Do swojego egzaminu dojrzałości przygotował się dość kiepsko i poległ już na pierwszych pytaniach dziennikarzy. Sprawdzali go z historii starć z Tottenhamem. Norweg przyznał, że nie miał pojęcia o słabej postawie Czerwonych Diabłów w wyjazdowych meczach. Przeciwko „Kogutom” wykładali się jego o wiele bardziej doświadczeni poprzednicy – nie szło Davidowi Moyesowi, Louisowi van Gaalowi i Jose Mourinho. Nawet sir Alex Ferguson wygrywał na White Hart Lane raz na parę lat. Solskjaer nie zaprzątał sobie tym głowi i podbił Wembley już przy pierwszej okazji. Może pochwalić się kompletem zwycięstw w sześciu meczach, a na liście ofiar ma już nie tylko chłopców do bicia.
Tylu komplementów, co z ust Ole Gunnara Solskjaer, Markus Rashford nie usłyszał przez całe życie. Norweg chwali go przy każdej okazji, a podczas zgrupowania w Dubaju miał mu powiedzieć, że jest jego najważniejszym napastnikiem i wyprzedza w hierarchii Romelu Lukaku. Za słowami poszły czyny, bo tuż po powrocie z Azji wyszedł w pierwszym składzie, a Belg podniósł się z ławki dopiero w drugiej połowie. Solskjaer się nie pomylił, bo gola dającego zwycięstwo strzelił właśnie Anglik. Po raz pierwszy w karierze trafił w trzecim meczu z rzędu.
Rashford precyzyjnie wykończył rewelacyjne podanie Paula Pogby. Dwóch zawodników, którzy najbardziej skorzystali na zwolnieniu Jose Mourinho na dobre uwolniło swój potencjał. Pogba miał za plecami Nemanję Maticia i Andera Herrerę, dzięki czemu mógł skupić się głównie na kreowaniu akcji. Swoim występem nawiązał do mundialowej formy.
Z kolei w Rashfordzie, Mourinho widział skrzydłowego i pozostawał głuchy na jego sugestie, że lepiej czuje się jako środkowy napastnik. Solskjaer nawet się nad tym nie zastanawiał. Upatrzył sobie Rashforda i indywidualnie pracuje z nim nad wykończeniem sytuacji. Efekty można było zobaczyć w meczu z Tottenhamem, gdy w niełatwej sytuacji, Anglik zachował spokój i trafił idealnie w narożnik bramki. - Kiedy masz szybkość Anthony'ego Martiala i Marcusa Rashforda oraz spryt Jessego Lingarda czy Paula Pogby, możesz planować swoje ataki w oparciu o szybkość. Marcus znakomicie wykorzystał swoją szansę, a podanie Paula było połową gola – mówił Solskjaer w Sky Sports, tuż po meczu.
Hit 22. kolejki Premier League porywał od pierwszego gwizdka Mike Deana. Przez pierwszy kwadrans kibice kręcili głowami jak na meczu tenisa, bo piłka momentalnie przenosiła się z jednego pola karnego, pod drugie. United nie schowali się za podwójną gardą, autobus zaparkowali na parkingu i dążyli do jak najszybszego odzyskania piłki. To zgodne z filozofią ich trenera. – Mówię im to samo co chłopakom w Molde. Żeby na boisku pracowali ciężej od przeciwników. Żeby cieszyli się grą i nie bali się ruszyć do przodu. Nie będę miał do nikogo pretensji o stratę, jeśli wykona pracę, by odzyskać piłkę – powiedział dziennikarzom jeszcze przed meczem.
Najwyraźniej zawodnicy wzięli sobie te słowa do serca. Nie bali się ruszyć do przodu, środkowi pomocnicy często decydowali się na prostopadłe podania za linię obrony Tottenhamu, a napastnicy tak często zmieniali się pozycjami, że trudno było przewidzieć czy za chwilę w pole karne wbiegnie Rashford czy jednak będzie to Lingard, a może Martial. Straty się zdarzały, ale od razu po nich następował doskok i próba natychmiastowego odzyskania piłki.
Gdy Tottenham poradził sobie z pierwszym naporem rywala, później miał już łatwiej. Piłkarze Mauricio Pochettino, przede wszystkim w drugiej połowie, stworzyli wiele okazji, które powinni zamienić na gole. Mieli jednak pecha, że między słupkami stał natchniony David de Gea. Hiszpan rozegrał jeden z najlepszych meczów w swojej karierze, wielokrotnie zatrzymując Harry’ego Kane’a, Dele Alliego czy Toby’ego Alderweirelda. Bronił jak w transie - nogami, tułowiem, rękami. Całym sobą. Łącznie jedenaście razy, czasem dokonując cudu. Te słynne już czekoladki, które Solskjaer wręczył recepcjonistce z ośrodka treningowego United, powinny tego wieczoru trafić do Davida de Gei. Bez niego zwycięstwo wymknęłoby się z rąk już na początku drugiej połowy.
Manchester United wygrał (1:0) w wyjazdowym meczu z Tottenhamem po raz pierwszy od 2012 roku. Piąte ligowe zwycięstwo z rzędu pozwoliło im dogonić w tabeli Arsenal i realnie włączyć się do walki o awans do Ligi Mistrzów. Do czwartej Chelsea, tracą już tylko sześć punktów. Następny mecz zagrają w przyszłą sobotę z Brighton.