Premier League. Tottenham, czyli klub dla kibiców nieplemiennych [ROZMOWA]

- Jestem człowiekiem, który dorastał w PRL-u i bardzo obawiał się maszerujących równym krokiem ludzi, dlatego czuję się komfortowo nie będąc zapisanym do żadnego plemienia. Może to nie jest oczywiste: być kibicem, który jest nieplemienny, ale dobrze mi z tym. Nie życzę źle Arsenalowi, wręcz przeciwnie - mówi w rozmowie ze Sport.pl Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego", a także wierny kibic Tottenhamu.

Tottenham to aktualny wicemistrz Anglii. W obecnych rozgrywkach potwierdza dobrą dyspozycję - wraz z Manchesterem United - ma 23 punkty po 11 kolejkach Premier League. Traci do prowadzącego City osiem punktów. Idzie mu również dobrze w Lidze Mistrzów, gdzie jest liderem grupy H (przed Realem Madryt, Borussią Dortmund i APOEL Nikozja).

Ale bycie kibicem Tottenhamu nie jest takie kolorowe, jak się może wydawać. Z badań przeprowadzonych przez Lloyds Pharmacy [firma farmaceutyczna] wynika, że sympatycy Kogutów najbardziej ze wszystkich fanów drużyn grających w Premier League są narażeni na ataki serca. Lloyds oferuje im nawet darmowe badania kardiologiczne.

O Tottenhamie i trudnym losie kibica rozmawiamy z Michałem Okońskim, dziennikarzem ”Tygodnika Powszechnego”, a także autorem książki i bloga ”Futbol jest okrutny”.

Antoni Partum: Twierdzi pan, że futbol jest okrutny. I dodaje, że bycie kibicem to pasmo udręk przypominające raczej wyniszczające uzależnienie niż radosną rozrywkę. Ale teraz nie może pan narzekać...

Michał Okoński: - To prawda, Tottenham rozwinął się nadzwyczajnie w ostatnich dwóch, trzech latach. Historia tego rozwoju to fantastyczna opowieść o ”cichym” i spokojnym budowaniu klubu na każdym niemal poziomie.

Od przyszłego roku zespół zacznie grać na nowym stadionie, którego projekt robi ogromne wrażenie. Młodzież trenuje w najnowocześniejszych ośrodkach treningowych, a w pierwszym zespole jest wielu bardzo zdolnych piłkarzy. Pytanie tylko, jak długo to potrwa: kiedy potęgi zgłoszą się po takich zawodników jak Harry Kane, Dele Alli czy Christian Eriksen oraz jak długo zostanie w klubie trener Mauricio Pochettino.

Wracamy do punktu wyjścia, futbol jest okrutny...

- Większość kluczowych piłkarzy ma wieloletnie kontrakty i podpisywało je w poczuciu lojalności i zaufania do trenera. Ale świat piłki zmienia się błyskawicznie. I rządzi nim pieniądz. Trudno się dziwić graczom, którzy będą chcieli więcej zarabiać i szybciej sięgać po sukcesy. W Tottenhamie ci najlepszi mogą liczyć na maksymalnie 100 tys. funtów tygodniowo. W niejednym słabszym klubie Premier League mogliby zarobić znacznie więcej, a w tych najlepszych: nawet kilka razy więcej

Czyli kibice Tottenhamu powinni spieszyć się podziwiać Kane`a czy Eriksena, bo zaraz ich już w Londynie nie będzie?

- Tak samo, jak było kiedyś z Garethem Balem i Luką Modriciem [gwiazdy Tottenhamu, które trafiły do Realu]. Dla mnie jest oczywiste, że jeśli ten sezon nie zakończy się wyraźnym sukcesem: mistrzostwem kraju, półfinałem Ligi Mistrzów lub zdobytym Pucharem Anglii, to prezes Daniel Levy będzie miał arcytrudne zadanie, aby zatrzymać największe gwiazdy.

