Liga angielska. Manchester City - Liverpool 5:0. Wszystko przez Mane?

Starcie niepokonanych dotąd Manchesteru City i Liverpoolu w czwartej kolejce Premier League zakończyło się nokautem. Najpierw Sadio Mane uszkodził Edersona, później podopieczni Josepa Guardiola rozbili zespół Juergena Kloppa

Dobry, wyrównany mecz do 37. minuty, później osiem nerwowych minut związanych z interwencją medyczną, jakiej potrzebował bramkarz gospodarzy, następnie egzekucja - tak wyglądał hit tej serii spotkań Premier League.

Kiedy Sadio Mane w bezmyślny sposób zaatakował Edersona, kopiąc go w twarz, Manchester prowadził 1:0 (gola zdobył Sergio Aguero w 25. minucie).

Mane zasłużenie dostał czerwoną kartkę. Sytuacja wyglądała tak:

Bramkarz został kopnięty zaledwie kilka centymetrów od oka.

Ederson opuścił boisko na noszach, a sędzia wyliczył, że pierwszą połowę trzeba przedłużyć o osiem minut. Po meczu Brazylijczyk pokazał swoje obrażenia.

W szóstej z doliczonych minut na 2:0 podwyższył Jesus Gabriel.

W drugiej połowie grający w liczebnej przewadze "Obywatele" zadawali gościom kolejne ciosy. Na 3:0 w 57. minucie podwyższył Jesus, który minutę później usiadł na ławce rezerwowych. Guardiola w jego miejsce wprowadził Leroy Sane. To on trafieniami w 77. i 91. minucie ustalił wynik meczu.

Ostatniego, pięknego gola (strzał z 20 metrów w okienko bramki Simona Mignoleta) z ławki widział już Ederson. Kontuzjowany bramkarz z dużym opatrunkiem na twarzy pojawił się wśród rezerwowych Manchesteru w ostatnich minutach meczu.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.