Premier League. Jan Bednarek się odrodził. "Dzięki mentalności. To pokazuje, jak daleko może zajść"

Jan Bednarek nikogo w Southampton nie zastępuje, nie łata dziur, sam też dziurą w składzie nie jest. Po zmianie trenera zagrał we wszystkich meczach Premier League, nawet w okresie świąteczno-noworocznym, gdy liczba meczów przyprawia o zawrót głowy. W tym czasie jego zespół wygrzebał się ze strefy spadkowej.
Zobacz wideo

Ralph Hasenhuttl po przegranym meczu z Manchesterem City dokonał aż ośmiu zmian w podstawowej jedenastce, a Jan Bednarek ostał się w składzie jako jedyny z obrońców. Jest nie do ruszenia, mimo że do piętnastej kolejki Premier League mecze swojego zespołu oglądał niemal wyłącznie z perspektywy trybun. Rozegrał zaledwie 6 proc. możliwych minut (80 z 1350) i tylko na trzy razy usiadł na ławce rezerwowych. – Byłem chyba jedynym piłkarzem w Europie, który częściej grał w reprezentacji niż w klubie – mówił pod koniec roku w „Daily Echo”, dostrzegając kuriozum sytuacji, w której się znalazł.

Jest największym beneficjentem zmiany trenera. Austriak postawił na niego bez wahania, od razu, już w swoim debiucie. - Przyszedł z gotowym pomysłem po przeanalizowaniu całej kadry. Jest trenerem, który bardzo lubi młodych piłkarzy, nie boi się dać im szansy. Janek był na tyle dobrze przygotowany i skoncentrowany na pracy, że ją wykorzystał. W końcówce poprzedniego sezonu było zresztą podobnie – mówi Tomasz Magdziarz z Fabryki Futbolu.

Wtedy jednak wskoczył do składu wskutek kontuzji oraz zawieszeń innych obrońców. Wówczas jego drużyna walczyła o pozostanie w Premier League. W trudnych warunkach, grając pod olbrzymią presją, Bednarek został wybrany najlepszym piłkarzem maja w Southampton. Pomógł zespołowi się utrzymać i pojechał do Rosji na mundial. Gdy wrócił, nikt o jego zasługach nie pamiętał.

Dlaczego Jan Bednarek nie grał? „W klubie wszyscy go chwalili”

- Nie wiadomo, o co chodziło Markowi Hughesowi. Miał pięciu środkowych obrońców w kadrze, grał systemem na trzech stoperów i Janek wystąpił prawie we wszystkich sparingach. Nie było żadnych wątpliwości, że zacznie sezon w pierwszym składzie – wspomina Magdziarz, agent Bednarka.

Bednarek wrócił z urlopu jako ostatni, więc przegapił kilka ważnych treningów taktycznych. - Zawsze piłkarz, który nie przygotowuje się z zespołem od początku, ma nieco trudniej. Ale Janek wrócił i zagrał w każdym meczu towarzyskim, więc był święcie przekonany, że będzie regularnie grał. Nie było momentu, w którym poczułby, że coś idzie w złym kierunku – mówi Magdziarz.

Jednak w ostatnim sparingu przed startem sezonu Southampton przegrał z Borussią Moenchengladbach 0:3. Być może Polak padł ofiarą tej z pozoru niewiele znaczącej porażki, bo tydzień później, Hughes postanowił już na Wesleya Hoedta, Jannika Vestergaarda i Jacka Stephensa. Bednarka posadził na ławce rezerwowych. Walijczyk najpewniej wystraszył się wysokiej porażki w sparingu i przeciwko Burnley uciekł się do wariantu ze Stephensem, który nie pojechał na mundial i grał w sparingach, gdy Bednarek odpoczywał po mistrzostwach.

W klubie zakładano, że skoro Hughes preferuje ustawienie trójką środkowych obrońców, to wszyscy stoperzy dostaną szansę. Sezon jest przecież długi, jest Puchar Ligi, Puchar Anglii, mogą pojawić się kontuzje czy zmęczenie. Trudno odmówić władzom klubu racjonalnego myślenia. Ale problem w tym, że Hughes już po pierwszym meczu zmienił taktykę i od drugiej kolejki wystawiał tylko dwóch środkowych obrońców. Grał Vestergaard i ktoś jeszcze. Minutami u boku Duńczyka dzielili się Yoshida, Hoedt i Stephens. Bednarek nie.

- Hughes zmienił system i nie widział w nim Janka. Nigdy nie było na niego żadnych skarg, Southampton nigdy nie wysłał do nas żadnego sygnału, że go nie widzą w zespole. Wręcz przeciwnie, ciągle go chwalili. Podkreślali, że dobrze pracuje, że się rozwija, ale musi poczekać i wytrzymać – mówi Magdziarz.

„Bednarek nigdy nie usłyszał, dlaczego nie gra”

Postawił na ciężką pracę. Skupił się na treningu i jak najlepszym przygotowaniu. Ściągnął do Anglii trenerów przygotowania fizycznego, z którymi współpracował grając w Lechu Poznań. Wciąż słyszał, że szansa nadejdzie, że w końcu zacznie grać. Ale Southampton mógł przegrać 1:6 z Manchesterem City, stracić trzy gole z Tottenhamem, mieć passę ośmiu meczów bez zwycięstwa, a trener i tak nie pomyślał o wpuszczeniu Bednarka. Nie zabierał go nawet na ławkę rezerwowych.