”Jak dobrze podsumować moje życie, to składa się niemal wyłącznie z nietrafionych decyzji klubowego zarządu”- to również już chyba nieaktualne zdanie z pańskiej książki. W 2013 roku Tottenham sprzedał Bale’a do Realu za 100 mln euro. I jak w grze komputerowej - niemal całą kwotę zainwestował w kilkunastu nowych piłkarzy. Tego lata kupił piłkarzy za 93 mln euro, ale jednocześnie zarobił aż 102 mln na sprzedaży zawodników. Tym razem jednak nie kupowano na chaos - widać różnicę w polityce transferowej klubu.

- Z zaciągu nowych piłkarzy z 2013 roku wyjątkiem był Christian Eriksen, który okazał się fantastyczny. A ostatnie okienko? Mówimy o zespole, w którym kupowano piłkarzy, ale - mając w tyle głowy budowę stadionu - pilnowano budżetu. Latem sprzedaliśmy Kyle`a Walkera do Manchesteru City, ale mieliśmy już gotowego następcę - Kierana Trippiera. I jak pokazuje sezon: ta transakcja okazała się przemyślana - zarobiliśmy duże pieniądze [52 mln euro], a Trippier gra świetnie. Jego średnia asyst dzielona na minuty gry jest znacznie lepsza niż np. Mesuta Oezila czy Kevina De Bruyne [licząc wszystkie rozgrywki Trippier notuje asystę średnio co 145 minut. Niemiec co 329 minut, a Belg co 147 minut].

Dobry czas Tottenhamu trwa od...

- Od momentu przyjścia Pochettino w 2014 roku można zaobserwować dużą stabilizację. Wcześniej trenerzy często się zmieniali. Teraz wreszcie panuje ład i porządek, co napędza rozwój. Levy po latach poszukiwań i miotania się od ściany do ściany (Anglik ze starej szkoły Harry Redknapp, młodszy zdolniejszy kosmopolita Andre Villas-Boas) znalazł odpowiedniego trenera. I co najważniejsze, dał mu czas. Czas, którego nie dostali poprzedni szkoleniowcy.

Pochettino pozbył się zawodników, którzy mu nie pasowali do koncepcji, a resztę przekonał do swojej filozofii futbolu. Nauczył młodych i głodnych ”wilczków”, że opłaca się dwa razy ciężej trenować i dwa razy więcej biegać. Ale co najważniejsze: sam się też uczył. Gdy zaczynał pracować, wydawało się, że jego taktyka 4-2-3-1 i wysoki pressing, jest przewidywalny dla rywali; że pod koniec sezonu eksploatowana nadmiernie drużyna „siądzie” kondycyjnie. Ostatni sezon zakończyli jednak w imponującym stylu, a Pochettino zaczął grać trójką obrońców czy dwójką napastników, jego taktyka stała się elastyczna. Zaczął zmieniać formacje w trakcie gry. W meczach z Borussią czy Realem niemal z premedytacją pozbywał się piłki, tylko po to, by zabójczo skontrować.

Mauricio Pochettino i Jan VertonghenMauricio Pochettino i Jan Vertonghen ANDREW COULDRIDGE


Najpiękniejsze i najbardziej budujące jest to, że Pochettino potrafił swoich piłkarzy wytrenować. Na rynku transferowym pewnie mógłby trafiać jeszcze lepiej, ale w pracy na boisku treningowym może się równać chyba tylko z Guardiolą. Postęp Trippiera czy Bena Daviesa, który z zastępcy Danny’ego Rose’a stał się jednym z najlepszych w Anglii cofniętych skrzydłowych, schodzących także do środka, jak w Bayernie wspomnianego Guardioli, jest niebywały. Kane to zupełnie nowy piłkarz, także w kwestii siły fizycznej, dbania o siebie, o swoją dietę itd. Harry Winks, który przez wiele miesięcy tylko jeździł z drużyną na mecze, ale nie trafiał nawet na ławkę rezerwowych, kiedy w końcu dostał szansę, przebił się błyskawicznie do reprezentacji Anglii, a pisząca o nim prasa zestawia go z Iniestą. Kto by rok temu pomyślał, że jakiś Harry Winks będzie pewniakiem w kwestii wyjazdu na mundial?

