Nowy sezon w Sport.pl. Premier League. Wyspiarska ósemka z bramkarzami na czele, czyli Polacy w Premier League

Ośmiu zawodników, jeden pewniak i dwóch młodych, którzy stoczą walkę z najlepszymi na świecie. Kilku zawodników mających problemy z regularną grą i jeden, który z rolą rezerwowego się już oswoił. Polska kolonia w Premier League nie wygląda tak okazale, jak m.in. we włoskiej Serie A, ale losy naszych piłkarzy występujących w Anglii, w nadchodzących miesiącach z pewnością warto będzie śledzić.

Łukasz Fabiański, Marcin Bułka, Kamil Grabara, Jan Bednarek, Artur Boruc, Krystian Bielik, Bartosz Kapustka, Michał Żyro – ośmiu polskich piłkarzy w najbliższy weekend przystąpi do rywalizacji w Premier League. Choć przystąpi, to może za dużo powiedziane, bo realne szanse na grę ma niecała połowa z nich. Są jednak tacy, którzy w letnim okresie przygotowawczym nadzieje kibiców rozbudzili do niebotycznych rozmiarów. Oto biało-czerwoni, których być może w najbliższych miesiącach będziemy mogli oglądać na boiskach angielskiej ekstraklasy.

Jeden pewniak. Łukasz Fabiański

Jestem szczęśliwy z powodu tego, że mogłem się tu znaleźć. Nie mogę się doczekać nowego wyzwania w swoim życiu – mówił Fabiański kilka tygodni temu, witając się z fanami West Hamu. Polak do Londynu trafił ze Swansea, które z Premier League pożegnało się po zakończeniu ubiegłego sezonu. I jeśli kogoś trzeba byłoby wyróżnić z zespołu „Łabędzi”, to właśnie reprezentanta Polski. Bo to głównie dzięki niemu walijska drużyna o utrzymanie walczyła do ostatnich kolejek. Bez niego kwestia spadku rozstrzygnęłaby się zdecydowanie wcześniej.

33-latek w poprzednim sezonie angielskiej ekstraklasy zajął drugie miejsce w klasyfikacji bramkarzy z największą liczbą interwencji. Zanotował ich bowiem dokładnie 136. Inna sprawa, że w wykręceniu takiego wyniku znacznie pomogli mu jego koledzy z obrony. W zestawieniu Polaka wyprzedził jedynie Jack Butland ze Stoke (142 interwencje). W całej Europie zajął on natomiast trzecie miejsce, bo na pierwszej lokacie znalazł się Nicolas z Hellasu Werona (164 obronione strzały).

Jednak nie tylko w minionych rozgrywkach Fabiański był najważniejszym punktem drużyny z półwyspu Gower. Ogólnie w czterech rozegranych dla Swansea sezonach Polak opuścił zaledwie cztery (!) spotkania ligowe. W innych zawsze grał w pierwszym składzie. Łącznie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, wystąpił natomiast w 150 meczach.

W West Hamie bramkarz pracy pewnie będzie miał równie dużo. Podczas, gdy Swansea straciła w ubiegłym sezonie 56 goli, londyńczycy dali ich sobie strzelić aż 68, co również nie świadczy pozytywnie o ich grze defensywnej. A może raczej nie świadczyło, bo ten sezon ma być już inny, zdecydowanie lepszy niż poprzednie. W tym celu przecież władze kluby przeprowadziły transferową ofensywę. Zanim jednak kupiły nowych piłkarzy, podpisały kontrakt z nowym trenerem. 22 maja 2018 roku podpis pod 3-letnią umową złożył bowiem Manuel Pellegrini, były trener m.in. Manchesteru City i Realu Madryt, który ostatnie dwa lata spędził w chińskim Hebei China Fortune.

A jak już Chilijczyk do West Hamu przyszedł, to zaczął go urządzać po swojemu. I poza Fabiańskim dostał kilku innych, bardzo wartościowych graczy, m.in. Felipe Andersona z Lazio (38 mln euro), Issę Diopa z Tuluzy (25 mln euro), Andrija Jarmolenkę z Borussii Dortmund (20 mln euro), czy Fabiana Balbuenę z Corinthians (4 mln euro).

Wydaje się więc, że jedyny polski pewniak do gry w Premier League w tym sezonie wreszcie będzie mógł powalczyć o coś więcej, niż tylko utrzymanie.