- Hughes nie jest typem trenera, który przychodzi i tłumaczy swoje decyzje. Janek nigdy nie usłyszał, dlaczego nie gra. Nie powiedział mu, że musi zmienić to, poprawić jeszcze coś i wtedy wejdzie na boisko. Miał kontrakt, miał pracować i tyle. Rywalizował z bardzo dobrymi obrońcami i oni widocznie bardziej pasowali trenerowi – uważa Magdziarz.

– Już w zeszłym sezonie chcieliśmy go wypożyczyć, ale w Southampton nie chcieli się na to zgodzić. Ciągle powtarzali, że się rozwija i w końcu zacznie grać. Gdyby do końca 2018 roku nie zaczął wchodzić na boisko, to naciskalibyśmy, żeby poszedł do innego klubu. W Southampton też mieli świadomość, że każda cierpliwość ma swoje granice i w końcu musieliby go puścić. Bo ile razy można komuś mówić, żeby poczekał, bo zaraz wejdzie? Ale dzisiaj nie ma sensu o tym dyskutować, bo temat jest po prostu nieaktualny – dodaje założyciel Fabryki Futbolu.

Jan Bednarek, jak nikt inny, skorzystał na zmianie trenera

Zanim cierpliwość skończyła się Bednarkowi, stracili ją włodarze Southampton, którzy wobec fatalnych wyników zespołu zwolnili Marka Hughsa. Nowy trener, Ralph Hasenhuttl przywrócił ustawienie z trójką środkowych obrońców, zmienił trzech piłkarzy regularnie grających u jego poprzednika, od pierwszego meczu odważnie stawiając na Polaka. Bednarek zagrał od pierwszej do ostatniej minuty w siedmiu ligowych meczach z rzędu. Jeszcze nigdy na Wyspach nie miał tak dobrej serii, nawet w końcówce poprzedniego sezonu. Wtedy zagrał w pięciu meczach, a występ w ostatniej kolejce przekreślił drobny uraz.

- Janek jest bardzo rozwinięty mentalnie. W żaden sposób go ta sytuacja nie osłabiła, więc jak tylko dostał szasnę to ją wykorzystał. To są cechy, które pokazują jak daleko może w przyszłości zajść – uważa Magdziarz.

Zespół zaczął grać zdecydowanie lepiej - wygrał z Arsenalem (3:2), Huddersfield (3:1) i Leicester (2:1). Zachował też pierwsze czyste konto od końcówki października. I to w meczu z Chelsea (0:0). Co najważniejsze, mimo trudnych meczów, zespół wydostał się ze strefy spadkowej. W najbliższych tygodniach powinno być jeszcze lepiej, bo „Święci” zagrają z Evertonem, Crystal Palace, Burnley i Cardiff. Bardziej wymagający rywale pojawią się dopiero pod koniec lutego. Wtedy Southampton w ciągu dwóch tygodni zmierzy się z Arsenalem, Manchesterem United i Tottenhamem.

Jan Bednarek wciąż jest chwalony. Nareszcie za występy w meczach

Kibiców może cieszyć już sam fakt, że Bednarek tak często pojawia się na boisku. Kolejne szanse i pozycja jaką wyrobił sobie u Hasenhuttla są najlepszą recenzją jego występów. Polaka chwalą też dziennikarze. Uznali, że był najlepszym zawodnikiem „Świętych” w meczu z Arsenalem i szeroko opisywali jego interwencję, która pozbawiła Pierre’a-Emericka Aubameyanga gola. W meczu przeciwko Chelsea, Bednarek bardzo dobrze radził sobie z Edenem Hazardem, który przez całe spotkanie przechytrzył go tylko raz. A bramki i tak nie zdobył, bo Angus Gunn obronił jego strzał. W sobotę, przeciwko Leicester zagrał tak, że kibice piszą o "polskiej ścianie". Według portalu Whoscored.com został najlepszym piłkarzem spotkania. Bednarek miał stuprocentową skuteczność przy dwóch próbach odbioru piłki, którą wybijał 12 razy, w tym raz z linii bramkowej.

- To zwycięstwo z Leicester też jest bardzo ważne, bo zespół przez całą drugą połowę grał w dziesiątkę. Hasenhuttl zmienił kilku piłkarzy, drużyna lepiej działa, zaczęła wygrywać, więc atmosfera też jest bardzo dobra – zdradza Magdziarz.

Bednarkowi gorzej szło w meczach z West Hamem, gdy kilka razy „zakręcił” nim Felipe Anderson i przeciwko Manchesterowi City, gdy cała linia defensywna „Świętych” nie nadążała za szybko grającymi piłkarzami Pepa Guardioli. Może też niepokoić liczba żółtych kartek, które Polak regularnie zbiera. Ma ich cztery i jest o krok od jednomeczowego zawieszenia.

- Janek przeszedł przez bardzo trudny moment. Trzeba być człowiekiem naprawdę świetnie ukształtowanym mentalnie, żeby sobie z tym poradzić. Wejść z miejsca do pierwszego składu i rywalizować w Premier League. On swoją szansę wykorzystał – mówi jego agent.

Nie ma więc wątpliwości, że po odbyciu kary, Bednarek z powrotem wróci do składu. Może nawet dobrze mu to zrobi? W lidze dawno przecież nie odpoczywał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.