Ukazała się teraz autoryzowana książka Guillema Ballague’a o Pochettino, w której można zajrzeć za kulisy jego pracy. Fascynująco się to czyta. Poznajemy przede wszystkim kunszt psychologiczny, terapeutyczny wręcz, za pomocą którego trener buduje atmosferę w klubie. Kilka tygodni temu Argentyńczyk zaprosił wszystkich zawodników, ale także prezesa, lekarzy, masażystów, magazynierów czy ludzi dbających o stan murawy w ośrodku treningowym na kolację w luksusowej restauracji na londyńskim West Endzie. Chciał, żeby ludzie, którzy na co dzień muszą ciężko pracować, mogli spojrzeć na siebie w nieco innym kontekście i – zintegrowani na nowo – chcieli pracować jeszcze ciężej.

Ile potrwa to pięć minut?

- Wiele zależy od perspektywy, z której patrzymy. Optyka prezesa, czyli człowieka od finansów, zakłada budowanie coraz większej rozpoznawalności marki i marzenia, aby była globalna. Ale wciąż nią nie jest. Ostatnie zwycięstwo nad Realem było ważne: Tottenham pokazał, że może rywalizować z najsilniejszymi, ale teraz musi pokazać, że potrafi tak co tydzień. Charakterystyczne, że i bramkarz Lloris, i obrońca Alderweireld, i Kane, kończyli ten mecz z kontuzjami z powodu gigantycznego wysiłku.

Pisze pan, że w piłce nożnej nie istnieje teraźniejszość. Kibice zawsze odwołują się do sukcesów z przeszłości lub snują ambitne plany na przyszłość. Co w takim razie odczuwa w tej chwili kibic Tottenhamu?

- Zmieniłem się od czasu pisania tamtej książki [”Futbol jest okrutny” powstał w 2013 roku]. Uważam, że dojrzałem jako kibic. Obecnie zdecydowanie bardziej potrafię cieszyć się teraźniejszością. Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość. A na pewno nie dalej niż do sobotniego meczu z Arsenalem.

Rywalizacja Tottenhamu i Arsenalu w ostatnich latach przebiegała według podobnego scenariusza. Kanonierzy mierzyli w mistrzostwo, ale kończyli rozgrywki "tylko" w TOP 4. Koguty marzyły o awansie do Ligi Mistrzów, ale z wyjątkiem sezonu 2010 i 2017 roku najczęściej lądowały na 5. miejscu. Czasy się jednak zmieniają. A może już się zmieniły?

- Nie sądzę, by Tottenham był zdecydowanym faworytem sobotniego meczu. To są derby, w których trakcie nie rozstrzyga aktualna forma. Jednak w kwestii tego, kto zajdzie wyżej w lidze, uważam, że Arsenal stoi na przegranej pozycji. Tylko że to nie tylko kwestia dobrej gry Tottenhamu, ale także – może przede wszystkim - stagnacji, czy wręcz regresu Arsenalu. W ostatnich latach uśpiony świetnymi wynikami finansowymi klubu zarząd nie pomyślał o tym, że drużyna potrzebuje świeżej krwi.

”Wenger out”?

- Trzeba mu postawić pomnik, nazwać jego imieniem trybunę i uczynić honorowym dyrektorem, ale posadę menedżera powinien opuścić dwa sezony temu. Przez lata go podziwiałem, z mojej strony to był taki syndrom sztokholmski: jako ofiara przywiązałem się do swojego kata, ale każdy ma swój czas. Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to jak uszczypliwość, ale myślę, że Kanonierzy w tych ostatnich dwóch-trzech latach chcieliby być jak... dzisiejszy Tottenham. Czyli chcieliby mieć drużynę młodą, perspektywiczną, świetnie poukładaną taktycznie i grającą ładny dla oka futbol, z wyraźnie zarysowaną tożsamością, a przy tym osiągającą jeszcze dobre wyniki.

Pep Guardiola twierdzi, że Tottenham jest uzależniony od Harry`ego Kane`a.