Być jak Kepa i Alisson, czyli Marcin Bułka i Kamil Grabara

To, że najlepszym polskim towarem eksportowym są bramkarze, wiadomo nie od dziś. Pierwszy raz nasi zawodnicy zaczynają jednak od razu na tak wysokim poziomie, bo zarówno Marcin Bułka, jak i Kamil Grabara do Chelsea i Liverpoolu trafili jeszcze w wieku juniorskim. Tam się szkolili i mieli okazję uczyć od najlepszych. I ta nauka, a także zdobyta wiedza, doświadczenie i – chyba przede wszystkim – pewność siebie u młodych piłkarzy, sprawiają, że w tym sezonie może być o nich coraz głośniej.

Bułka i Grabara swoje możliwości mieli okazję pokazać w trakcie międzynarodowych turniejów towarzyskich. Szczególnie ten pierwszy zaprezentował się z bardzo dobrej strony, a miał ku temu aż cztery okazje. W meczu towarzyskim z Perth Glory rozegrał pełne 90 minut, później trzykrotnie wystąpił także w International Champions Cup, rozgrywając 45 minut w starciu z Interem (2:1, po rzutach karnych):


12 minut w pojedynku z Arsenalem (1:2, po rzutach karnych)


Na koniec zaś 74 minuty w spotkaniu z Olympique Lyon (1:0, po rzutach karnych).

We wszystkich meczach w regulaminowym czasie gry wychowanek FC Barcelona Escola Varsovia dał sobie strzelić tylko jednego gola, którego autorem był napastnik Kanonierów, Alexandre Lacazette. Polak dał się pokonać dopiero w 93. minucie starcia z londyńskim rywalem.

Kibice „The Blues” dość szybko zaczęli się domagać tego, by młody Polak na stałe został w kadrze pierwszego zespołu. Szczególnie, że pierwszy golkiper, Thibaut Courtois, chciał odejść, a jego zmiennikami byli wiekowi, a przede wszystkim niegwarantujący wysokiej jakości, Willy Caballero i Robert Green. Sam Bułka przyznawał natomiast, że walczy nie tylko o miejsce w meczowej osiemnastce, ale także o grę w pierwszym składzie.

- Green nie jest do końca moim konkurentem, bo ja nie walczę o miano trzeciego bramkarza, a o bycie jedynką. Myślę, że udowodniłem w letnich sparingach, że mam odpowiednią jakość, by bronić na wysokim poziomie. A że mam dopiero 18 lat, to co z tego? Wiek to tylko cyferki, a często powtarzane słowo „doświadczenie”, jest dla mnie przereklamowane. Jak jesteś dobry, nie ma znaczenia czy masz 18, czy 35 lat
- mówił 18-latek w rozmowie z Antonim Partumem ze Sport.pl.

O miejsce w pierwszym składzie może być jednak trudniej niż się wydawało, pomimo tego, że Londyn opuścił Thibaut Courtois. W miejsce Belga, który od dłuższego czasu domagał się transferu, sprowadzono bowiem Kepę Arrizabalagę z Athletic Bilbao. Władze Chelsea zapłaciły hiszpańskiemu klubowi kwotę odstępnego zapisaną w kontrakcie bramkarza, która wynosiła 80 mln euro. Tym samym 23-latek stał się najdroższym golkiperem w historii piłki nożnej. Trudno więc przypuszczać, że Roman Abramowicz i jego współpracownicy zdecydowali się na wyłożenie takich pieniędzy za kogoś, kto miałby siedzieć na ławce rezerwowych.

Z podobnym problemem będzie się musiał zmierzyć Grabara, choć on tak w trakcie letnich przygotowań nie zaprezentował się tak dobrze, jak Bułka. Rozegrał co prawda 28 minut w meczu towarzyskim z Bury (0:0) i 45 minut w ramach spotkania International Champions Cup z Manchesterem United (4:1), ale w Liverpoolu nikt nawet nie wspominał o tym, że 19-latek będzie mógł już teraz walczyć o regularną grę. Nawet pomimo braku gwarancji jakości ze strony Simona Mignoleta i Lorisa Kariusa. Ten problem władze „The Reds” rozwiązały bowiem inaczej – za 62,5 mln euro sprowadziły z Romy Alissona. Brazylijczyk przez chwilę, do transferu Kepy, był najdroższym golkiperem świata. Zdążył już także zadebiutować, choć jeszcze nieoficjalnie, grając m.in. w wygranym starciu z Napoli (5:0), w którym Jurgen Klopp wystawił najmocniejszą jedenastkę. Grabary zabrakło natomiast nawet na ławce rezerwowych. Jego czas ma bowiem dopiero nadejść.

