Była 75. minuta meczu Chelsea z Nottingham Forest (2:0) w Pucharze Anglii, kiedy z boiska schodził Alvaro Morata. Hiszpan, chociaż wcześniej zdobył obie bramki dla zespołu Maurizio Sarriego, murawę opuszczał smutny, może nawet przybity. To chwila, która najlepiej obrazuje półtoraroczną karierę 26-letniego napastnika na Stamford Bridge.
Napastnika, który wreszcie miał być strzelcem numer jeden w czołowym klubie Europy. Miał, ale na Wyspach częściej chował twarz w dłoniach ze wstydu niż zdobywał bramki. Tak jak z Nottingham Forest, kiedy zmarnował też kilka okazji, w tym jedną idealną. Z dwóch metrów.
Morata w Londynie był nieszczęśliwy, ponad miesiąc temu poinformował Sarriego, że nie chce dłużej grać w Chelsea. To tylko utwierdziło Włocha w przekonaniu, że jego drużyna potrzebuje nowej, skutecznej dziewiątki. Bo taką nie jest przecież Olivier Giroud.
***
Mniej więcej w tym samym czasie do włoskiej Genoi wpłynęła oferta transferowa od Milanu. Jej przedmiotem była rewelacja Serie A - Krzysztof Piątek. Klub z San Siro, podobnie jak Chelsea, poszukiwał napastnika, bo poniżej oczekiwań spisywał się wypożyczony z Juventusu Gonzalo Higuain.
Chociaż wszystko trwało bardzo długo, 35-milionowy transfer Polaka mógł wreszcie dojść do skutku. Transfer, który na rynku zapoczątkował efekt domina. Dzięki pozyskaniu Piątka, Milan mógł oddać Higuaina do Juventusu. Po Argentyńczyka bez zastanowienia zgłosiła się Chelsea, która jednocześnie, bez żalu wypożyczyła do Atletico nieszczęśliwego Moratę.
W międzyczasie swoje kontakty musiał uruchomić też Jorge Mendes. Portugalski menedżer przekonał Wolverhampton do wykupienia z madryckiego klubu Jonny'ego oraz AS Monaco do wypożyczenia stamtąd Gelsona Martinsa. Wszystko po to, by Atletico miało pieniądze na ściągnięcie Moraty.
W tej zawiłej układance trudno znaleźć niezadowoloną stronę.
Najszczęśliwszy ze wszystkich chyba jest jednak Sarri, który od początku pracy w Chelsea mniej lub bardziej bezpośrednio, wspominał o potrzebie pozyskania napastnika. Włoch próbował obudzić Moratę i Girouda, długo chwalił obu, ale jego cierpliwość nie była nieskończona.
Menedżer Chelsea postanowił wreszcie ustawić zespół tak, jak jeszcze niedawno robił to w Napoli, czyli bez klasycznego napastnika. Trójka Pedro, Eden Hazard oraz Willian nie działała jednak tak dobrze jak neapolitańskie trio Lorenzo Insigne, Dries Mertens i Jose Callejon. Po pierwsze dlatego, że czasu na wdrożenie takiego rozwiązania w Londynie Sarri miał mało. Po drugie dlatego, że w roli fałszywej dziewiątki źle czuł się Hazard, którego potencjał na tej pozycji był marnowany.
Najlepszym przykładem na to był mecz z Newcastle (2:1), w którym Belgowi uważnie przyglądał się współpracujący ze Sky Sports analityk Adam Bate. Chociaż w opisywanym spotkaniu Hazard zaliczył asystę przy golu Williana, to i tak był to jeden z jego najsłabszych występów w tym sezonie.
W starciu z Newcastle na Stamford Bridge 28-latek miał jedynie 59 kontaktów z piłką. Dla porównania, w pierwszym meczu między oboma zespołami, gdy Belg grał na lewym skrzydle, miał ich aż 135! W niedawnym spotkaniu z Tottenhamem w Carabao Cup (2:1) Hazard, który znów zagrał na skrzydle, zaliczył 74 kontakty z piłką, strzelił gola, wykreował też pięć okazji bramkowych. W opisywanym przez Bate'a starciu z Newcastle zrobił to tylko raz.
- Na skrzydle czuję się bardziej komfortowo, to jest moje miejsce - stwierdził Belg przed rokiem, gdy w roli fałszywej dziewiątki próbował go Antonio Conte. - Nie jest możliwe, by Hazard bez przerwy przebywał w polu karnym. On zawsze podąża w kierunku piłki. Musimy nauczyć się korzystania z przestrzeni - powiedział niedawno Sarri.
