwa o Anglię". Spotkanie Liverpoolu z Manchesterem City ma nawiązać jakością i prestiżem do meczów Arsenalu z Manchesterem United, które na przełomie wieków były zespołami przerastającymi Premier League: mającymi najlepszych trenerów, najlepszych piłkarzy i wydającymi najwięcej. Ale City z Liverpoolem ostrzej niż na boisku rywalizuje za kulisami.

Właśnie rywalizacja między najlepszymi zespołami wtedy i dziś pokazuje jak zmieniła się piłka na Wyspach. Wtedy sir Alex Ferguson i Arsene Wenger gardzili sobą na konferencjach prasowych, a na boisku Mertin Keown i Ruud van Nistelrooy, Patrick Vieira i któryś z Neville'ów walczyli w parach. Czuło się w każdej minucie meczu jak się nie lubią. Rywalizacja między Liverpoolem a City jest na boisku zupełnie inna: cały czas pełna szacunku i klasy. Kibicom trochę brakuje tej atmosfery wielopłaszczyznowej bitwy, więc wzajemne podszczypywanie Pepa Guardioli z Jurgenem Kloppem nieco wyolbrzymiono. Katalończyk - Niemca szczypał tym, że Sadio Mane często nurkuje. Niemiec - Katalończyka: że jego zespół popełnia wiele fauli taktycznych, które umykają sędziom, a wpływają na przebieg gry. 

I kto wie, czy bardziej niż do siebie, nie mówili wtedy do sędziów tego meczu. O wyniku może przecież zdecydować naciągany karny lub nieodgwizdany faul w środku boiska. Te konferencje sprzed tygodnia były jednak pewnym przełomem w relacji trenerów, którzy dotychczas tylko pisali sobie nawzajem laurki: ah, wspaniałym trenerem jest Guardiola – zachwycał się Klopp. A w ramach rewanżu, po wygranym finale Ligi Mistrzów odbierał telefon od Pepa, który jako jeden z pierwszych spieszył z gratulacjami. Nawet przed "być może najważniejszym meczem tego sezonu" – jak zapowiadają starcie na Anfield brytyjscy dziennikarze – stoły konferencyjne ociekały lukrem. Guardiola: - Liverpool to najlepszy zespół. Klopp: - Guardiola to geniusz.

Ten mecz nie skończy przyjaźni między Jordanem Hendersonem a Raheemem Sterlingiem. Brazylijczycy pewnie wymienią się po ostatnim gwizdku koszulkami, wsiądą do wspólnego samochodu i polecą na zgrupowanie kadry. Nie będzie to jak El Clasico za czasów Guardioli i Jose Mourinho, gdy tych meczów w sezonie było tak wiele, a rywalizacja tak wielka, że Vincente del Bosque musiał wzywać liderów Barcelony i Realu do dialogu, by nie rozpadła się reprezentacja.

Rywalizacja zaostrza się poza boiskiem

Najbrzydsza jej część odbywa się za kulisami: kluby podkradają sobie pracowników, walczą o tych samych juniorów i wzajemnie podkładają świnie w przeróżnych instytucjach. Napędzają się i prześcigają w pomysłach na stworzenie klubu idealnego: z najlepszą filozofią gry, z najlepszym trenerem na ławce, świetną akademią, wizerunkiem globalnej instytucji i jednoczesnym zachowaniu tego, co najlepsze w klubach lokalnych. Siedem lat temu Liverpool zatrudnił u siebie Dave'a Fallowsa i Barry'ego Huntera - odpowiednio - szefa skautingu i najważniejszego skauta Manchesteru City. W odwrotną stronę poszedł Rodolfo Borrel, który zanim dołączył do sztabu Guardioli, był dyrektorem akademii Liverpoolu. 

