Dramat najbliższych Emiliano Sali. Rodzinne miasto też jest w żałobie

Problemy z dotarciem do samolotu, który osiadł 63 metry pod wodą, brak możliwości pożegnania się z Emiliano Salą, ale też wzruszenie i hołd oddawany mu przez kibiców. Emocje, które temu towarzyszą, sprawiły, że najbliżsi piłkarza nie byli w stanie pójść na mecz FC Nantes.
Zobacz wideo

Małe argentyńskie miasteczko położone w prowincji Sante Fe przeżywa żałobę od 21 stycznia. To tego dnia poinformowano o zaginięciu samolotu, którym leciał Emiliano Sala. Od tego czasu mieszkańcy Progreso spotykają się codziennie wieczorem i modlą. Wcześniej o odnalezienie piłkarza. Obecnie już bardziej o cud. Miejscowy klub piłkarski - San Martin - od dwóch tygodni nie funkcjonuje. Po informacji o zaginięciu zawodnika zawiesił wszelką aktywność. To właśnie w nim Sala stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Był jego ambasadorem znanym nie tylko w całym kraju, lecz także w Europie. Warto podkreślić, że w 102-letniej historii San Martin żadnemu piłkarzowi z tego klubu nie udało się zagrać nawet w pierwszej lidze argentyńskiej, a co dopiero mówić o podbijaniu Starego Kontynentu. To pokazuje, ile Sala znaczył dla miejscowych.

- Przeżywamy koszmar, nigdy chyba nie czułem i nie widziałem takiego smutku, który dotknął w zasadzie każdego z nas – mówił argentyńskim mediom Julio Cesar Mueller, burmistrz Progreso. Strata piłkarza jest tam tym bardziej dotkliwa, że więzi z rodzinnym miastem napastnik nigdy nie stracił. Przyjeżdżał tam w każde wakacje, odwiedzał swój dawny klub, wspierał dotacjami miejscowe gimnazjum.

- Jak tu przyjeżdżał, to był jednym z nas. Jeździł na rowerze, robiliśmy barbecue – wspomina reporterowi „France Football” jego były trener, Diego Solis. W mieście nadal jako kierowca samochodu dostawczego pracuje jego ojciec Horacio. Informacje o zaginięciu syna przekazał mu jeden z kolegów. Piłkarz przed feralnym lotem, już z pokładu maszyny, wysłał ojcu dramatyczną wiadomość poprzez jeden z komunikatorów. Horacio od kilkunastu lat nie miał jednak dobrych kontaktów z synem. Zaczynały one wracać do normy dopiero od pewnego czasu. Być może piłkarz i z nim chciał się pożegnać.

Mecz to dla rodziny Sali zbyt dużo

Znacznie gorzej zaginięcie syna i katastrofę samolotu, którym leciał, znoszą matka, siostra i brat Emiliano Sali, którzy przylecieli do Europy i kilka dni spędzili we Francji. To, jak Nantes zareagowało na tragedię swojego byłego napastnika, jest bardzo piękne, ale też bardzo dla nich poruszające. Romina Sala, siostra piłkarza, odwiedzając miejsce, gdzie kibice przynoszą pamiątki, flagi, szaliki i obrazki związane z piłkarzem oraz zostawiają swoje listy i podziękowanie, a także wyrazy wsparcia dla rodziny, nie była w stanie spędzić tam więcej czasu. Ta wizyta mocno nią wstrząsnęła.

Prawdopodobnie z powodu zbyt silnych emocji rodzina nie chciała też, mimo zaproszenia, obejrzeć jednego ze spotkań, które FC Nantes rozgrywało ostatnio u siebie.

Romina Sala, siostra Emiliano SaliRomina Sala, siostra Emiliano Sali screen Euronews

Ligowy mecz z Saint Etienne został przerwany w 9. minucie, by kibice i piłkarze mogli oddać hołd zaginionemu zawodnikowi. Argentyńczyk występował bowiem z nr 9 na koszulce. Fani i członkowie drużyny Nantes wstali z miejsc, by w ten sposób złożyć hołd swemu niedawnemu napastnikowi. Na trybunach rozległy się brawa, a na telebimie stadionowym pokazano zdjęcie Sali. Kibice przygotowali też specjalne piosenki na jego cześć i oprawy z wielką flagą Argentyny. Trener Nantes, Vahid Halilhodzić, popłakał się. Równie wzruszająco było podczas meczu Pucharu Francji, w którym „Kanarki” grały z Tuluzą. Mecz ułożył się w ten sposób, że gospodarzom w 9. minucie udało się nawet strzelić gola, co w obliczu wyświetlonego w tym czasie na telebimie zdjęcia Sali było bardzo mocnym przeżyciem nie tylko dla piłkarzy.

- On tu chyba nad nami był i na to patrzył - komentowali potem płaczący kibice.

Pracownicy FC Nantes poinformowali, że bliscy Sali przyszli do klubu w ostatni poniedziałek i podziękowali za wszystko, co francuska drużyna zrobiła dla piłkarza. Byli mocno poruszeni tym, co dzieje się w mieście i w klubie, ale codzienne wiadomości i problemy związane z poszukiwaniami samolotu, a potem z jego wydobyciem i transportem jednego z ciał były dla nich bardzo wstrząsające. Rodzina Sali to katolicy. Jeśli Emiliano Sala zginął w katastrofie samolotu, chcieliby jak najszybciej go pochować i zakończyć zawieszenie, w którym trwają. Zawieszenie jeszcze niedawno rozbudzające nadzieje. Teraz bardziej będące jednak męczącym ciężarem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.