- Paradoksalnie odbieram jego wypowiedź jako komplement. Próbując pomniejszyć osiągnięcia całej drużyny, między wierszami mówi: „trzeba się z nimi liczyć”. Taka psychologiczna gra.

Zagrywka w stylu Jose Mourinho.

- Tak to interpretuję.

Od czasu przegranej z Chelsea w 2. kolejce Tottenham zanotował passę siedmiu wygranych z rzędu. Przegrał dopiero 0:1 z Manchesterem United, kiedy akurat nie było Kane`a na boisku.

- Ale w kolejnych meczach Eriksen czy Ali zaczęli grać świetnie, często będąc ważniejszymi ogniwami zespołu od Kane`a. W ostatnich sezonach Kane miał kontuzje i momenty obniżki formy. Co roku zdarzały mu się też te legendarne sierpnie, podczas których w ogóle nie strzelał goli, ale koledzy radzili sobie bez niego. Źle nie było.

Słabe strony Tottenhamu?

- (długi namysł) Nawet jeśli są, to pracuje się nad nimi na bieżąco. Gdy mówiło się, że Pochettino jest zbyt sztywnym taktykiem, on nagle zaczął pokazywać, że potrafi być elastyczny.

Ławka rezerwowych?

- Wygląda lepiej niż przed rokiem.

Kontuzje?

- Tu też można Tottenhamowi zazdrościć tego, jak szybko leczą się piłkarze i jak rzadko mają poważne urazy. Teraz leczą się tylko Wanyama i Alderweireld.

Transfery?

- Na plus.

A Moussa Sissoko?

- Był krytykowany, bo w zeszłym sezonie sprowadzono go za późno, po Euro miał zaległości treningowe. Ale teraz jest ważną postacią. Przestał być najsłabszym ogniwem,

Braki w składzie?

- Brakuje ludzi o mentalności zwycięzców, dlatego zresztą Pochettino uparł się, żeby ściągnąć tego lata będącego przed emeryturą Llorente. Obecny skład jeszcze nie wie, jak się wygrywa. Ale trudno się dziwić, skoro niczego jeszcze nie zdobył. Brakuje mi kogoś do kwartetu z przodu; kogoś, kto grałby obok Kane’a, Alliego i Eriksena. Son Heung-min ma przebłyski, ale jest nieregularny. Może Eric Lamela, gdy się wykuruje? Zobaczymy. Choć szczerze mówiąc, marzy mi się powrót Garetha Bale`a. A jeśli mogę dalej fantazjować, to może także (choć już nie do ofensywy) powrót Luki Modricia. To jeden z moich ulubionych piłkarzy.

Nie żałuje pan, że w Tottenhamie nigdy nie było silnego polskiego akcentu? Kilka lat temu epizod zaliczył Grzegorz Rasiak, ale nie przebił się do pierwszego składu.

- Śmiałem się, że tylko tego brakuje, by Polak trafił do Tottenhamu i nagle cały naród zacząłby podzielać moje intymne hobby... A dziś patrzę na tę drużynę i zastanawiam się, czy istnieje Polak, który mógłby być jej wzmocnieniem. Jasne: jest oczywiście Lewandowski, ale on mierzy wyżej, no i mamy wciąż Harry’ego Kane’a.

To jednak fantazje, a ja piłkarskie fantazje spełniam w grach komputerowych. Kupuję Andreę Pirlo i wyznaczam go na grającego trenera.

Mancheter United, Chelsea, Arsenal mają wielu fanów w Polsce. Tottenham nie. Jest pan kibicem hipsterem?

- Jestem człowiekiem, który dorastał w PRL-u i bardzo obawiał się maszerujących równym krokiem ludzi, dlatego czuję się komfortowo nie będąc zapisanym do żadnego plemienia. Może to nie jest oczywiste: być kibicem, który jest nieplemienny, ale dobrze mi z tym. Nie życzę źle Arsenalowi, wręcz przeciwnie: życzę im wszystkiego najlepszego. Od niedzieli.

rozmawiał Antoni Partum


***
Derby północnego Londynu odbędą się w sobotę od godz. 13:30. Relację będziecie mogli śledzić na Sport.pl

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA