Mistrzostwo dla City czy Liverpoolu? Komu podium i puchary? Wraca najlepsza liga świata

W piątek rusza 28. sezon Premier League. Chociaż walka o mistrzostwo Anglii będzie wewnętrzną sprawą Manchesteru City i Liverpoolu, to innych, ciekawych historii w najlepszej i najtrudniejszej lidze świata nie brakuje.

Wayne Rooney od stycznia w Derby. Zobacz wideo o byłym reprezentancie Anglii

Zobacz wideo

O rywalizacji Manchesteru City z Liverpoolem w 2019 roku decydują milimetry. W styczniu na Etihad Stadium John Stones wybił piłkę z linii bramkowej po kuriozalnym nieporozumieniu z Edersonem, czym uchronił zespół przed utratą pierwszej bramki w meczu. W meczu, który zespół Pepa Guardioli musiał wygrać, by zmniejszyć stratę do ówczesnego lidera z siedmiu do czterech punktów.

Wielu ekspertów na Wyspach twierdzi, że gdyby Anglik nie uprzedził wtedy Mohameda Salaha, to Liverpool nie doznałby jedynej w sezonie porażki w Premier League i sięgnąłby po pierwsze od 29 lat mistrzostwo kraju. Milimetry zdecydowały jednak o zwycięstwie (2:1) Manchesteru City, który rozpoczął skuteczny pościg za ówczesnym liderem. Ostatecznie zespół Guardioli sięgnął po mistrzostwo, wyprzedzając Liverpool raptem o punkt.

O tym, że rywalizacja obu klubów będzie identyczna w rozpoczynającym się w piątek sezonie, symbolicznie świadczy to, co wydarzyło się w niedzielę na Wembley. Był doliczony czas drugiej połowy w meczu o Tarczę Wspólnoty, gdy Kyle Walker w niezwykły, akrobatyczny sposób wybił z linii bramkowej strzał Salaha. Egipcjanin znów mógł przesądzić o zwycięstwie Liverpoolu z Manchesterem City, jednak znów zabrakło mu milimetrów. Chwilę później w serii rzutów karnych pomylił się tylko Georginio Wijnaldum i Londyn w lepszych nastrojach mogli opuszczać piłkarze Guardioli. Ale czy podobnie będzie w maju?

O mistrzostwo powalczy dwójka

Nikt nie ma wątpliwości, że walka o zwycięstwo w Premier League w sezonie 2019/20 znów będzie pasjonującym wyścigiem Manchesteru City z Liverpoolem. Trudno wyobrazić sobie, by kosmicznym zespołom Guardioli i Juergena Kloppa mógł zagrozić ktoś z bezpośredniej grupy pościgowej. O powtórce z historii mistrzowskiego Leicester nie ma nawet co wspominać.

Pytaniem jest, czy po trzecie z rzędu mistrzostwo sięgną City, co ostatni raz w Anglii udało się ich rywalom zza miedzy w 2009 roku, czy równo po 30 latach tytuł wreszcie zgarnie Liverpool. Tu znów decydować będą detale, krótkie chwile, nieoczekiwane błędy, które pozornie nie będą ważyły wiele, ale ostatecznie mogą mieć kolosalne znaczenie.

Wielu zastanawia się, czy pierwsze ważne decyzje nie zapadły już latem. Tak jak Liverpool minimalnie przegrał w poprzednim sezonie z City, tak samo minimalnie zmieniła się jego kadra w lecie. Klopp mocno postawił na stabilizację, wymieniając jedynie rezerwowych bramkarzy i sprowadzając do klubu 17-letniego Seppa van der Berga, którego nadgorliwi nazywają już nowym Virgilem van Dijkiem. Niemiec nie wzmocnił drużyny, nie poszerzył sobie pola manewru i wciąż zamierza liczyć na bohaterów nieoczywistych takich jak np. Divock Origi, który w poprzednim sezonie zapewnił Liverpoolowi zwycięstwo w derbach na Anfield czy awans do finału Ligi Mistrzów. Pytanie, czy takie historie mogą się powtarzać w nieskończoność.

Spokojny, ale bardzo konkretny na rynku transferowym był za to Guardiola. Katalończyk pobił klubowy rekord, sprowadzając do drużyny Rodriego. Hiszpan o miejsce w składzie rywalizować będzie z Fernandinho, który w poprzednim sezonie był dla City kluczowy, jednak zbyt często zmagał się z problemami zdrowotnymi. Na Etihad trafił też Joao Cancelo, który ma być rywalem dla Walkera, czyli kimś, kim przez dwa lata nie był Brazylijczyk Danilo. 

Lepsze lato, które sprawiło, że City mają dziś jeszcze mocniejszą i szerszą kadrę sprawia, że przed sezonem minimalnym faworytem w walce o mistrzostwo kraju jest zespół Guardioli. Kto wie jednak, czy Katalończyk w tym sezonie nie postawi wszystkiego na Ligę Mistrzów, o której w Manchesterze śnią od lat, a której bronić przecież będzie nasycony w Europie Liverpool.

Dla kogo podium?