Niedawno wyszło na jaw, że Liverpool zapłacił Manchesterowi City milion funtów w ramach ugody, po tym jak na jedną z platform skautingowych, któryś z pracowników Liverpoolu zalogował się za pomocą konta pracownika City. „To bezprecedensowe naruszenie bezpieczeństwa pokazuje do jakiego poziomu posunięta jest rywalizacja tych klubów. FA wciąż bada tę sprawę, by ustalić jakie dane udało się wykraść” – pisze portal „The Athletic”. Ale że były ważne, nikt nawet nie ma wątpliwości. Klub nie podejmowałby takiego ryzyka, gdyby chodziło o błahostkę. W najlepsze trwa technologiczny wyścig Liverpoolu z Manchesterem City. Oba kluby inwestują w najdoskonalsze sprzęty i programy pozwalające monitorować piłkarzy, którymi potencjalnie są zainteresowani.

„The Telegraph” podaje, że wzajemne kopiowanie pomysłów dotyczy nawet członków zespołu redakcyjnego Manchesteru City, którzy powtarzają stosowaną przez Liverpool strategię komunikowania się z kibicami z całego świata. Ale prawdziwą obsesję na punkcie ukrycia swoich pomysłów ma Pep Guardiola. Gdy tylko pracownicy FA pojawią się w ośrodku treningowym w sprawie prowadzonego śledztwa, tablice z taktyką i jego notatki lądują w sejfie. Katalończyk nie ufa osobom z zewnątrz. Zaraził tym wszystkich w klubie, więc rok temu cały system bezpieczeństwa klubu został zaktualizowany i stał się trudniejszy do rozpracowania przez hakerów. Pracownicy wszystkich działów muszą zmieniać hasła w komputerze co miesiąc. Decyzja została podjęta w świetle zeszłorocznych wycieków danych z największych klubów i federacji piłkarskich, tzw. „Football Leaks”.

Kibice też zdążyli już wyczuć, że między Manchesterem City a Liverpoolem rodzi się nowa pasjonująca rywalizacja. Fani City wymyślili piosenki obrażające tych z Liverpoolu. A ci z Liverpoolu rzucili butelką w autobus z piłkarzami City. Co jeszcze? Manchester City czuje się pominięty w telewizyjnych studiach na żywo, podczas debat, które kształtują opinię publiczną. Nie mają swojego Jamiego Carraghera, który broniłby wtedy klubu. W Liverpoolu z kolei wciąż irytują pieniądze, którymi obraca Manchester City. Dlatego, wg „The Telegraph”, mieli być klubem, który najgłośniej domagał się sprawdzenia jak ich rywal radzi sobie z postanowieniami finansowego fair play. 

Co za przyjecie Roberta Lewandowskiego. Szesnasty gol w tym sezonie Bundesligi:

Zobacz wideo

„O ile konflikt między Arsenalem a Manchesterem United sprowadzał się do niechęci Fergusona i Wengera, o tyle ten City z Liverpoolem należy do zupełnie innej kategorii. Jest instytucjonalny i z czasem będzie się tylko rozwijał” – pisze angielski dziennik. Ich drogi będą się krzyżować na boisku i poza nim. City dwa razy uderzało do Southampton po Virgila van Dijka, ale uznawało, że 75 milionów funtów za kwotę zbyt wysoką. Aż wziął go Liverpool, a Holender zaczął grać tak, że postrzeganie rekordowej wówczas zapłaty za obrońcę diametralnie się zmieniło. Był tego wart. Manchester City pocieszył się Aymericiem Laportem, który – gdyby City dogadało się z Southampton – pewnie wylądowałby na Anfield. To tylko jeden z przykładów ciągłej bitwy, którą oba kluby toczą z dala od murawy. 

Liverpool przekonuje Kloppem, Manchester City pieniędzmi

Największa zakulisowa rywalizacja dotyczy akademii. To oczka w głowie obu klubów. Liverpool wydaje na szkółkę 10 milionów funtów rocznie, Manchester City dwa razy więcej. Chcą odjechać rywalom. I to już się dzieje: ostatnio spotkali się w finale FA Youth Cup. W akademii Liverpoolu jest historia Trenta-Alexandra Arnolda, w Manchesterze – pieniądze. Muszą mieć różne motywacje, bo są zbyt blisko siebie, by kusić tym samym. Alex Inglethorpe, dyrektor akademii „The Reds”, podjął decyzję, że żaden piłkarz w szkółce nie może zarabiać więcej niż 40 tys. funtów rocznie. Kontrakty są więc stosunkowo niskie, ale podbijane premiami związanymi z awansami sportowymi i tymi wewnątrz klubu – do starszej drużyny. - Nigdy nie widziałem piłkarza, który byłby przepłacany w młodości i wykorzystał swój potencjał – twierdzi Inglethorpe. Liverpool kusi młodych Jurgenem Kloppem, który ponoć zna wszystkich chłopców ze starszych roczników. I jak to on – podejdzie, poklepie po plecach, doda wiary, a za jakiś czas powoła na mecz. Wychowankowie czują, że pierwsza drużyna jest w ich zasięgu. 