Czynność ta będzie dla Chelsea znacznie prostsza z Higuainem, czyli napastnikiem, który nie tylko doskonale czuje się w polu karnym przeciwnika, ale jeszcze w poprzednim sezonie Serie A strzelił 16 goli i zanotował siedem asyst. Przybycie Argentyńczyka na Stamford Bridge da oddech Hazardowi i ucieszy nie tylko Sarriego, ale i samego snajpera.
Przenosiny do Londynu są bowiem dla 31-latka szansą na odbudowanie po prawdopodobnie najsłabszym półroczu w karierze. Latem Higuain został siłą wypchnięty z Juventusu do Milanu, by zrobić miejsce dla Cristiano Ronaldo. Na San Siro Argentyńczyk w żaden sposób nie nawiązał do swojej najwyższej dyspozycji. W 22 występach zdobył osiem bramek.
Problemy Higuaina w Milanie wynikały zarówno z kiepskiej postawy zespołu w ofensywie, jak i co najwyżej przeciętnej skuteczności samego zawodnika. Doskonale widać to po statystyce expected goals (xG). To gole oczekiwane, czyli sposób na określenie prawdopodobieństwa, z jakim strzał oddany z danego miejsca i w danych okolicznościach skończy się golem. Statystyka ta sprawdza się szczególnie na przestrzeni całych sezonów i pozwala sprawdzić, czy dany piłkarz (albo zespół) radzi sobie lepiej lub gorzej niż powinien.
Pod tym względem Milan zajmuje dopiero 9. miejsce w Serie A. Sam Higuain zdobył w lidze sześć bramek, choć teoretycznie powinien siedem (dokładnie 7.02). Dla porównania Piątek ma na koncie 13 trafień, choć powinien mieć ich dziewięć. Fabio Quagliarella strzelił 16 goli, mimo że algorytm wskazuje na 12.
Szansą na przywrócenie uśmiechu na twarzy Argentyńczyka jest ponowna współpraca z Sarrim. Obaj spotkali się w Napoli w sezonie 2015/16, kiedy Higuain strzelił aż 36 goli w lidze, ustanawiając jej rekord. Trudno spodziewać się, by 31-letni dziś napastnik strzelał tak często i regularnie. Mimo to, jego wypożyczenie i tak jest nadzieją dla Sarriego na nieporównywalnie lepsze wykorzystanie potencjału drużyny. A w szczególności Hazarda, którego doskonałe podania często szły na marne.
- Higuain w Milanie był wielkim rozczarowaniem, chociaż witano go tam jak króla. Hernan Crespo w wywiadzie dla "La Gazzetta dello Sport" powiedział, że Argentyńczyk jest w dziesiątce najlepszych napastników na świecie i gwarantuje 25 goli w sezonie. Dziś brzmi to kosmicznie, ale nie winiłbym przesadnie samego piłkarza. Drużyna mu nie pomogła, zderzył się z brutalną rzeczywistością gorszego zespołu - mówi nam Mateusz Święcicki, komentator stacji Eleven Sports i ekspert od ligi włoskiej.
- W ostatnich latach Higuain grał w Juventusie i Napoli, a to nieporównywalnie wyższa jakość. On w Milanie się miotał. Nie można było mu odmówić ambicji czy zaangażowania, bo robił swoje i miał imponujący początek. W pewnym sensie ciągnął ten zespół. Załamanie przyszło po meczu z Juve, w którym nie strzelił rzutu karnego oraz zobaczył czerwoną kartkę. Później przyszła też bolesna porażka z Olympiakosem i odpadnięcie z Ligi Europy. Higuain był zniechęcony, rozczarowany.
- Sarri dzwonił do napastnika co drugi dzień, namawiając do przenosin, więc nie ma się co dziwić, że ten chciał zmienić klub. Myślę, że bardzo żałował swojej decyzji o dołączeniu do Milanu. W ostatnich dniach już nawet prosił, by nie włączać go do składu na mecz z Genoą. W 15 meczach Serie A strzelił sześć goli. Niby nieźle, ale spodziewano się więcej. Przede wszystkim tego, że będzie dumny z gry w Milanie, że będzie to dla niego nobilitacja. Nie była.
- Higuain na pewno nie jest tak słaby, jak przedstawia się go w Anglii. Ruud Gullit powiedział, że Argentyńczyk jest staromodny, że gra tylko w polu karnym. To bzdura. On często wraca się po piłkę, pomaga na skrzydłach. Zaprezentował to zresztą w niedzielnym debiucie przeciwko Sheffield Wednesday. Uważam go za bardzo dobrego napastnika, choć na pewno już nie tak fenomenalnego jak w sezonie, kiedy strzelił 36 goli. Sarri stwierdził zaś, że Higuain jest w stanie zdobyć 30 bramek w sezonie. Myślę, że Włoch wie co mówi - kończy Święcicki.