Przy rywalizacji City z Liverpoolem inne sprawy w Premier League nieco bledną, mimo że ciekawych historii przecież tam nie brakuje. Zwłaszcza w bezpośredniej grupie pościgowej. Chociaż do Londynu nie udało się sprowadzić Paulo Dybali i Bruno Fernandesa, to po wzmocnionym Tanguy'em Ndombelem, Ryanem Sessegnonem i Giovanim Lo Celso Tottenhamie należy spodziewać się dużego kroku naprzód. Mauricio Pochettino ma dziś wszystko czego mu brakowało, by ustabilizować pozycję "Kogutów" na podium. Pojawiły się transfery, których Argentyńczyk nie widział półtora roku, od lutego zespół gra też na własnym, imponującym stadionie. Chociaż to wciąż dużo za mało, by nawiązać równorzędną walkę o tytuł z City i Liverpoolem, to trzecie miejsce jest dziś dla Tottenhamu jak najbardziej realne.

O powrocie na podium i awansie do Ligi Mistrzów marzy też Manchester United. "Czerwone Diabły" przystąpią do sezonu z defensywą wzmocnioną za ponad 100 mln funtów i ofensywą, jednak największym sukcesem Ole Gunnara Solskjaera w letnim okienku transferowym jest pozostanie Paula Pogby. Norweg od dawna widzi we Francuzie lidera zespołu, jednak w ostatnich tygodniach wydawało się, że mistrza świata do Madrytu sprowadzi Zinedine Zidane. Ostatecznie, mimo niezadowolenia, Pogba został na Old Trafford i wydaje się, że wyniki i pozycja Manchesteru United mocno uzależnione będą od humoru i nastawienia do pracy francuskiego pomocnika.

W Londynie zmiana rozkładu sił

O wszystko co najlepsze dla Francuza z drugiej linii modlą się też w Chelsea. N'Golo Kante, bo o nim mowa, to po odejściu Edena Hazarda jedyny piłkarz ze Stamford Bridge, o którym można powiedzieć, że należy do ścisłej światowej czołówki. Jeszcze niedawno Chelsea pękała w szwach od gwiazd, a w kolejnym sezonie ma być projektem stawiającym na młodzież. Fikayo Tomori, Mason Mount, Ruben Loftus-Cheek, Callum Hudson-Odoi czy Tammy Abraham mają skorzystać na klubowym zakazie transferowym i udowodnić swoje ponadprzeciętne możliwości. Wraz z nimi rozwinąć się ma Frank Lampard, który marzenie o prowadzeniu Chelsea spełnia nadzwyczaj szybko, jednak jeśli wyniki nie będą zadowalające, to Anglik na własnej skórze odczuje, jak puste potrafią być obietnice Romana Abramowicza.

Rozkład sił w Londynie uległ wyraźnej modyfikacji. Kiedy znana z dużych wydatków Chelsea dziś skupia się na swojej młodzieży, na północy prężą się Tottenham i Arsenal. Ci drudzy zdecydowanie chętniej rozmawiają o swoich ofensywnych możliwościach, które latem zwiększyli Dani Ceballos i Nicolas Pepe. Dużo gorzej wygląda to w obronie, gdzie po odejściu Laurenta Koscielnego, zespół Unaia Emery'ego wygląda jak kolos na glinianych nogach. Przeciętności obrony Arsenalu specjalnie nie poprawiają transfery Davida Luiza i Kierana Tierney'a. Pierwszy, który do wybitnych stoperów nigdy zresztą nie należał, najlepsze lata ma już za sobą. Drugi, choć bardzo obiecujący, będzie musiał przestawić się z ligi szkockiej, gdzie Celtic jest hegemonem, na angielską, gdzie Arsenalowi zdarza się bronić głęboko nawet w meczach z teoretycznie dużo słabszymi rywalami.

Od "top four" do "top ten"?

Słówko należy się też tym, którzy w poprzednim sezonie domknęli pierwszą dziesiątkę tabeli, a którzy marzą, by w nadchodzących rozgrywkach postawić kolejny krok naprzód. Wolverhampton, Everton, Leicester i West Ham łącznie wydały latem ponad 350 mln funtów! To sporo więcej niż łączna kwota, którą na transfery wydały kluby pierwszej czwórki z poprzedniego sezonu. Dzięki bezpośredniemu zapleczu dla "top six" do ligi trafili lub w niej zostali gracze ekscytujący i obiecujący jak np. Moise Kean, Sebastian Haller, Pablo Fornals, Youri Tielemans czy Raul Jimenez.

Należy się spodziewać, że m.in. przez takie transfery, dziewięciopunktowa w poprzednim sezonie różnica między 6. a 7. zespołem ligi jeszcze się zmniejszy. Kto wie, czy w niedługim czasie niegdysiejsza "top four" nazywana dziś "top six", nie stanie się "top eight" lub nawet "top ten". Kluby Premier League zarabiają coraz więcej i coraz chętniej i odważniej wydają pieniądze na rynku transferowym. Jak pokazał poprzedni sezon europejskich pucharów, coraz większy procent tych wydatków dokonywany jest więcej niż racjonalnie. To wpływa na poziom ligi, która z roku na rok jest coraz trudniejsza i bardziej pasjonująca.

Więcej o:
Copyright © Agora SA