W City płaci się więcej. I piłkarzom, i ich rodzicom. W akademii Manchesteru, młodzi piłkarze mogą liczyć, że zarobią nawet 6 tys. funtów tygodniowo. Po wejściu do szkółki dostają sprzęt warty w sumie ponad 1000 funtów: płaszcz, kurtkę przeciwdeszczową, bluzę treningową, dwie koszulki, kilka par dresów, ochraniacze, buty, korki i torbę. Wszystko z herbem Manchesteru City. To ważne dla młodych piłkarzy. „Ale to nie tak, że City próbuje tylko przekupić piłkarzy. Oferują też coś więcej: znakomitych trenerów, perspektywę rozwoju i jakość całej akademii – od sprzętu, po udogodnienia związane ze szkołą i zakwaterowaniem” – podaje jeden z agentów piłkarskich, informator „The Athletic”. 

„Nasz teren jest bardziej konkurencyjny niż Londyn. Miasta są mniejsze, a cztery wielkie kluby da się objechać w półtorej godziny” – przyznaje Inglethorpe. Zarówno City, jak i Liverpool zostały w ostatnich latach ukarane przez FA za łamanie zasad przy rekrutacji młodych piłkarzy. Ale w klubach panuje podejście, że inaczej po prostu się nie da. Jest Everton, Liverpool, Manchester United i City, a to wymaga wyjątkowego podejścia i ściągania coraz młodszych piłkarzy. City ściąga np. najbardziej utalentowanych piłkarzy z północy Anglii: z Barnsley, Burnley i Leeds. Ma też grupę zawodników, która ma podpisane kontrakty, ale na co dzień trenuje w swoich mniejszych klubach. Gdy dzieci zaczynają dobrze rokować, są ściągane do Manchesteru.

Klopp i Guardiola jak kiedyś Ferguson i Wenger

Ale w niedzielne popołudnie komputery, wyścig akademii, podkradanie pracowników... – to wszystko będzie nieważne. – Na ten moment, nigdzie nie gra się tak trudno jak na Anfield – przyznaje Pep Guardiola. - Musimy zagrać na najwyższym poziomie i każdy na stadionie musi być w najlepszej formie. Nawet gość sprzedający hot-dogi. Chciałbym, żeby wszyscy przyszli wcześniej na stadion i wspierali nas od pierwszej minuty – stwierdził za to Jurgen Klopp.

W ostatnich dwóch latach Liverpool prowadzony przez Kloppa dwa razy był w finale Ligi Mistrzów. W tym czasie Manchester City całkowicie zdominował rozgrywki na Wyspach, broniąc mistrzostwo Premier League i zgarniając wszystkie puchary w poprzednim sezonie. Oba kluby grają dziś w swojej lidze. Liverpool ma w niej sześć punktów przewagi nad Manchesterem City. Nawet jeśli przewagi nad pozostałymi zespołami dobitnie nie pokazuje tabela, to statystyki nie pozostawiają złudzeń: najwięcej stworzonych szans i najlepsze wyniki, jeśli chodzi o zabezpieczenie dostępu do swojej bramki. Do tego dwa zupełnie różne, charakterystyczne style gry. 

Do tej pory Klopp i Guardiola zmierzyli się ze sobą 16 razy. Obaj wygrali po siedem spotkań, dwukrotnie remisując. Ich rywalizacja na Wyspach jest porównywana do tej Fergusona z Wengerem. – Musiałbym doczepić sobie kilka włosów, żeby to porównanie miało sens – bagatelizuje to Guardiola. Po południu na Anfield powinno być poważniej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.