Polsko-duński mur w Southampton?

12 sierpnia Southampton rozegra swoje pierwsze spotkanie w nowym sezonie Premier League. W pierwszym składzie zespołu Marka Hughuesa najprawdopodobniej zobaczymy Jana Bednarka. Cztery miesiące temu taki scenariusz byłby nie do pomyślenia. Obrońca po transferze z Lecha nie grał, często nie łapał się nawet do kadry meczowej i wiele wskazywało na to, że po – w pewnym sensie – straconym roku uda, uda się na wypożyczenie.

Wszystko zmieniło się jednak 14 kwietnia. Właśnie wtedy 22-latek otrzymał bowiem szansę debiutu w Premier League. I tą szansę – pomimo przegranej swojego zespołu 2:3 z Chelsea – wykorzystał znakomicie. Rozegrał 90 minut, w defensywie nie popełniał błędów, a w dodatku strzelił gola. Takie wejście musiało więc poskutkować tym, że Polak okazji do gry będzie miał więcej. I rzeczywiście miał, bo później po 90 minut grał jeszcze z Leicester, Bornemouth i Evertonem, na koniec sezonu zaliczając jeszcze 68 minut w starciu ze Swansea. Nie zagrał tylko w ostatniej kolejce przeciwko Manchesterowi City.

Taki finisz sprawił, że Bednarek przypomniał o sobie Adamowi Nawałce, a ten powołał go na ostatnie zgrupowanie przed mundialem. Później też na sam turniej. 22-latek zawalił co prawda bramkę w meczu z Senegalem, nie spisał się również w starciu z Kolumbią, ale mecz z Japończykami rozegrał perfekcyjnie, nie myląc się pod własną bramką, a przy okazji strzelając rywalom gola dającego jedyne zwycięstwo biało-czerwonym.

Już po mundialu można było przypuszczać, że reprezentant Polski będzie jednym z faworytów do gry w pierwszym składzie Southampton, choć przez chwilę pojawiły się wątpliwości, kiedy władze „Świętych” zdecydowały się sprowadzić Jannika Vestergaarda, za którego zapłacili Borussii Moenchengladbach 25 mln euro. Patrząc jednak na mecze towarzyskie angielskiego zespołu, zakup Duńczyka będzie problemem nie Bednarka, a Mayi Yoshidy i Jacka Stephensa, bowiem najprawdopodobniej to właśnie oni będą musieli walczyć o skład.

O ile w pierwszych trzech sparingach po mundialu, na środku obrony Southampton Stephens grał z Wesleyem Hoedtem, to później, po powrocie Bednarka z urlopu, to właśnie Polak stworzył parę z Holendrem. Ale tylko na chwilę, bo na trzy ostatnie mecze towarzyskie obok Polaka grał wspomniany Vestergaard. Polsko-duński duet świetnie radził sobie w starciu z Dijon(2:0), dobrze z Celtą Vigo (3:2), nieco gorszy występ notując jedynie w ostatnim meczu z Borussią Moenchengladbach (0:3).

Na godziny przed rozpoczęciem nowego sezonu Premier League wydaje się, że obok Łukasza Fabiańskiego, Bednarek to jeden z nielicznych zawodników, których w najbliższym czasie będziemy mogli oglądać regularnie na boiskach angielskiej ekstraklasy.

Czekać na szansę lub odejść

Na opisanej wyżej czwórce pozytywy w Anglii tak naprawdę się kończą. Artur Boruc w Bornemouth, Krystian Bielik w Arsenalu, Bartosz Kapustka w Leicester i Michał Żyro w Wolverhampton na regularną grę w pierwszych składach swoich klubów liczyć raczej nie będą mogli. I o ile Boruc z rolą rezerwowego oswoił się już w zeszłym sezonie, to dla pozostałych, młodszych piłkarzy taka sytuacja jest hamulcem w rozwoju. W przypadku Kapustki przez chwilę nadzieję dała sprzedaż Riyada Mahreza do Manchesteru City, ale w jego miejsce błyskawicznie ściągnięto Rachida Ghezzala z AS Monaco.

Jeśli Kapustka, Bielik i spółka ostatnich godzin okna transferowego w Anglii nie wykorzystają, udając się przynajmniej na wypożyczenia, to mogą ich czekać kolejne miesiące w rezerwach lub na trybunach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.